sobota, 20 grudnia 2008

Felieton, Kruca bomba



W piątek pojechałem do Tczewa pograć pod balonem w tenisa ziemnego. Po zaciętym meczu piliśmy w kafejce naprzeciw czekoladę. Było przyjemnie. W sobotę wstałem z okropnym bólem łokcia, który prędko objął całą rękę (to się nazywa "łokieć tenisisty"). Po obiedzie ruszyłem do Osieka na występ Skaldów. W trakcie jazdy realizowała się wymyślona przeze mnie w "Oj, oj, Ojczyźnie" zupełnie absurdalna i abstrakcyjna sytuacja, kiedy to bohater z wczepionym w prawą dłoń jamnikiem zmienia biegi lewą. I teraz musiałem tak prowadzić. Mijałem Pączewo, gdzie mieszkają Bachna i Sław. Wczoraj wysłałem im maila z propozycją, że ich zabiorę. Bachna odpisała:
"Tadek, Skaldowie bez szans. To całe jutrzejsze popołudnie. A ja mam do zrobienia dziennik IIIC + rozliczenie zachowania i frekwencji z 3 miesięcy - finisz semestru. Poza tym ja bym ryczała. Mnie takie coś wzrusza. A jakby zaśpiewali "Z kopyta kulig rwie", to już w ogóle spać bym nie mogła, a w poniedziałek o 4 trzeba wstać. Mnie wystarczy na roraty iść i zaśpiewać po ciemku "Oto Pan Bóg przyjdzie"... Albo jak zobaczę małe dziecko z latarenką w ciemnym kościele - to ja już ryczę...".
Ależ ta Bachna jest wrażliwa, no nie?
W kościele w Osieku pełno vipów. Co który podawał mi dłoń, to aż mnie skręcało z bólu. To przez ten "łokieć tenisisty". Jacy oni są silni, ci starości, wójtowie, biznesmeni i inni, jaką mają siłę w łapach. Skaldowie śpiewali kolędy. Bachna miała rację - wzruszenie, wielkie wzruszenie. Jeden z nich mówił, że te słowa, dźwięki dajemy na ołtarzu Jemu, bo to przecież do Niego należy...
43 lata występów zespołu, 14 lat wędrówki po świecie z kolędami (a już się wydawało, że się rozpadli, zniknęli). Co w tych utworach jest tak pięknego, że cały wypchany kościół miał wilgotne oczy? Może to przez to, że te śpiewane przez nich utwory są takie polskie? Może to dlatego, że kolędy? Ten występ opiszę szerzej w numerze świątecznym.
Już na przyjęciu po występie wypatrzyłem wreszcie mikrusa, któremu mogłem podać rękę bez obawy, że mi ją zgruchocze. Kiedy nasze kulinarne drogi (każdy z talerzykiem w ręku) się zeszły, przywitaliśmy się jak kilka razy wcześniej. Taka mała dłoń, a - za przeproszeniem - cholera też zgniótł moją do bólu. Tę dłoń posiadał Bogdan Borusewicz. Wszyscy w tym dniu byli ode mnie silniejsi, nawet on. Albo ja byłem dziś od wszystkich słabszy.
Po powrocie wysłałem tę opowiastkę do Bachny. A ona odpisała: "Sławek pyta, kiedy przestaje się być człowiekiem, a zaczyna być wipem? Zawsze ponoć Sławka nurtowało, to pytanie. To Sław powinien felietony pisać."
No i widzicie? Z tymi felietonami - duża konkurencja. Kruca bomba.
Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz