sobota, 20 grudnia 2008

Starogard. Robota, ach robota...

Droga przez mękę - męka przez tę drogę

Czwartek, wieczór. W redakcji uparcie dzwoni telefon. W końcu odbieram, mimo że już po godzinach pracy. W słuchawce głos mężczyzny. Mówi coś o dołach, remoncie ulicy, błocie i niebezpieczeństwie. Umawiam się na rozmowę...




Bo ludzie u nas lękliwi
Pan Zbyszek nie chce być w gazecie. Nawet imię podaję zmienione.
- Mnie na tym właściwie nie zależy - wyjaśnia. - Dałbym sobie zdjęcie zrobić nawet teraz i tutaj, przed tym domem, ale tuż przed pana przybyciem dzwoniła żona i prosiła, żeby nazwiska nie podawać. A na zdjęciu w gazecie mi nie zależy. Ja nie chcę być sławny. Chcę tylko zasygnalizować ten problem.
- Ale panie Zbyszku, jak pan sobie to wyobraża? Przecież gazeta nie może być tu stroną. Ja jedynie opisuję. To sprawa pomiędzy państwem a remontującą drogę instytucją. Gdy nie podam nazwisk i zdjęć, mogą nawet powiedzieć, że my, w gazecie, to sobie wymyśliliśmy, szukając sensacji i nieprawidłowości tam, gdzie ich nie ma.
- Rozumiem to, ale nie mogę. Za chwilę pójdziemy do sąsiadki. Może ona zechce zrobić zdjęcie do gazety. Naszym celem jest tylko zasygnalizowanie problemu.

Wykopali i czekają
- Dobrze. Zanim pójdziemy zobaczyć remontowaną ulicę, proszę mi opowiedzieć w czym rzecz.
- Na naszej ulicy Gryfa Pomorskiego już od kilku miesięcy trwa remont. W czasie remontu wykopano bardzo wiele głębokich dziur w ziemi. Nie będę narzekał, teraz są dobrze zabezpieczone. Ekipy remontowe raczej o to dbają. Na samym początku zdarzyło się, że jeden z sąsiadów prawie wpadł do takiej dziury jadąc samochodem, ale potem już bardzo dbali o oznaczenie. Problem jest inny. W moim przypadku dotyczy on wyjazdu z garażu. Jeden z tych dołów znajduje się tuż przy nim. Wyprowadzając samochód muszę przejeżdżać po jego krawędzi. Boję się, że w końcu się zapadnie i wlecę tam z samochodem. Kto mi wtedy za naprawę zapłaci? Dzwoniliśmy już, ja i żona, w tej sprawie, i nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności. Już nawet podsypywałem krawędź, bo po prostu się boję. A co będzie, jak przyjdzie wiosna, błoto, roztopy?













- A gdzie państwo dzwoniliście?
- Do gazownictwa, bo to podobno rury z gazem w tych dołach, a potem do drogówki, która prowadzi remont tej drogi.
- A te doły są już od dawna?
- Już dobre kilka miesięcy. To też jest dziwne. Wykopali to i tak pozostawili. Nie wiem, na co czekają. Powinni jak najszybciej zasypać, żeby nie stwarzać dodatkowego zagrożenia. Przecież tu mieszkają dzieci. Mogą zignorować te oznaczenia i kto wtedy będzie za to odpowiedzialny? Dziwi mnie też to, że nasz odcinek ulicy pozostawili na sam koniec. To jest najniżej położony punkt. Całe to błoto spływa do nas. Zresztą więcej opowie panu sąsiadka. To, co widzi pan przed moim wejściem, jest niczym w porównaniu z tym, co zobaczy pan u niej.

Grzęznąc wśród kałuż
Ostrożnie, przeskakując potężne kałuże i szukając co suchszych miejsc, wśród z każdej strony otaczającego błota kroczymy ulicą Gryfa Pomorskiego do sąsiadki pana Zbyszka. Pan Zbyszek jest w lepszej sytuacji. Ma na nogach długie gumowce. Ja nie przewidziałem takich warunków i już martwię się o swoje buty. W końcu jesteśmy na miejscu. Żeby przejść do wejścia, musimy iść po kamiennych płytach, które ktoś pracowicie ułożył budując to prowizoryczne dojście wśród wszędobylskiego błota. Właściwie to robię to tylko z odruchu. Moje buty i tak już nie mogą być bardziej ubłocone. Pani Leokadia (nie chciała podać imienia i nazwiska) także nie chce zdjęcia w gazecie.
- Nie chcę zdjęcia w gazecie. Nie chcę też podawać imienia i nazwiska, bo boję się późniejszych złośliwości - tłumaczy się pani Leokadia. - Oni ciągle jeszcze tę ulicę robią. Jak skończą i zrobią źle, to wtedy będziemy walczyć. Na razie nie chcę żadnych zatargów.
- Widzę, że jednak trochę tego błota usunęli - odzywa się pan Zbyszek.
- Tak, kiedy poprosiłam, to przyjechali tu spychaczem i błoto zepchnęli na bok.
- Szkoda, że pan nie wiedział wcześniej. Było tu tyle błota, że but tak się w nie chował.
Pan Zbyszek odchodzi dwa kroki dalej, znajduje głębsze miejsce i zanurza gumowca w czarnej brei. - Zupełnie nie można było dojść do tej bramki... A te płyty to sama pani ułożyła?
- Tak. Razem z rodziną. Rodzina układała płyty, a ja łopatą odwalałam błoto.
- Pani Leokadio, a jak sobie radzą ludzie, którzy mieszkają wyżej? - pytam. - Przecież cała ta ulica wygląda niemal jak koryto rzeki błota.
- Chodzą. Nie mają specjalnego wyboru. W dzień jeszcze wszystko widać, ale wyobraża pan sobie, jak tu jest wieczorem? Wtedy robi się rzeczywiście niebezpiecznie. Ślisko, grząsko. Nie zazdroszczę temu, kto tu musi przejść z małym dzieckiem.







My nie chcemy konfliktów
- A co z tymi dołami? Przed pani płotem też jest jeden.
- Podobno wykopali je, żeby wymienić instalacje gazową i inne rury na nowe, bo stare nie spełniały norm. Nowa droga będzie stanowiła obciążenie i trzeba było wszystko dostosować. Ale na co teraz czekają, nie wiem. Chyba wszystko już jest wymienione. Teraz powinien być odbiór z gazowni i powinni to jak najszybciej zasypać. Chyba nawet niebezpiecznie pozostawiać te rury niezasypane ze względu na mróz. Przecież one mogą popękać. Może zabrakło im pieniędzy. Sama nie wiem. O oznakowania dołów dbają i codziennie sprawdzają, ale dzieci je często niszczą.
- Najgorsze jest to, że te doły zarówno u pani Leokadii, jak i u mnie graniczą bezpośrednio z płotem - odzywa się pan Zbyszek. - Gdy przyjdą wiosenne roztopy, to wszystko może runąć. Całe fundamenty płotów są odsłonięte. Kto pokryje koszty napraw, gdy się to stanie? Tutaj żyją ludzie, którzy mają niewysokie emerytury. Ich na to na pewno nie będzie stać, a odpowiedzialności nikt na siebie nie chce wziąć.
- Mnie jeszcze denerwuje, że te plastikowe taśmy zostawili tak niezabezpieczone. Leżą tego całe kłęby. Mój mąż już raz się na tym wywrócił. Musiałam go z błota wyciągać. Tutaj, przed domem, tak było. A teraz skończyli tam fragment chodnika, a na końcu znowu zostawili kłęby tych sznurków.
- My nie chcemy wywoływać żadnych konfliktów i robić sobie wrogów - odzywa się pan Zbyszek. - Chcemy jedynie zwrócić uwagę na nasze problemy. Przepraszam, że nikt nie chciał wystąpić na zdjęciu ani podać swojego nazwiska. Ludzie tutaj są trochę lękliwi. Mam nadzieję, że coś pan z tego zbierze na artykuł w gazecie.
- Postaram się.
Piotr Madanecki

Zdjęcia:

[droga1.jpg]
Koło wyjazdu z garażu pana Zbyszka czai się głęboka dziura. Gdy przyjdzie wiosna i jej krawędź nie wytrzyma pod ciężarem wyjeżdżającego samochodu, trzeba będzie szukać winnych, tylko gdzie? Fot. Piotr Madanecki

[droga2.jpg]
Głębokie wykopy odsłaniają fundamenty płotów narażając je na uszkodzenie. Fot. Piotr Madanecki

[droga3.jpg]
Nie wszyscy, którzy chcą się dostać na teren posesji, mają gumowce. Czasami trzeba im trochę ułatwić zadanie. Wychodząc z tego założenia pani Leokadia z pomocą rodziny stworzyła kamienny most nad wszechobecnym błotem. Fot. Piotr Madanecki

[droga4.jpg]
Droga czy rzeka błota? Trudno uwierzyć, że chodzą tu ludzie... także w nocy. Fot. Piotr Madanecki

[droga5.jpg]
Na tych pozostawionych przez budowniczych taśmach kiedyś przewrócił się mój mąż - wspomina pani Leokadia. Fot Piotr Madanecki

[droga6.jpg]
Ulica Gryfa Pomorskiego, usiana wykopami, pokryta błotem i kałużami, stanowi nie lada wyzwanie dla każdego przechodnia. Fot Piotr Madanecki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz