Wstajesz rano. Nie można powiedzieć, że bladym świtem, bo świta teraz koło ósmej. Nie myjesz zbyt dokładnie twarzy, bo zaraz wsiądziesz do autobusu, oczka szybciej się skleją i może jeszcze uda się dośnić ten sen o stokrotkach. Upsy Daisy. Stukot szyb na nierównościach mostu, potem skręt w lewo, światło latarni po powiekach. Czas się obudzić. Wszyscy gnają w jedną stronę, ty jakby pod prąd. Kilka krzyży: na kaplicy, na kościołach… Ojcze Nasz, Aniele Boży, Gwiazdo śliczna… Gdzieś koło artystów jest taka enklawa. Co tam jest? Mijasz codziennie i nie wiesz? Mury, co pamiętają najazdy krzyżackie, krzaki… I w ten ziąb, o 6 rano, słyszysz zawsze, jak jakieś ptaszki urządzają sobie tam trele, druczenia, świerkania, szczebioty, dziadzienia, ćwierkania. One mają wiosnę codziennie, nawet teraz w środku grudnia. Szczęściarze. Trele morele. Wbijasz ręce w kieszenie kurtki i już jesteś na kamiennym deptaku. Dziś jest wyjątkowo pusty. W mokrych płytach pod nogami odbijają się refleksy tysięcy lampek. Tak wystroili ulicę, że aż oczy bolą. Blask bije od przenajróżniejszych świecidełek i zbytków w każdej witrynie. Próżno szukać skromnej stajenki, a toć to Boże Narodzenie świętować będziemy! Przed fontanną stoi stadko gołębi. Ludzie przechodzą, a one ze zwieszonymi łebkami tak smętnie stoją, jak odlane z gipsu, i ani drgną. Pewnie śpią. A może takie skacowane stoją po imprezie u rajców. Może zastanawiają się nad tym megadrzewkiem, co to je włodarze postawili jako nietrwały pomnik swojej chwały. Co to za drzewko? Tak je obwiesili lampkami, że wygląda jak olbrzym w szczelnym lazurowym kombinezoniku. Pamiętasz, jak kilka dni temu, gdy jeszcze światełek nie było, to drzewo zapachem tęskniło za rodzinnym lasem... Mijasz drewniany płot z wymalowanym "Szczęśliwi, którzy idą do pracy"… Prawda!... Przed przejściem ze światłami trzeźwiejesz - znowu masz szczęście! Przeszedłeś zamyślony dziewięć ulic i nikt cię nie buchnął samochodem! Potem jeszcze jedne światła i już jesteś w fabryce. W przerwie pracy patrzysz przez okno. Łabędzie pływają po kanale. Że też im nie zimno w nogi-pytki. A fale jakby znowu poruszały się ruchem wstecznym. Wycięli bzy, które rosły na wale. Już nie będą pachniały w maju. Wracasz. Mijasz znowu drewniany płot. Ktoś wymalował na nim: "Szczęśliwi, którzy wracają do domu"… Prawda!... Te same twarze na stanowisku trzecim. Wsiadasz do autobusu. Powieki stają się ciężkie, zakręt w prawo, znowu w prawo, jeszcze raz w prawo… Śpisz snem sprawiedliwego. Wysiadasz - jest ciemno. Gdzie podziało się słoneczko? Pracowało razem z Tobą! I teraz też pewnie ogrzewa serca, gdzieś tam. To dopiero tyran pracy! Może tak pracować na okrągło i cały czas zadowolone. A widziałeś kiedyś na obrazku słonko, które się nie uśmiecha? Może by tak wziąć z niego przykład. Pracujesz do nocy. Nie. Nie dasz rady tak 24 na dobę… Idziesz śnić o dobranocnym ogrodzie. Bo rano znowu musisz wstać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz