piątek, 2 września 2005

Jacek Barszcz

Osiem lat temu, w wieku 30 lat, Jacek Barszcz, absolwent Wydziału Elektroniki Akademii Morskiej w Gdyni, mieszkaniec Gdańska, zaczął szukać w Trójmieście jakiejś ciekawej formy spędzania czasu. Trafił na salę, gdzie ćwiczyli aikido. Spodobało mu się. Aikido - sztuka walki bez walki. Najogólniej mówiąc. Dzisiaj, po wielu, wielu godzinach treningu, jest niezły. Ale trenuje dalej. Już w utworzonym w Centrum Aktywnego Wypoczynku w Starogardzie, jakie stworzył.

Taniec obrony

- Żeby posługiwać się technikami aikido - mówi Jacek - żeby twierdzić, że się coś potrafi, żeby uzyskiwać stopnie mistrzowskie, trzeba ćwiczyć około 10 lat.

Kyu i dan

Stopni jest wiele. Zaczyna się od uczniowskich - 6 kyu. Liczy się od góry. Im niższy stopień, tym wyższe umiejętności. Jacek ma pierwszy stopień. Teraz pozostało mu zdobyć czarny pas - stopień mistrzowski, jeden dan. Potem odlicza się w górę - do czwartego dana zdaje się egzaminy, powyżej, do dziesiątego - przydziela już komisja za zasługi na rzecz rozpowszechniania aikido.
Ścieżka kariery Jacka trwa nadal. Nie uważa, żeby rozpoczął za późno. Ćwiczy cztery razy w tygodniu po 2-3 godziny. Czy odczuwa zmęczenie (przecież zawodnik w innych dyscyplinach w tym wieku to emeryt)?
- Owszem, odczuwam, ale jak nie ćwiczę - śmie się Jacek.

Z ucznia nauczyciel

Jednak od kilku lat ma coraz mniej czasu na ćwiczenia własne. Z proste przyczyny - przekazuje zdobytą wiedzę innym.
Pięć lat temu sprowadził się do Starogardu, założył firmę o profilu informatycznym. Nie dało mu to jednak pełnej satysfakcji. Chyba tkwi w nim jakaś niespokojny duch. A to widać go ze swoimi ludźmi na pokazach, a to prowadzi (i to całkiem dobrze) konferansjerkę na imprezach w Szlachcie, a to robi gdzieś zdjęcia albo przesyła elektroniczną pocztą informację o spływie kajakowym czy rajdzie rowerowym. Zapytany, co chciałby najchętniej robić, żartem odpowiada - mieszkać w pięknym pałacyku i świadczyć usługi turystyczne.
Ale do tego dojdziemy.

Pierwszych pięćdziesięciu

Najpierw ten niespokojny duch kazał mu założyć szkołę aikido. Nazwał ją Centrum Aktywnego Wypoczynku. Nie żadną prywatną szkołę walki, jakie widzimy na infantylnych amerykańskich filmach o karate, a stowarzyszenie kultury fizycznej.
- Zacząłem od sekcji aikido, na wzór Trójmiejskiego Centrum Aikido. W Agro-Kociewiu, w salce, gdzie były zapasy - opowiada.



Dał ogłoszenia. Na pierwsze spotkanie przyszło ponad 50 osób. Po 5 latach zostało z tej pięćdziesiątki dziewięciu, ośmiu ma 2 kyu.
- Są zdjęcia z pierwszego treningu... Oczywiście na pierwszym spotkaniu miałem tremę, ale prędko minęła, bo na zajęciach aikido jest cisza, nikt nie krzyczy, nie rozmawia, wszyscy są skupieni... Pamiętam swój pierwszy trening. Kiedy tylko zacząłem ćwiczyć, nie widziałem już niczego naokoło.
Część z tamtej pięćdziesiątki odpadła. Tak to jest w sportach walki.. Niektórzy przychodzą i myślą, że po kilku treningach zostaną supermanem. Ale takich było niewielu. Połowa z nich regularnie trenowała, a potem... jak to w życiu - ktoś gdzieś się przeprowadził, ktoś wyjechał na studia, gdzie często dalej trenuje w uczelnianej sekcji.

Ponad stu ćwiczących

Oczywiście Jacek co roku robi nabór. Chętnych przychodzi wielu. Popularność aikido szybko rośnie. Poza tym o wyborze akurat Centrum decydują też i inne czynniki.
- Obecnie grupa trenuje w salce w budynku po Elektronie przy ul. Kościuszki 112 - mówi mistrz. - W zeszłym roku na zajęcia chodziło około 120 osób. Tak dużo, bo mamy tę salkę, udostępnioną przez Urząd Miasta. Dzięki temu pojawiła się możliwość dynamicznego rozwoju. Utworzyliśmy sekcję dla dzieci, dla zaawansowanych, niezaawansowanych, prowadzimy zajęcia na Pomorskiej Wyższej Szkole Polityki Społecznej i Gospodarczej w ramach zajęć wuefu (prawie 30 osób), udostępniamy też pomieszczenie na zajęcia rekreacyjne dzieciom na skierowanym z ośrodka kuratorskiego.

Konkurencji nie ma

W tym roku Centrum nawiązało współpracę z instruktorem kung fu i tai chi z Gdańska. Nie ze Starogardu, bo u nas mistrzów tych walk nie ma.
- Nie ma też od jogi - wymienia Jacek - teakwondoo. Są od karate, kic boxingu, ju jitsu, judo.
Liczymy, ile jest u nas tych szkół i która ile ma osób, z założeniem, że na początku roku szkolnego w poszczególnych grupach zaczyna ćwiczyć dajmy na to 40, kończy 20. W sumie - po uśrednieniu - wychodzi, że w stolicy Kociewia sporty walki regularnie trenuje ponad... 300 osób.



- Konkurencji nie mamy, bo każda szkoła uczy czegoś innego. Jest natomiast możliwość wyboru. To, że u nas ćwiczy ponad sto osób, nie świadczy, że jesteśmy najlepsi. Po prostu mamy salę i jako jedni z nielicznych własną, kupioną za składki matę o wymiarach 10 na 12 metrów. Może na niej ćwiczyć na raz do 16 osób. Mamy szczęście. Nawet w Trójmieście sekcje nie posiadają własnych pomieszczeń. My nie jesteśmy ograniczeni czasowo, dlatego możemy się rozwijać.
Za składki kupili piec, węgiel, coś tam odnawiają. Bo ogólnie opuszczony obiekt przyciąga innych "zawodników".
- Wchodzili, wynosili co się da. Wycinali na przykład kaloryfery i wynosili w biały dzień przez otwarte drzwi - opowiada Jacek. - Do nas włamali się "tylko" kilka razy.

Pokazy

Jeżdżą również na pokazy i organizują rozmaite zajęcia na zewnątrz.
- Pokazujemy, że aikido to coś więcej niż sztuka walki, że to sposób na życie, na spędzanie wolnego czasu, kształcenie charakteru. Prowadzimy te pokazy w ramach promocji. W szkołach, na imprezach.
Czasami wśród widzów stoją 130-kilogramowe "kafary" i na początku sobie z nich kpią. Po próbach, kiedy pokazują, jak można jednym ruchem przewrócić i pokonać "szafę", żaden z nich, zapraszany, nie wychodzi.

Aikido dodaje pewności siebie. Widać to po zachowaniu i ruchach. Wyczuwają to i omijają ich z daleka "różne cwaniaczki". Ale generalnie w tym sporcie nie idzie o walkę. To praca nad swoim ciałem i umysłem, nad sztuką koncentracji.

Panie chcą się bronić

Na zajęcia przychodzą też kobiety. Może jedna czwarta, może trochę więcej. Raz zdarzyła się rzecz niezwykła.
- W 2003 roku - opowiada Jacek - zrobiliśmy kurs samoobrony dla kobiet. Bezpłatnie. Myśleliśmy - przyjdzie ze 30 panienek, zrobimy zajęcia raz - dwa razy w tygodniu. Przyszło... 360 (widać, że panie chcą się bronić). Szok. Co było robić. Przeprowadziliśmy tę akcję z Agro i Galedo. Dwumiesięczny kurs w grupach. Część się wykruszyła. Trudno się dziwić. Wstać, przewrócić się, wstać, przewrócić się... 10 minut takiego treningu, gdzie pracują wszystkie mięśnie i w jesteś cały obolały. Ale koło setki ukończyło, a kilkanaście zostało u nas na stałe. Tu pojawia się sprawa dokładania do interesu. Miały być dwie godziny, a robi się dziesięć.
No właśnie, czy to mógłby być interes? Jacek mówi, że nie. Tym bardziej, że jako Centrum nie chcą pracować dla tych z dużymi pieniędzmi.
- Z tymi, którzy mają dostęp do wszystkich uciech - zauważa - nie ma wielkich problemów. Źle jest z tymi z rodzin biednych. Nieraz obserwujemy "stado" dzieciaków z ulicy Kościuszki. Zimą przychodzą do nas, bawią się. To dla nich powinno się organizować więcej zajęć.

Wycieczki po terenie

Aikido i sztuki walk to nie jedyna działalność Centrum. W pewnym momencie, kiedy powstała już na trwałe grupka aikido, i on, i jego uczniowie stwierdzili, że trzeba robić coś więcej. Ponieważ interesują się wieloma tematami, postanowili organizować wycieczki po okolicy Starogardu i po Kociewiu - piesze, kajakowe, rowerowe. To też rekreacja ruchowa.

Zorganizowali już tych wycieczek kilkadziesiąt. Trasy nie pokrywają się z tymi oznakowanymi przez PTTK (te są zbyt ogólnikowe). Sami robią mapki - na przykład trasa piesza: dworek w Owidzu - grodzisko - elektrownia woda - stado ogierów - Jamertale (gdzie był gród Juranda z filmu Krzyżacy), grobowiec von Paleske. Z każdej wycieczki przynoszą od 200 do 500 zdjęć.
- Chcielibyśmy jako Centrum najpierw zrobić porządny przewodnik po Kociewiu, a potem organizować wycieczki dla szkół. Są przeszkoleni ludzie, którzy mogliby oprowadzać, tłumaczyć.
To jeden z pomysłów, całkiem realny, do wdrożenia. Ale są też pomysły większe, o realizacji których na razie można sobie tylko pomarzyć.

Marzę o porządnym klubie

- Chciałbym stworzyć miejsce, gdzie przychodziliby wszyscy, którzy mają ochotę spędzać wolny czas w rozmaitej formie, oczywiście z nastawieniem na ruch. Na zasadzie klubu - gdzie byłoby kilka pomieszczeń, gdzie ludzie uprawialiby wszystkie sporty walki, gdzie byłyby gabinety odnowy biologicznej, kominek i wygodne fotele, nawet bilard i chłopki. Wykupujesz abonament, przychodzisz i wybierasz co chcesz.

Dyskutujemy o budynkach poprzemysłowych, których w Starogardzie jest sporo. Puste, w prędkim tempie się degradują. Ale adaptacja jest nierealna - sam budynek, pomieszczenia to mało. Wielkie koszty zaczynają się przy remontach takich obiektów, a kończą na wyposażeniu. Milion, dwa - to za mało. Kwoty dla Centrum fantastyczne. Inna sprawa - można prognozować - że za kilka lat zapotrzebowanie na proponowane przez Centrum usługi znacznie wzrośnie. No bo coś z tym wolnym czasem i bezrobociem trzeba przecież robić.
Tadeusz Majewski, Marek Grania

Za magazynem Kociewiak - piątkowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Informacje o aikido w Starogardzie: patrz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz