sobota, 10 września 2005

Wrzesień - scenka kociewska

Jedna ze scenek ze sztuki Barbary Pawłowskiej

Wrzesień

Osoby: matka, Andzia, sąsiadka, trójka dziewcząt
(Matka siedzi przy stole; w drzwiach stoi Ania w towarzystwie trzech koleżanek.)

A.: Mamo! Ida z dziewczynami na grzyby, jó?

M.: Jeno nie zgubta sie w lesie! Andzia! Ubierz gumacze, bo só żgmije. A wejdź tamój, gdzie zawsze chodzieła babusia. Może bandó jake rydzki.

A.: Niech mnie mama poda jaka torba!

M.: Weź ta sztyrokanciata kipka, co sie tak grzyby nie ugnietó. A wróćta na obiad!
(Dziewczęta wychodząc mijają się w drzwiach z sąsiadką.)

S.: Pochwalóny!

M.: Na wieki wieków!

S.: Żeśta mówieli, że moga przyńść po zielóne na trusiów, to przyszłóm.

M.: Wej! Tamój w ogrodzie na tecce leżó liście od kapusty, to se weźnieta, ale przódzi wypijim kawa. Móm upiekłe ruchanki na pokurek. Posmakujim do kawy. Usióńdźta sómsiadko do stoła! Powiedzta, co tam u was nowego!

S.: Prawie u mnie to nic! Ale byłóm zawczorym u dochtora w ośrodku. Było ludziów! Nie wiam, na co to durcham chorujó. Ji stare byli, i dużo z dzieciami. Ji takie młode, co to pewnikam jim sie robić nie chce. Ale sie naczekałóm! Byłóm ustawióna za takó młodó kobietó, co mniała ze sobó dwóch gzubów. Te to dokazyweli. Durcham lateli, aż jedan się wybaranieł ji fest buzneł. Mniała sómsiadka widzieć, jak ón rezder plapa. Zrobieł się taki warwas, że aż sie ludzie poruszeli. A ta mamucha tych dwóch gzubów siedzi jak taka dziudzia ji ani sie nie ruszy. Nó, choćby wziana takiego małego na kolano, podmuchała w to jego "ałka" i już by było jinaczy, na nie?

M.: Brukujcie rozum! Chto by to wytrzymał?

S.: Bez ta cała termedyja jedan chłop wlulił sie bez kolejki do dochtora, a na dodatek ón, a może jakiś jinszy jisty zakałmuzieł, że wnetki omglałóm od smrodu.

M.: Nie wiecie jak to je? Obżer się angrestu, a jego tylas dostał kaszel.

S.: A wie sómsiadka, że taki fest chory to chyba by umer w ty poczekalni.

M.: Jó! Żeby chorować, to musisz mnieć siła jak kóń.

S.: Ja już musza nogować. Tyla czasu zbałamuciłóm. Wezna to zielóne i poleca. Na przeddómku móm ostawióna kipka.

M.: To choć ździebko pogadelim.

S.: Mniejta z Bogam.

M.: A z Bogam.

(Ania wraca z grzybami)

A.: Co się nachodzielim po tych chrapach, a gryzbów jak na lekarstwo. Móm jeno para kurzejków, para pampków i jedna klampia munia. Za to muchorajów je pełno.

M.: To i muszo być prawdziwki.

A.: Nie znaleźlim żadnego.

UWAGA. W pisowni pominięto "e" pochylone (z kreską). Widocznie nasz komputer nie przewidział takiej głoski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz