poniedziałek, 5 grudnia 2005

Blusy prowincjonalne

Krótkie formy na temat: marszu homoseksualistów (Pochwała deptaków), Święta Niepodległości (Dzaidek), wyborów (Och, badania...), ptasiej grypy (Nie ma wolności...) Pochwała deptaków

Deptaki przyciagają wszystkich. Weźmy taki Monciak. Idą. Nasamowicie różni. Idą czerpiąc przyjemność z misterium spaceru w tłumie. Taksują się dyskretnie wzrokiem. Starszy pan mierzy biust wyłowionej w tłumie sexbomby - kątem oka, aby nie zauważyła towarzysząca mu starsza pani. Młodzieniec o ciemnej karnacji wyławia ciemne dziewczyny, bo tak - podobno, podobno - iskrzy bichemia potocznie zwana miłością. Oczy taksują leniwie pośladki (statystycznie na 1. miejscu co do przyciągania uwagi) i nogi. Tutaj swoich piegów nie wstydzi się rudzielec. Beznogi kombatant na wózku zamawia waniliowego loda. A teraz przechodzi jakiś brodacz o semickim nosie. Pewnie jaki pisarz. Po nim Cyganka. Cyganka na Monciaku? Och, może być. Po nim atleta w podkoszulku. Tu zdziwnienia nie budzi nawet łapć z puszką na drobniaki. Albo Ukrainiec śpiewający aksamitnym tenorem dumki. - Wiesz - mówi kolega ze Zdun, fachowiec od radiestezji i spraw nadprzyrodzonych - widzę aury. - Jak to? - No bo każdy człowiek ma aurę. Wokół głowy. Niektórzy mają jasną, inni ciemną. Co mają ciemną, to wampiry energentyczne. Po kilku minutach rozmowy z takim wampirem jesteś wyssany eneretycznie. Kolega dykretnie daje mi znać, kiedy mija nas taki wampir. Idą więc i wampiry, i wampirzyce. Idą milinerzy, biedacy, homo i hetero, aktorzy, głupi, mąrzy itd. Idzie nawet śmiały wróbel między nogami. Nie da się wymienić wszystkich, bo deptak jest nieskończony w swojej różnorodności. I przez to piękny. I demokratyczny. Tu nikt nie mówi, że trzeba zorganizować jakiś osobny marsz młodych, hetero, homo, rudych, inwalidów czy wampirów. To jest deptak, proszę Państwa. Tu wszyscy wiedzą, że są równi, choć każdy inny. Dla osób, które chcą się wyróżnić innością osobnym marszem w imię idei równości są inne miejsca. Najlepsze to lotnisko Szymany koło Szczytna. Blisko Klewek.


Dziadek

Mam figurkę, niecałe 20 cm. Dobry pomysł na biznes. Tak myślałem. Idę do pierwszej z brzegu hurtowni w mieście. Gość ogląda, stuka w podstawkę jakby stukał w mój zakuty łeb. - Panie, co to ma być za suwenir? - pyta ze wzgardą w głosie. - I w dodatku z gipsu. Mamy, panie XXI wiek, ludzie chcą coś trwałego, z mosiądzu, alabastru, a to jest, proszę pana, chłam. I coś znanego. np. Batmana. W drugiej hurtowni podobnie. - A jaka jest, proszę pana, wartość użytkowa produktu? - pyta gość. - Przecież to nie jest nawet dziadek do orzechów. W trzeciej hurtowni również totalna porażka. - Panie, to jest listopad. Już mamy w sklepach Boże Narodzenie. Nie ogląda pan TVN? Mikołaje, panie, Mikołaje... Mówi pan, długa seria, jest pan w stanie wyprodukować ze 3 tysiące egzemplarzy? A może by tak dodać mu czapkę Mikołaja? Abo na łbie mu bombkę? Wtedy może by wzięli. Ale tylko w sklepikach na przedmieściu. O hipermarketach pan zapomnij.
Tego już miałem dość. Wróciłem do domu i postawiłem dziadka na miejsce. Fakt, że gips... Ale kupiłem go za 15 zł w 1977. Zrobił go w akademiku Sordyl z KOR. A wtedy zrobić popiersie dziadka Piłsudskiego, nawet w małej serii, to było naprawdę ryzyko.


Och, badania...

Według niektórych badań, na PiS głosowali sympatycy carycy Katarzyny, a na PO - Fryderyka II i Franciszka II. Bo mapy elektoratu nakładają się mapy rozbiorów. Inne badania wykazują, że na Kaczora(-ów) głosowali starzy, biedni i niewykształceni, a na Donalda - młodzi, dynamiczni i z wyższym wykształceniem. Jeszcze inne badania mówią, że na PiS głosowali tradycjonaliści (w domyśle: zakute łby, prościej głupki), na PO - postępowcy (w domyśle: ludzie światli). Wszystkie te badania mają zapewne taki sam margines błędu bądź przekrętu, jak renomowane badania ośrodków opinii publicznej, które pomyliły się w przedwyborczych prognozach o 25 procent i powinno się je teraz zbadać. Dziś już wiadomo, że wszystko zależało od nakrycia głowy. Nasze proste, prowincjonalne, ale za to bezbłędne badania jasno pokazują, dlaczego w powiecie wygrał Kaczor(-y), a nie Donald. Otóż mamy tylko jeden licencjonowany zakład kapeluszniczy. W dodatku jego właścicielka na ogół przebywa na emigracji zarobowej (tłucze kapelusze w Niemczech?). Za to moherowe berety można dostać wszędzie. Lider PO, zamiast jeździć przed wyborami po Polsce z grzeczną miną skrzywdzonego chłopca, powinien produkować miliony kapeluszy i rozsyłać je po domach ze swoją buzią jako logo. Wtedy by wygrał. Zapewne teraz w ramach ogólnopolskiej akcji protestacyjnej na jego głowę masowo pofruną moherowe berety. Można jednak jeszcze coś naprawić. Żeby wejść w koalicję z PIS-em PO powinno zesłać nam, każdemu z osobna, na zakuty, zaściankowy łeb elegancki kapelusz. Z moheru oczywiście.


Autostrada Q1

Ziemia - mówimy tu o naskórku a nie ciele niebiskim - jest z ludzkiego punktu widzenia pełna fasynujących pamiątek. W Wielbrandowie kopano rów. Antoni Flisik w wykopanej ziemi znalazł kamień. Kiedy woda go wypłukała i wyostrzyła jego rysunek, zauważył rzeźbę - jakby jaszczurkę. Wygrzebał też duży pocisk w ogrodzie. Chciałem go zabrać, ale co by było, gdyby wybuchł w bagażniku? Jeszcze by mi rozwalił tapicerkę na siedzieniach. O łuskach nie ma co mówić, tyle ich tutaj. Te przypadkowe znaleziska zwróciły uwagę Flisika na inne pamiątki i na ich brak. Np. nie ma dziś tablicy na ścianie byłej szkoły, upmiętniającej zamordowanego nauczyciela. Gdzie ona jest? Powinna dalej wisieć - uważa Flisik - na ścianie ku pamięci - nauczyciela, ale i wojny i mordu. Nieco dalej, za Barłożnem, rok temu kończono ostatnie prace archologiczne przed budową autostrady A-1. Kilkunastu dorosłych ludzi w przykuckach delikatnie przesuwało piasek. Stanęliśmy nad osadą, czyli wyciętymi pod różnym kątem na różną głębokość rowami. O tym, gdzie było palenisko, gdzie chałupy itd. miały niby świadczyć róźne kolory piachu. Niech będzie - mamy tu ogólnie mówiąc cmentarzysko z któregoś tam rzędu. Nudna praca. Ciekawa byłoby, gdyby co np. metr natrafiano na kamienne toporki, krzemienne groty i inne uzbrojenie. Można by to wtedy do muzeum, a tak? Fura piachu w muzealnej gablocie? Po co to komu? Poszukiwacze skarbów też na ogół wyciągają z ziemi fragmenty kałachów i inne pociski. Kawał czołgu to rarytas. Obszukują liczne Górki Szweckie w poszukiwaniu rapierów i innych muszkietów. Oczywiście dobrze byłoby, gdyby trafił się jakiś skarb, ale militaria też są dobre. Generanie na cmentarzu Ziemia znajduje się przede wszystkim fragmenty broni. Dotyczy to także zwierząt. Im lepiej uzębiony kościotrup takiego na przykład tyranozaura, tym u zwiedzających bachorów wydziela się więcej korzystnej adrenaliny.
W XXXI w. na IV Wszechświatowym Zjeździe Galaksjan toczyła się ożywiona dyskusja nt. budowy międzyplanetarnej autostrady Q-1. Prof. Kapax wygłosił referat o tym, czy należy w planie uwzględnić Ziemię, nędzną, zdegenrowaną planetkę. Był temu przeciwny. "Jak nasze atomowe buldożery zaczną niwelować jej powierzchnię, będzie wielkie BUM, tyle tamtejsza cywilizacja zostawiła w ziemi atomówek. Rozwali układ słoneczny" - rzekł. Zapanowało wielkie poruszenie. Jeden przez drugiego pytał, co za durnie tam mieszkali. "Mieszkali Ludzie... Byliśmy jedyna rasą, która się ich nie bała" - z dumą odpowiedział Pingwin.

Nie ma wolności...

Krótkie ostre komendy, wściekłe ujadanie psów, kopniaki. Brutalnie zagoniono ich do ciasnego pomieszczenia. Goła żarówka, brudna polepa, przerdzewiały zbiornik z wodą. Tu - jak to w więzieniu. Najsilniejsi ulokowali się najwyżej. I tak już siedzą od ładnych paru dni. Na razie zmarł tylko jeden. Strażnik nie mógł otworzyć przerdzewiałej kłódki i więzień się utopił. - Za dużo chciał na raz - skonstatował ktoś beznamiętnie z najwyższego pułapu. Dyskusje, jako że w dzień i w nocy ciemno, senne. Przeważnie o wolności. Najgrubsi, jako że dostają najwięcej żarcia, nie narzekają. Trudno się dziwić, przy ich tuszy po co im wolność? Pasibrzuchy. - Po co nam wolność, jak nie ma żarcia - bulgotali. Gorzej z tymi chudymi, przyzwyczajonymi do polowań we własnym zakresie. Nawet do dziobania w ziemi w poszukiwaniu chudego mięsa. A już Kiks to w góle... Wolny obywatel świata (tak mu sie przynajmniej wydawało). Chudy, ruchliwy. I jako jedyny zawsze potrafił się wymknąć i wejść z powrotem. Nikt z pozostałych nie wiedział, którędy. Krata zamknięta na kłódkę, okna zabite stalową blachą. Ale wczoraj przyjechał jakiś gość w długim płaszczu. Gniewnie walnął (widzieli to przez kratę) w drzwi strażnika. Strażnik otworzył, a on oskarżycielskim paluchem pokazał na szwędającego się po podwórzu Kiksa. Dozorca coś tam nerwowo tłumaczył. - Głupi, nietutejszy, półdziki, no wie pan - mówił. Potem rozpoczeła się nagonka, zakończona ostrym pif paf. Co tam wolność - chrząknał Brojler nr 34 - jeżeli można tak skończyć. - Ja tam mogę tu przesiedzieć całe życie - gulgnął potakująco tłusty indor. Ścierwo na podwórku nie wzbudziło w nich żadnych uczuć. Wiadomo, półdzika kaczka pekińska nigdy nie zrozumie społecznych zasad. Nawet jak nadeszła ptasia grypa.

Tadeusz Majewski
Magazyn Kociewiak - dodatek do piątkowergo wydania Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz