piątek, 19 grudnia 2008

"Szczęśliwi, którzy wracają do domu"


Wstajesz rano. Nie można powiedzieć, że bladym świtem, bo świta teraz koło ósmej. Nie myjesz zbyt dokładnie twarzy, bo zaraz wsiądziesz do autobusu, oczka szybciej się skleją i może jeszcze uda się dośnić ten sen o stokrotkach. Upsy Daisy. Stukot szyb na nierównościach mostu, potem skręt w lewo, światło latarni po powiekach. Czas się obudzić. Wszyscy gnają w jedną stronę, ty jakby pod prąd. Kilka krzyży: na kaplicy, na kościołach… Ojcze Nasz, Aniele Boży, Gwiazdo śliczna… Gdzieś koło artystów jest taka enklawa. Co tam jest? Mijasz codziennie i nie wiesz? Mury, co pamiętają najazdy krzyżackie, krzaki… I w ten ziąb, o 6 rano, słyszysz zawsze, jak jakieś ptaszki urządzają sobie tam trele, druczenia, świerkania, szczebioty, dziadzienia, ćwierkania. One mają wiosnę codziennie, nawet teraz w środku grudnia. Szczęściarze. Trele morele. Wbijasz ręce w kieszenie kurtki i już jesteś na kamiennym deptaku. Dziś jest wyjątkowo pusty. W mokrych płytach pod nogami odbijają się refleksy tysięcy lampek. Tak wystroili ulicę, że aż oczy bolą. Blask bije od przenajróżniejszych świecidełek i zbytków w każdej witrynie. Próżno szukać skromnej stajenki, a toć to Boże Narodzenie świętować będziemy! Przed fontanną stoi stadko gołębi. Ludzie przechodzą, a one ze zwieszonymi łebkami tak smętnie stoją, jak odlane z gipsu, i ani drgną. Pewnie śpią. A może takie skacowane stoją po imprezie u rajców. Może zastanawiają się nad tym megadrzewkiem, co to je włodarze postawili jako nietrwały pomnik swojej chwały. Co to za drzewko? Tak je obwiesili lampkami, że wygląda jak olbrzym w szczelnym lazurowym kombinezoniku. Pamiętasz, jak kilka dni temu, gdy jeszcze światełek nie było, to drzewo zapachem tęskniło za rodzinnym lasem... Mijasz drewniany płot z wymalowanym "Szczęśliwi, którzy idą do pracy"… Prawda!... Przed przejściem ze światłami trzeźwiejesz - znowu masz szczęście! Przeszedłeś zamyślony dziewięć ulic i nikt cię nie buchnął samochodem! Potem jeszcze jedne światła i już jesteś w fabryce. W przerwie pracy patrzysz przez okno. Łabędzie pływają po kanale. Że też im nie zimno w nogi-pytki. A fale jakby znowu poruszały się ruchem wstecznym. Wycięli bzy, które rosły na wale. Już nie będą pachniały w maju. Wracasz. Mijasz znowu drewniany płot. Ktoś wymalował na nim: "Szczęśliwi, którzy wracają do domu"… Prawda!... Te same twarze na stanowisku trzecim. Wsiadasz do autobusu. Powieki stają się ciężkie, zakręt w prawo, znowu w prawo, jeszcze raz w prawo… Śpisz snem sprawiedliwego. Wysiadasz - jest ciemno. Gdzie podziało się słoneczko? Pracowało razem z Tobą! I teraz też pewnie ogrzewa serca, gdzieś tam. To dopiero tyran pracy! Może tak pracować na okrągło i cały czas zadowolone. A widziałeś kiedyś na obrazku słonko, które się nie uśmiecha? Może by tak wziąć z niego przykład. Pracujesz do nocy. Nie. Nie dasz rady tak 24 na dobę… Idziesz śnić o dobranocnym ogrodzie. Bo rano znowu musisz wstać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz