niedziela, 11 grudnia 2005

Tradycje i mistrz świata

Zelgoszcz - wieś profesorów i sportowców. I jedni, i drudzy wiele zawdzięczają tutejszej szkole. W sporym, stuletnim obiekcie, gdzie uczy się dzisiaj 140 dzieci, odnotowuje się kolejne sportowe sukcesy. Wchodzimy - a tu w holu zdjęcia i teksty prezentujące najnowszego zelgoskiego mistrza... świata.



Mamy tradycje

Dyrektor Mieczysław Cichon najpierw z dumą mówi o sportowych osiągnięciach szkoły. - Za dyrektora Alojzego Grubby uczył się tu i grał w pingponga jego syn Andrzej. Kwitła też piłka ręczna. Za Eugeniusza Drozda (matematyka i... trenera) znani byli nasi badmintoniści. Dzisiaj specjalizujemy się w siatkówce. Mamy spore sukcesy przy skromnej bazie.
Salka ma 10 na 15 m i korzysta z niej cała gmina. Po lekcjach wchodzą starsi. Do 22.00 w siatkówkę grają panie albo panowie - ci oczywiście w nogę.

Odrywają od telewizji

Dyrektor Cichon jest też zadowolony z bazy dydaktycznej. Sześć sal lekcyjnych, sala komputerowa ze stałym dostępem do Internetu (12 komputerów w sali i 3 "administracyjne"), szkolna biblioteka, gdzie na przykład teraz można obejrzeć wystawę modeli okrętów pana Bujasa ze Smolników.

- Dzieci mają czym się tu zająć. Harcerstwo, kółko recytatorskie polonistki Katarzyny Kuchty, kółko turystyczno-krajoznawcze, świetlica socjoterapeutyczna - wymienia dyrektor. - To wszystko odrywa dzieciaki od telewizji. Nauczyciele pracują bezpłatnie. Zajęć, choć jest ich i tak dużo, byłoby więcej, gdyby nauczyciele dostawali jakieś wynagrodzenie. Pieniądze są tym bardziej istotne, że wszystko drożeje, również przejazdy. W Lubichowie prowadziłem kółko historyczno-turystyczne. Jeździliśmy pociągiem. Było nas stać. Teraz wypady w teren są drogie.

Ile tak można?

Koszty przejazdów łamią kariery sportowe. Weźmy przykład - Adam Kiszensztajn. Talent w siatkówkę. Mieszka we Wdzie, skończył tu szkołę, zaczął dojeżdżać do Starogardu. W końcu dał sobie spokój. Koszty. I czas. Dwie godziny autobusem, bo nie zawsze rodzice mili czas, by dowieźć. Ile tak można? Dzisiaj Adam jest zawodowym strażakiem. Dyrektor chętnie by go widział w szkole jako instruktora.
Gdyby były środki





- Sportowy ruch powinien wyjść poza mury szkolne - stwierdza Mieczysław Cichon. - Szkoda, że nie udało się zrobić boiska do siatkowej piłki plażowej, której pasjonatem był Krzysztof Klin. Ale za to zostanie odnowione boisko przy szkole.
Dyrektor uważa, że pomiędzy szkoła a wsią powinien być ktoś w rodzaju łącznika - animator ruchu sportowego. Na etacie, działający poza szkołą. Świetnie by się nadawał na to stanowisko właśnie Klin, były uczeń szkoły, piłkarz Szpaka, obecnie na IV roku AWF-u. Świetnie zna środowisko. Gdyby były środki...

Koncepcja znakomita dla każdej większej wsi. Dotyczy to zresztą nie tylko sportu, ale i kultury. Na razie mamy wolontariat, nieraz zresztą mile widziany. We Wdzie na przykład bardzo się angażuje młody ksiądz proboszcz. Dzięki niemu Wda pokonała w nogę Ocypel. Rzecz niesłychana.
- Powinny być rozgrywki międzysołeckie, nie tylko inspirowane przez księży i hobbystów, ale w ramach instytucjonalnego działania.



Dyskretny mistrz

Szymon Nowakowski przyszedł do szkoły z Wdy. Dziś chodzi do III klasy. Przez trzy lata prawie nikt nie przypuszczał, że coś trenuje. Niektórzy dowiedzieli się o tym z gazet. Dojeżdżał na treningi z Krystianem Kniterem do Skórcza, potem do Starogardu. Pierwsza bomba wybuchła na wiosnę. Chłopiec zdobył srebro i brąz na mistrzostwach Polski we Wrocławiu. I szansa na wyjazd do Paryża na mistrzostwa świata. Pojechał. Pomógł finansowo tata, również wiceprzewodniczący RG Stanisław Szweda i Rada Rodziców. Wybuchła druga bomba. Szymek wygrał. Acha... Zapomnieliśmy napisać, w jakim to sporcie. Filipińskie sztuki walki... Maski, kije i tam takie.

Potrzebny system

- Okazało się, że mamy mistrza świata - śmieje się dyrektor. - Niewiele o nim wiedzieliśmy, a tu nagle... W szkole będzie walka pokazowa, żebyśmy się dowiedzieli, na czym to polega. Trener chce też podziękować sponsorom.
Filipińskie sztuki walki... Wiadomo, to się trenuje w miejskich klubach. Cichon chciałby w Zelgoszczy kontynuować siatkówkę. Chętnie widziałby też LA, pinponga, zapasy. Musiałby to jednak pociągnąć jakiś trener. Wtedy przyjdą sukcesy. Ważna jest też otwarta ścieżka - ktoś z wieku kadeta miękko przechodzi w wiek juniora, potem seniora. Bez takich problemów dojazdowych i innych.

- Potrzebny system - powtarza Cichon. - Podobnie w kulturze. Oczywiście jest mnóstwo zajęć - powiedzmy - dla elit, w których szkoła nie jest w stanie pomóc. Tu działają rodzice. Mamy na przykład w V klasie dziewczynę, która gra na fortepianie. Dowiadujemy się o tym przypadkiem w szkole.

Coś w nim drzemie

Renia Lis, wychowawczyni Szymona, mówi, że to bardzo wytrwały chłopak. - O swoim sporcie powiedział mi kiedyś w zaufaniu. Zauważyłam, że ja dochowam tajemnicy, ale czy dochowa kolega? Dochował. Stąd ta wielka niespodzianka. Szymon jest bardzo koleżeński, wrażliwy i widać, że stawia sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Jest bardzo spontaniczny i ma w sobie dużo ekspresji - ma wyczucie aktorskie. Coś w nim drzemie. Tytuł go nie zmienił. Jako mistrz potrafi też płakać.
Pani Renia odziwia też wytrwałość rodziców.

I wchodzi...

Mistrz świata. Drobniutki chłopak o żywych oczach. - Trenuję trzy lata. W wakacje też. Jak nie ma treningów, to ćwiczę sam, godzinę dziennie. Walczę na pałki - mówi telegramem. - Pracuję nad spokojem. Chciałbym zostać mistrzem świata seniorów. W lutym będę brał udział w mistrzostwach Kociewia... Paryż? Oni tam robią, co chcą, na przykład przechodzą na czerwonych światłach. Najbardziej podobały mi się chińskie kuchnie...
Tadeusz Majewski, Dorota Skolimowska

1. Renia Lis i Szymon - mistrz świata. Fot. Dorota Skolimowska
2. W pracowni komputerowej jest 12 komputerów i stałe łącze internetowe. Fot. Tadeusz Majewski
3. Dzieci prezentują trzy modle okrętów, które "zakotwiczyły" w bibliotece na wystawie. Wśród nich słynna "Pinta" Kolumba. Fot. Tadeusz Majewski

Tekst za magazynem Kociewiak - piątkowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz