poniedziałek, 12 grudnia 2005

Jak wprowadzą szlaban...

Drewnem opala się tu z dziada pradziada

Cieciorka, wieczór. Jasno jak w przeciętnej dzielnicy Starogardu. Kilkanaście lamp rzuca mocne, żółte światło. Młodzi idą z workiem w stronę wiejskiej świetlicy. Idziemy za nimi. Będą nam pasować do motywu - biopaliwa.
Młodzi siadają przy kominku. Najpierw kładą drobne drzazgi - ogień pełznie. Po chwili idą grubsze drewienka - ogień bucha. Teraz z worka wypadają najgrubsze kawałki - ogień pali się spokojnie, przez kilkanaście minut.
Rozmawiamy o wsi, jakże malowniczej latem, gdzie wszędzie na podwórkach układają pocięte drewno - w różne formy, na ogół jednak w igloo lub proste mury.

- Cała Cieciorka opalana jest drewnem, z rzadka węglem - mówi Bartek Pestka. - W domach mamy piece centralnego ogrzewania. U nas po drewno chodzi dziadek. Zbiera i zwozi latem. Gromadzimy je na zimę. Około 30 metrów sześciennych. To wystarcza do ogrzewania domu liczącego około 200 metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej.



Oczywiście to nie jest tak, że można sobie iść do lasu i wyciąć czy pozbierać drewno bez czyjejś zgody. Najpierw trzeba kupić od nadleśnictwa. Czym lepsze, tym droższe - to oczywiste. Najtańsze kosztuje 15 złotych za metr sześcienny, najdroższe - 45 złotych. Pokazujemy na grube polana. To te gorsze czy lepsze? Gorsze.

Drewno zwozi się - jak u Bartka - latem. Po zwózce trzeba na podwórku je rozszczepiać, pociąć i poukładać w sztaple. I tak leży na podwórku, i się suszy.
- W sumie - mówi Bartek - drewno potrzebne do ogrzania naszego mieszkania kosztuje około 1 tysiąc złotych. To bardzo tanio. Dla porównania tona węgla kosztuje 500 złotych.

Tanio. Ale ile kosztuje fatyga? Najpierw przy ścince, potem przy zwózce, układaniu, a następnie przy paleniu? Tak przy paleniu, bo trudno nim palić cały dzień. Przykładowo Bartek rozpala w piecu trzy razy dziennie. Ogień trzyma do kilku godzin. Rano w domu jest zimno. Tani opał. To prawda. Ale zawsze coś jest za coś.

Młodzi potwierdzają, że z drewnem są coraz większe problemy. Bartek jest przygotowany na - jak to określa - szlaban na drewno. Jak go wprowadzą, to on ma w zapasie 50 metrów sześciennych.



Teraz - po tym wykładzie Bartka - już uważniej, ba, z szacunkiem spoglądamy na bierwiona. Ile w nich ludzkiego trudu.
- W takim kominku trzeba podkładać co pół godziny - mówią młodzi. - Na ferie zimowe, kiedy będzie tu otwarte codziennie, mamy dwie tony węgla.

Pytamy o biopaliwa. Nie znają tematu. Nic dziwnego, Cieciorka "z dziada pradziada jest tylko na drewnie", to kogo to może obchodzić? W co drugim domu mają też spalinówkę (piłę do cięcia drewna). Poza tym starszym się nie przetłumaczy, że coś jest lepsze od drewna, a co dopiero słoma czy wierzba energetyczna? Nikt tu też do nich nie przyjeżdżał i nie mówił na ten temat.

- Ale drewna będzie coraz mniej - znowu zauważają młodzi. - Już teraz leśniczówka nie daje tak łatwo terenu do wycinki. A jak daje, to nie ma wyboru drewna - jak bierzesz las, to bierzesz wszystko, włącznie z odpadami.

Przy okazji pytamy o ruch w Cieciorce. W związku z otwarciem szosy Kaliska - Cieciorka - Płociczno - Stara Kiszewa.
- Ruch jest powiększony podwójnie - mówią dziewczyny. - Można powiedzieć, że jest niebezpiecznie.
Na razie dwa razy większy - dodajmy. Latem może być większy i z dziesięć razy. Dotąd Cieciorka, Płociczno, Dunajki to był cudowny koniec świata. Teraz te miejscowości jak każde będą leżały po drodze, a nie na jej końcu. Cóż, taki jest świat - rozwija się nawet do Starej Kiszewy. A piece zapewne też trzeba będzie przerabiać.
Tadeusz Majewski, Marek Grania.

Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz