sobota, 31 maja 2008

Wolental. Specjalista od kwiatów polnych

- Ale pan trafił. Myślę że lepszego specjalisty od roślin to tu chyba nie ma - śmieje się pan Zbigniew Sławiński z Kranka. Ale zacznijmy od początku...
Trwał gminny festyn "Magia Kwiatów Polnych" w Wolentalu. Wolno spacerując obserwowałem ludzi tłoczących się wokół sceny, kosztujących potraw serwowanych na stoiskach KGW i oglądających liczne stragany. W pewnym momencie zwróciłem uwagę na kobietę i mężczyznę, którzy przysiedli nieco dalej, jakby na uboczu. Podszedłem i nawiązałem rozmowę.




Państwo Teresa i Zbigniew Sławińscy zamieszkują obecnie na Kranku i utrzymują się z rolnictwa, ale nie zawsze tak było...

HERBAPOL - TO BYŁY CZASY
- Od początku interesowały mnie rośliny. Po zdobyciu odpowiedniego wykształcenia zostałem zatrudniony w Herbapolu - przepracowałem tam 11 lat. Dopiero gdy mój ojciec umarł, musiałem rzucić pracę, aby utrzymać gospodarstwo. Był czas, że skup roślin do Herbapolu prowadziliśmy na obszarze całego powiatu starogardzkiego. Szkoda, że Herbapol nie jest już tym, czym był dawniej.

A czym dokładnie się Pan zajmował?
- Szkoliłem ludzi pod kątem uprawy ziół. Zajmowałem się kontraktami z rolnikami, którzy byli naszymi dostawcami. Doglądałem także upraw eksperymentalnych. Czy wie pan, że niektóre herbaty Herbapolu zawierały nawet 17 różnych roślin w składzie? Jeżeli któregoś składnika brakowało, dostawałem delegację i jechałem tak daleko i tak długo, jak tylko było trzeba, żeby zdobyć danych składnik. Czasami aż pod Toruń, Bydgoszcz czy Warszawę.

NA KOLANACH PRZEZ GRZĄDKI
- A te uprawy eksperymentalne?
- To też ciekawa sprawa. Sprowadzaliśmy z krajów śródziemnomorskich nasiona różnych ziół i próbowaliśmy je uprawiać w naszym klimacie - tak, żeby się dostosowały. Czasami taka uprawa trwała nawet kilkanaście lat. Zdarzały się porażki - rośliny albo nie potrafiły się dostosować, albo dostosowywały się, ale przestawały produkować substancje lecznicze. Pamiętam, że był wśród nas profesor o nazwisku Jaruzelski. Ten profesor potrafił na kolanach kontrolować grządki sprawdzając każde nasionko - czy wykiełkowało i czy dobrze się rozwija.

- A jaką roślinę z tych upraw zapamiętał Pan najbardziej?
- Rutę. To dziwna roślina - jeśli się ją nieumiejętnie zbiera, to potrafi poparzyć wydzielanymi substancjami. Udało nam się sprowadzić z krajów śródziemnomorskich rutę, która miała kilka razy więcej związków aktywnych, niż ta uprawiana wcześniej.

LEKI DLA CIERPLIWYCH
- Te uprawy ziół dostarczały surowca tylko do herbat?
- Nie tylko, produkowaliśmy też wyciągi, proszki, mieszanki.
- Czy na własnym gospodarstwie hoduje pan jakieś ciekawe rośliny?
- Obecnie nie, ale jak jeszcze pracowałem, to uprawiałem naparstnice, mak, drapacz lekarski. Potem kontakty się zerwały, a wraz z nimi możliwość zbytu. Żałowałem, że musiałem rzucić tę pracę, ale jak ojciec umarł, musiałem zająć się gospodarstwem. Ludzie, którzy po mnie to przejęli, chyba tego tak nie czuli. Byłem nawet proszony o powrót do pracy, ale nie mogłem zostawić gospodarstwa. Zioła idą dzisiaj w zapomnienie, bo wszyscy używają antybiotyków i innych sztucznych leków. Zioła są lekiem dla cierpliwych - antybiotykiem wyleczysz chorobę w kilka dni, a ziołami musisz czekać i kilka tygodni, ale zioła nie mają żadnych działań niepożądanych - nie szkodzą. Miałem takie wrzody żołądka, że łyżki wody nie mogłem wypić i to tylko zioła mnie uratowały.

A KWIATY POLNE GINĄ
- Jakie kwiaty polne pani lubi najbardziej, pani Tereso?
- Lubię wiele kwiatów, ale chyba najbardziej stokrotki. Bukiety polnych kwiatów dostaje od męża, ale też zrywam sama. Lubię też modraki czyli chabry. Pamiętam, że kiedyś nawet robiło się z nich wino. Robiło się je nie z całych kwiatów, tylko z zerwanych płatków. Płatki chabrów wrzucało się do butelki, zalewało wodą i stawiało na słońcu, ale dokładnego przepisu już nie pamiętam.

- A pan, panie Zbigniewie, jakie kwiaty polne lubi pan najbardziej?
- Niezapominajki. Ale polnych kwiatów jest coraz mniej. To widać. To wszystko wina tych oprysków. Uważam, że są stosowane zbyt powszechnie. Może to spowodować kontrolę Unii Europejskiej i w rezultacie kłopoty...

Wracając samochodem do Starogardu obserwowałem piękne kociewskie pola i łąki. Słońce zachodziło oświetlając kwitnące jeszcze łany rzepaku. Ale ja wypatrywałem innych kwiatów - polnych maków i chabrów...
Piotr Madanecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz