wtorek, 17 lutego 2009

Jak to się robi w Wysokiej (albo w Wysoce)

Jak to się robi w Wysokiej (albo Wysoce)

Jak to jest z tą Wysoką? Lokalnie "z Wysoki", "o Wysoce", czy oficjalnie "z, o Wysokiej"? Będę używać obu form. A jak nazwać mieszkankę i mieszkańca Wysoki? Hm… Zaczynamy. Na początek troszkę teorii.





Omne trinum perfectum - wszystko, co złożone z trzech, jest doskonałe. Jest ich troje, są z Wysokiej. Sławka Wierzbowska jest nauczycielką w ZSP w Owidzu, Stenia Zgoda uczy matematyki w ZSP w Bobowie, Wojtek Wierzbowski jest zastępcą wójta gminy Bobowo. Gdy zbiorą się trzy takie osoby, można rozpocząć dyskusję, wykład, zabawę. Zebrali się. Padło hasło: "-Robimy coś dla Wysokiej? -Robimy!" Dyskusja, chcemy, potrzebujemy, planujemy budżet. I wyszedł z tego projekt "Tradycja i historia łączy pokolenia" - pisany pod patronatem Rady Sołeckiej. Projekt dofinansowano ze środków Programu: "Działaj Lokalnie IV" Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce oraz Lokalną Grupę Działania "Chata Kociewia". Część pieniążków na realizację dał GOKSiR w Bobowie i Rada Sołecka z Wysokiej. Najważniejszy jednak okazał się czynnik ludzki, czyli tak zwany wolontariat. Projekt trwał od września, działania w zasadzie od października, do lutego.

Rozmawiam ze Sławką Wierzbowską - koordynatorką projektu, matką trójki dzieci, osobą silnie zaangażowaną w pracy zawodowej i od dwóch lat współorganizującą bogate życie kulturalne w Wysokiej, kobietą o niespożytej energii, działającą elegancko i brawurowo - jak muszkieter.

Sławka mówi z wielkim przejęciem. Krótko: dorośli, dzieci, integracja, ruszyć, zachęcić. Efekt? Proszę - oto przechodzimy do części praktycznej. Będzie dość szczegółowo, ale trzeba docenić ilość prac i niebywałe zaangażowanie…


Sławomira Wierzbowska - koordynatorka projektu.






Październik, czyli warsztaty dla dzieci - co możemy zrobić z ziemniaka ("Ziemniak po kociewsku", "Ziemniak na różne sposoby")

Potrzebne: kartofelki, marchewka, ogóreczki - wszystko dali mieszkańcy. Plan: pogadanka o ziemniaku, przygotowanie kociewskich potraw i degustacja. Hit warsztatów: szandar, inaczej krucholec, czyli babka ziemniaczana. Poza tym w pierwszej akcji jeszcze kopytka i placki ziemniaczane, w drugiej zapiekanka ziemniaczana i frytki.

Sławka - a czy padł jakiś inny pomysł wykorzystania kartofla? Np. zrobić ludzika?

Sławka roześmiała się - Nieeee! Tylko takie: zrobić i zjeść! Oglądamy zdjęcia.

Czym Cię zaskoczono na tych spotkaniach?

- Boże… Mnie się bardzo podobało, jak dzieci cieszyły się, że mogą same coś zrobić. Stały z kawałkiem ziemniaczka w kolejce, żeby potrzeć go przez "rajben-maszynkę"! Mieliśmy jeszcze taką elektryczną, ale wszystkie chciały same pokręcić korbką. O zobacz! Ja robiłam kopytka, a dzieci wałkowały i kulały ciasto razem ze mną! Przyszło ich 23!

Pokazywaliśmy jak się obiera ziemniaki, trze. W czasie, kiedy starsi piekli i smażyli, dziewczyny ze starszych klas podstawówki zabawiały maluchy. A tutaj już placki na stole. Wszystko co dzieci zrobiły, chciały posmakować. Nie grymasiły, że czegoś tam nie lubią! Na drugim spotkaniu chłopcy pomagali robili sałatkę. No właśnie! 11-12-letni chłopcy przychodzili! Mamy uczyły swoje dzieci kroić, była akcja myjemy ręce… Pomagały nam panie z KGW.

Październik 2008. Sławka Wierzbowska razem z dziećmi robi kopytka.

Październik 2008. Stenia Zgoda częstuje dzieci wspólnie zrobionymi potrawami.

Listopad, czyli "Wysoka w starej fotografii" i andrzejki

Na to spotkanie i kilka następnych poczęstunek przygotowały panie z KGW. Sławka pokazuje afisz, na nim kilka starych fotek: - O tutaj mamusia z moim Wojtusiem, o taką miał taradejkę! Poopisywane zdjęcia dostarczyli mieszkańcy. Wojtek, skaner, komputer - i prezentacja na spotkanie gotowa. I miłe zaskoczenie! Na spotkanie przyszło 67 mieszkańców tej liczącej około 450 osób wsi! Najstarsi dostali od organizatorów specjalne zaproszenia. O historii szkoły mówiła pani Maryla Dobrowolska, o mieszkańcach i wsi sprzed lat - pani Honorata Piłat.


Listopad 2008. Popołudnie wspomnień - Wysoka na starej fotografii.

Ludzie rozpoznawali znajomych na powiększonych i zrzutowanych na dużym ekranie zdjęciach. Ileż wspomnień, emocji przy tym! - Dzieci, wcześniej przez nas troszkę przygotowane, zadawały starszym pytania: o istniejące kiedyś majątki ziemskie, o czas okupacji... - mówi Sławka. - Zadbaliśmy o nagłośnienie. Mieliśmy mikrofon - trochę baliśmy się, że nikt nie będzie chciał mówić. Ludzie, ku naszemu miłemu zaskoczeniu, nie mieli oporów! Pani Czesława Ehlert opowiedziała, że w piwnicy obok domu, w którym teraz my, Wierzbowscy, mieszkamy, w czasie gdy przez Wysoką przechodził front - bo działań wojennych jako takich we wsi nie było - ukrywało się kilkanaście rodzin. Nasz dom ma swoją historię! Kiedyś, jeszcze za poprzedniego właściciela -Kroplewskiego, po lewej stronie tegoż budynku był bar, po prawej stronie sklep, przy schodach na ulicę były takie wielkie kule - teraz mamy w tym miejscu zbudowaną werandę.

Przed sklepem z towarami kolonialnymi państwa Tiałowskich.

Obraz przedstawiający dworek z dawnego majątku ziemskiego. Widać wywieszoną flagę narodową.

W następnym domu był sklep kolonialny państwa Tiałowskich. O tutaj na zdjęciu jest stary dom pani Trudki Jordan. Teraz stoi tu sklep GS. Dzieci zobaczyły, co stało na tym miejscu wcześniej, jak wyglądała strzecha… Na wybudowaniach pod Pączewo był kiedyś majątek. Jedna z pań użyczyła fotografię nie samego domu z tego majątku, ale obrazu, na którym ów budynek namalowano.

Było też zdjęcie, na którym świetlica stoi na poziomie drogi, teraz jest ona znacznie poniżej tego poziomu. Opowiedziano dzieciom, jak do tego doszło - że było krzywo, trzeba było nadlewać… Tam, gdzie kiedyś mieszkała pani Ehlert (teraz mieszkają państwo Flak), mieszkała czasie wojny rodzinka niemiecka. Kiedy obok gospodarstwa przechodzili Niemcy, zobaczyli, że ktoś jest w domu i wrzucili do środka granat. Pechowo był tam akurat siedmioletni chłopiec - jego matka wyszła dokądś w tym czasie - i niestety chłopiec ten został zabity przez wybuch. Matka po powrocie pochowała syna, tego Niemca małego, w ogródku. Jego szczątki są tam do dzisiaj. Gdy brat pani Ehlert był podlotkiem, to razem z kolegą zrobili tam grób. Niestety, następni właściciele zlikwidowali nagrobek.

Kiedy Niemcy wycofywali się, zbierali na wóz po polach zwłoki żołnierzy i je wywozili - nikt nie wie dokąd. Tam gdzie teraz jest zlewnia, kiedyś był cmentarz choleryczny… Mamy zdjęcie, na którym jest ksiądz Józef Kuchenbeker z wieloma mieszkańcami naszej wsi - robione przed naszym domem, mamy takie z przedwojennym nauczycielem Melochem - podobnie jak ksiądz Kuchenbeker rozstrzelanym w czasie wojny. W Wysokiej mieszka pan z obciętą nogą. W kronikach szkolnych znaleźliśmy zapisek, jak do tego doszło! W kronice z 1948 roku nauczyciel opisywał, jak to znaleziono w Wysokiej bombę ze "złotą" końcówką. Trzech ludzi chciało ją rozbroić i "złoty" kawałek zużyć do zrobienia obrączek. Ale bomba wybuchła, ich wyrzuciło przez okno…

O! A tutaj dzieci pytały, czy to zdjęcie z jakiegoś przedstawienia, widać takie nietypowe stroje. Pani Lidia Pączek wspomniała, że to na koniec szkoły młodzież przygotowała występ z tańcami cygańskimi. Fajnie tak… Takie ciekawostki… Dzieci pytały, czy poza sklepami prowadzona była w Wysokiej inna działalność. Okazało się, że był zegarmistrz, Urząd Stanu Cywilnego (na Wysoką i Zelgoszcz), wiatrak. Mój teść dużo opowiadał, pan Rozkwitalski… Po wieczorku mieszkańcy umawiali się już na takie nieoficjalne spotkania. Efektem tej akcji są trzy plansze ze starymi zdjęciami - zdobią teraz świetlicę.

Czy planując spotkanie sugerowaliście się konkurencjami z obecnej edycji konkursów KGW? Jedna z nich polega właśnie na utworzeniu planszy ze starymi zdjęciami przedstawiającymi życie na wsi.

- Nie! My pierwsi to wymyśliliśmy! Projekt pisaliśmy w lipcu, kiedy regulamin konkursu KGW nie był jeszcze znany. To chyba tak w powietrzu wisi. Byliśmy we Wdzydzach Kiszewskich. Tam, w tych starych domach, też mają teraz wystawy starych fotografii…

Tak, tak, to właśnie owo powszechne wskrzeszanie historii…Czy spisaliście zasłyszane na spotkaniu nazwiska, fakty?

- No niestety, mieliśmy dyktafon, ale na sali był zbyt duży szum. Nagranie jest nieczytelne.

Drugie spotkanie w listopadzie - andrzejki dla dzieci.

- Była zabawa andrzejkowa. Impreza miała być koszyczkowa. Każda mama coś przyniosła. Przyszło ponad 30 dzieci. Wszystko rozeszło się pocztą pantoflową. Moja Aga, w ogóle dzieci z szóstej klasy - są niesamowici! Na młodzież z Wysokiej zawsze można liczyć! Dajesz hasło - i zawsze zbiorą się, pomogą. Im się chce! Aga z koleżankami przygotowała tradycyjne wróżby. Dzieci poprzynosiły ogarki do przetopienia. Lano wosk, zjadano ciasteczka zawieszone na sznureczku, wróżono przyszłość przebijając serduszka, stawiano buty. Małe dzieci bardzo się cieszyły. Na tę zabawę z pieniędzy z dofinansowania zakupiliśmy światła estradowe PAR. Teraz są one już na zawsze na wyposażeniu świetlicy wiejskiej. Wykorzystuje się je na imprezach. Dają zarówno białe, jak i kolorowe światło.


Listopad 2008. Zabawa andrzejkowa.

Grudzień, czyli spotkanie wigilijne oraz konkurs na najładniej udekorowaną na Święta Bożego Narodzenia zagrodę

- Rozpisaliśmy konkurs - mówi dalej Sławka. - Wzięliśmy aparat i poszliśmy w nocy fotografować oświetlone zagrody. Ręce się trzęsły, zdjęcia nie do końca wyszły. Wyłoniliśmy siedem domów wyjątkowo wystrojonych. Każdy miał swój styl, swój sposób. Wytypować pierwsze miejsce było trudno, więc wypisaliśmy na karteczce nazwiska w kolejności alfabetycznej, ponumerowałyśmy wcześniej zakupione nagrody (wartościowe; duże bombki, lampki, inne podświetlane ozdoby bożonarodzeniowe) i osoby wyczytywane wybierały numerki. I tak było sprawiedliwie.

Grudzień 2008. Jasełka w wykonaniu dzieci z ZSP w Bobowie.

Grudzień 2008. Były proboszcz parafii Bobowo ksiądz kanonik Jerzy Górecki snuje razem z parafianami wspomnienia. Po jego prawej stronie Wojciech Wierzbowski.

Wigilię pomogły zorganizować panie z KGW. Dzieci porobiły z materiałów świetlicowych i gałązek piękne stroiki, którymi obdarowano wszystkich przybyłych. Zaproszeni byli księża. Ku uciesze wszystkich przyjechał nasz stary proboszcz - ksiądz kanonik Jerzy Górecki. Księża dostali choinki zrobione z papieru, owinięte kolorowym sznurkiem. Ustroiłam je łańcuchami, złotymi gwiazdkami, kokardkami - ładnie to wyglądało. Przyjechały dzieci ze szkoły w Bobowie. Chór śpiewał kolędy, a inne dzieci zaprezentowały jasełka przygotowane pod opieką pani katechetki Eli Koszewskiej. Dzieci były z Bobowa, Grabowa - rodzice sami je dowieźli do Wysokiej i oglądali razem z nami przedstawienie zadowoleni, że ich dzieci niosą radość innym. Byli zachwyceni! Była taka śmieszna scenka, w której był Rzymianin, który przyszedł kogoś zabić, a chłopcy-pasterze wyciągnęli pistolety. To było takie śmieszne. Potem na spotkaniu po części artystycznej był z nami ksiądz Górecki. Kolędowaliśmy z nim, wspominaliśmy…

Styczeń, czyli bal przebierańców

- Baliśmy się - opowiada Sławka - że nie wszyscy przyjdą przebrani, dlatego razem z dzieciakami spotkaliśmy się wcześniej u mnie w domu, bo w świetlicy było za zimno, i wspólnie robiliśmy stożkowe czapeczki z błyszczącego materiału, maski zwierzątek. Mamy i babcie stanęły na wysokości zadania: poszyły stroje, umalowały buzie. Był słoń, kapitan, wróżka, czarownica, damy, trzech Spajdermenów...

Styczeń 2009. Bal przebierańców. Rozdanie nagród zdobytych w grudniowym konkursie.

Jednemu babcia własnoręcznie wyhaftowała pajęczynkę na stroju. Ja poszłam na łatwiznę i do namalowania pajęczyny użyłam markerów wodoodpornych. Mamy się nie wstydziły! Same poubierały kowbojskie kapelusze… O! Na gazetce wisiał plakat namalowany przez panią z Wysokiej. Ona ma talent! Bal był połączony z Dniem Babci. Dzieci pod opieką pani nauczania początkowego przygotowały przedstawienie. Niestety, w Wysokiej akurat panowała ospa i maluchy pochorowały się, nie mogły wystąpić. Efekt przygotowań zobaczymy dopiero na spotkaniu podsumowującym. Panie upiekły ciasta - nikt poproszony nie odmówił. Były różne konkursy. Jeden zaczynaliśmy chyba 15 minut. Małe dzieci miały usiąść pupą na baloniku tak, żeby ten pękł. Nie było jeszcze hasła "Już!", a już dzieciaki siedziały i miały baloniki popękane! Było pełno śmiechu! Był też Mikołaj - taki przebrany, Wojtuś Jankowski. Własne dzieci go nie poznały i się rozpłakały! Mój Kuba powiedział: Mamo, to nie był prawdziwy Mikołaj - on miał sztuczną buzię! Dzieci mówiły wierszyki, bardzo fajnie było! Na balu stawiło się ponad 50 dzieci. Do tych, które leżały chore, sami zawieźliśmy paczki. Zrobiliśmy je za fundusze z dofinansowań.

Razem z mężem Wojtkiem i panią Zgodą tworzycie zgrane trio. Jak się dobraliście z panią Stenią?

- A! Pani Stenia należy do Rady Gminy. Ona jest chora, jak nic nie robi. Przychodzi i mówi: może byśmy coś zrobili?! Jakiś festyn?! Wojtek mówi - Dobra! To co, piszemy? - Piszemy! I po prostu się robi. Ona lubi tak działać. Mówi, że trzeba wykorzystywać wszystkie możliwości, żeby dobrze się żyło w Wysokiej. Stenia wszystko nakręca. Ona właśnie podała bardzo dużo pomysłów przy opracowywaniu planu projektu.

Luty, czyli podsumowanie projektu "Tradycja i historia łączy pokolenia" połączone z zabawą karnawałową

- Ludzie chcą pracować! Na jutrzejszą imprezę wpisowe wynosiło 5 zł, do tego 200 zł z funduszy. Panie z KGW pieką ciasta, więc wpisowego nie płaciły. Zebrało się 95 osób! I teraz z tych niewielkich pieniążków jutro będą: udka i kotlety z kurczaka, barszcz, 6 gatunków ciast, kawa, herbata, surówka, galareta i leczo! Teściowa dała marchewkę, Stenia pieczarki, każdy daje co może. Taka koszyczkowa impreza idealnie wychodzi! Będą tańce kotylionowe, konkursy, przedstawienie noworoczne…

Można? Można!

- W lipcu robiliśmy w Wysokiej festyn rodzinny, wcześniej było wielkanocne polowanie na pisanki… - wymienia Sławka. Sławka!

A czemu Tobie tak się chce?

- A ja nie wiem!... Ja chciałam, żeby moje dzieci się cieszyły! Ja lubię, jak się ludzie cieszą! Jak się cały świat cieszy! Jak się cieszę, to inni też się mają cieszyć! Taka jestem…

Udowodnij mi na koniec, że to, co zrobiliście, jest zbieżne z tematem projektu - mówię prowokacyjnie.

- No jak to?! A jest! Tradycyjne potrawy kociewskie! Dzieci nie znały szandara, a dzięki nam poznały! Będą kiedyś mogły wspominać. Masz przykład tradycji. Następne: Wysoka w starej fotografii - no jak to nie?! Dzieci siedziały, się zachwycały! Może w którymś dzieciaczku zaszczepi się taki bakcyl poznania historii. Może nie dzisiaj ani za rok, ale może za jakiś czas… Andrzejki! Tradycja i dowód, że można nie tylko w szkole, nie tylko dla siebie, ale razem… Dalej: Wigilia - pielęgnowanie zwyczaju, że się wioska spotyka - kiedyś też się spotykali - mamy takie zdjęcie sprzed wielu, wielu lat…


Spotkanie wigilijne w Wysokiej - lata trzydzieste ubiegłego wieku.

Teraz włączamy w to dzieci. Więc też połykają bakcyla. To później, mamy nadzieję, wyjdzie… Teraz na balu będzie stary zwyczaj - zabawa kotylionowa…

Wszystko nam się udało. Nie było żadnych problemów. Panie z KGW, mieszkańcy współpracowali wzorcowo i z zaangażowaniem!

Barbara Dembek-Bochniak












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz