czwartek, 29 grudnia 2005

Miłość i bizne

Erwin Kończyński, urodzony w Zblewie, jest z Osowa Leśnego (bardziej pod Sowi Dół, pod leśniczówkę), a mieszka w poniatówce w Bietowie, blisko lasku szteklińskiego. Zainteresowanie do koni ma od dziecka. Nic dziwnego.



Pracowały w lesie

Konie towarzyszyły mu w latach dzieciństwa, a pomagały, kiedy jako dorosły człowiek przejął w Osowie Leśnym gospodarstwo. Wtenczas wszystko woziło się w konie, zwłaszcza w lesie. Jeszcze długo po tym, kiedy w Borach Tucholskich pojawiły się pierwsze "bulajce" zapalane na korbę, drewno zwoziły te pracowite zwierzęta. Erwin miał jednego, sąsiad drugiego, zaprzęgało się oba i wiozło się wielką furę drewna. Teraz już jest inny czas - wszystko robi się ciągnikami i maszynami - ścina, ładuje, wozi.

Do Bietowa przybył z koniem

Do Bietowa, gdzie się wżenił, przyszedł z koniem. Trudno mu było sobie bez niego wyobrazić gospodarkę na tych stosunkowo żyznych ziemiach. Tamtej ziemi w Osowie Leśnym po przeprowadzce do Bietowa nie sprzedał, a zalesił. Dzisiaj w sumie ma 21 hektarów ziemi - i tutaj, i w Osowie. Tam ma kawał swojego lasu i jest jak pan.

Koń wolną miał tylko niedzielę

Koń był tutaj najważniejszy. Pracował od poniedziałku do soboty, jedynie w niedziele miał wolne. Teraz sporo się zmieniło. Tamta zalesiona ziemia w Osowie czeka na swój czas, a tutaj koń ma tylko lekkie roboty. W lasach stał się zupełnie niepotrzebny, bo - jak padło wyżej - wyparły je maszyny. A u niego, w tym jego lesie, tylko przycinki się robi, żeby wypielęgnować i sprzedać drewno na opał. Na deski jeszcze przyjdzie czas. Zwierzę chodzi pobronować, popielakować, to wszystko.



Piąte pokolenie

Koń... Źle mówimy. Nie koń, a konie, bo od tamtego jednego już jest piąte pokolenie i Erwin ma ich na dzień dzisiejszy w sumie ze źrebakami siedem. Cztery zimnokrwiste matki, trzy źrebaki. To one tak malowniczo wyglądają teraz pomiędzy drogą bietowską a laskiem. Zimą dostały długi włos i wyglądają jak jakieś przedpotopowe zwierzaki. Stoją daleko w lasku, coś tam kopią, coś tam szarpią w gałęziach. Kiedy Erwin zbliża się do ogrodzenia z belek, pierwsze nadbiegają źrebaki. Po te dorosłe gospodarz musi iść.

Tola, Kasia i inne

Konie według Kończyńskiego żyją około 30 lat. Przynajmniej tak było po wojnie. Każdy ma swój paszport i nazwisko. Imiona? Różne - Tola, Kasia i inne. Konie bardzo ładne, po ogierze z Grabowa. Erwin trzyma je dzisiaj nie tylko z sentymentu. Strony są turystyczne, z roku na rok rośnie zapotrzebowanie na przejażdżki - bryczką, wozem drabiniastym, w siodle. Do bryczki i wozu potrzebne są dwa. Erwin otwiera blaszane drzwi wielkiego garażu.



Tu parkuje nie tylko elegancka bryczka, ale i sanie. Jak przyjdzie śnieg, to hajda w świat. A na ścianach mnóstwo końskiego osprzętu. Coraz więcej ludzi w gminie trzyma konie w celach rekreacyjnych. Warmbier tutaj, Leszczyński w Ocyplu, Cichoń w Osowie.
Poważniejsze zlecenia zdarzają się kilka razy do roku. Na razie z ośrodków wczasowych. Być może będzie więcej, bo rośnie zainteresowanie takimi przejażdżkami. Indywidualnie jak ktoś przyjdzie, też najmie i może jechać. Ceny umowne. Sto, góra dwieście złotych, różnie to wygląda.

Koń to też biznes

Koń - nasze ukochane zwierzę - to także, co tu obwijać w bawełnę, biznes mięsny. Erwin nieraz jedzie na zbyt i sprzeda kobyłkę. Na zbyt przyjeżdżają kupcy z daleka, takie jest zapotrzebowanie. Koń waży 600, 700 kilo, kilogram mięsa kosztuje 5, 6 złotych. Samo utrzymanie konia niewiele kosztuje - siana, buraków musi dostać, to wszystko. Ale trochę trzeba przy nich pracować. Tu jest interes, bo te przejażdżki to na razie dziecinna zabawa.

Taki im pisany los

Źrebaki o dziwo wcale się nas nie boją. Podchodzą do ogrodzenia, dają się poklepać. O czymś myślą. Może o cieplejszej stajni, może czekają na chleb, który często przynosi im wnuczka Erwina, a może o kostce cukru, kto wie. Obok gospodarstwa Erwina jest drugie, którego właściciel ma pierwszy w powiecie hotel dla koni. Być może kiedy źrebaki podrosną, ktoś je kupi i będzie trzymał obok? I będą obwozić po szteklińskich okolicach - dookoła Jeziora Szteklińskiego, do Wirt i Borzechowa. Może myślą teraz, ze ktoś przyjechał je kupić za dwa - dwa i pół tysiąca PLN, bo tyle źrebak kosztuje, i bedzie ich panem? Kto to wie? A potem, już jako dorosłe, po przejażdżkach zapewne pojadą na zbyt. Cóż, taki jest dzisiaj u nas koński los.
Marek Grania

1. Erwin przyprowadza konie z brzeziny. Fot. Marek Grania
2. W sporym garażu zaparkowana bryczka i sanie, na ścianach siodła i uprzęże. Fot. Marek Grania

Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckieg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz