Historia tego tematu sięga początku lat siedemdziesiątych. Lat bardzo burzliwych. Właśnie wtedy wielu mieszkańców miast szukało na wsi spokoju i ucieczki od problemów i kłopotów. Osiek z Kałębiem, największym jeziorem Kociewia, był wtedy oazą ciszy. Bogaci i wpływowi "miastowi" nie mieli większych problemów, aby "załatwić" dzierżawę terenów wokół jeziora. Naczelnik gminy musiał ich szanować. W przypadku "uli" umowę dzierżawy uzyskały aż 24 osoby.
Nielegalnie od początku
- To byli ludzie z całej Polski. Najczęściej wysocy urzędnicy, działacze partyjni czy też milicjanci. Chociaż byli też zwykli miłośnicy wiejskiej ciszy. Tak jak moi rodzice - opowiada córka jednej z rodzin "pszczelarzy". - To było w 1974 roku. Mieszkaliśmy wtedy w Gdańsku. Tata dowiedział się o tej okazji i także wydzierżawił tu kawałek gruntu. Nad samym jeziorem. Nie pamiętam dobrze, ale to chyba była nawet dzierżawa wieczysta. No i wszyscy zaczęli stawiać na wydzierżawionych gruntach małe domki letniskowe. Nasz domek budował stary Noga. Tak go nazywano. On był sołtysem Wycinek. Wspaniały fachowiec. Doskonale potrafił pokryć dach trzcinową strzechą. Ani jedna kropla deszczu nigdy nam nie kapnęła z tego dachu. Domki były skromne, ale bardzo urokliwe. Przyjeżdżaliśmy tu na długie, wakacyjne wypoczynki. Ale niezbyt długo, bo tata odsprzedał ten domek. Szkoda. A teraz słyszę, że mają wszystkie domki burzyć, bo są nielegalne.
- Wyczerpałam już wszystkie możliwości kompromisowego zamknięcia tego problemu - mówi wójt Stanisława Kurowska.
- Oczywiście, że są to zabudowania, na które nikt nigdy nie wydał stosownych pozwoleń - informuje wójt Stanisława Kurowska. - Już w 1977 roku wojewoda gdański wydał nakaz rozebrania nielegalnie postawionych obiektów i określił termin wykonania rozbiórki do 1979 roku. Było więc aż dwa lata, aby te nieduże "ule" rozebrać. Jednak ani jednego z nich nie zdemontowano. Wszystkie stoją do dzisiaj.
Pomosty przeciskają się w głąb jeziora poprzez wysokie trzciny.
Tu będzie przystań
- Skoro przez tyle lat te "ule" stały, to dlaczego właśnie teraz zaczęły przeszkadzać? - pytam panią wójt.
- Bo w tym miejscu ma powstać przystań żeglarska. Takie decyzje podjęła Rada Gminy i ja je realizuję. O zagospodarowaniu jeziora Kałębie mówimy już od wielu lat. Teraz chcemy realizować plany i marzenia mieszkańców. Już sporo prac zrobiliśmy. Proszę zobaczyć chociażby jak dzisiaj wygląda ulica Rybacka i teren wokół niej. W ubiegłym roku weszliśmy w realizację programu "Natura 2000". Specjaliści od ochrony środowiska nawet nie chcą słyszeć o tym, aby te "ule" nadal pozostawały w tym miejscu. W grudniu odbyłam spotkania wiejskie. Prawie na wszystkich spotkaniach mieszkańcy żądali ode mnie zagospodarowania jeziora i ewakuowania "uli". Wszyscy posiadacze "uli" otrzymali pisemne ultimatum, w którym określam termin opuszczenia terenu i rozebrania wszystkich budowli będących na nim. Termin ten upływa 31 marca tego roku.
Wymarzone tematy dla malarzy.
Próby kompromisu
- Czy jest jakaś szansa na kompromisowe wyjście z tej sytuacji?
- Próbowałam na różne sposoby ułatwić opuszczenie tych działek - mówi pani wójt. - Nawet na 2008 rok nie przedłużyliśmy dzierżawy na te działki, aby nie obciążać ich dodatkowymi kosztami. Konsekwentnie na 2009 rok także nie wyraziliśmy nikomu zgody na dzierżawę tych działek. Znaleźliśmy jednak inne miejsca nad jeziorem Kałębie, gdzie oni mogliby się przenieść. W Wycinkach i Dobrym Bracie. Rzeczoznawca wojewody wycenił proponowane przez nas działki i ogłosiliśmy na nie przetarg. Wszyscy zostali o nim powiadomieni. Ani jedna osoba nie przystąpiła do przetargu. Ogłosiliśmy więc drugi przetarg, w którym zostały obniżone ceny działek. Na ten przetarg też nikt się nie zgłosił. Kolejnym etapem było zaproszenie do indywidualnych negocjacji. Ostatni ich termin minął 22 stycznia. Ani jedna osoba nie podjęła propozycji negocjacji. I tak to wygląda. Moim zdaniem wyczerpałam już wszystkie możliwości kompromisowego zamknięcia tego problemu.
Zapewne na miejscu tych 24 urokliwych "uli" powstanie wkrótce nowoczesna przystań żeglarska.
Czekamy do marca
- Jeżeli do końca marca "ule" nie zostaną zlikwidowane, to jakie będą dalsze działania z pani strony?
- Sprawa zostanie skierowana do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego.
Cicha wojna z nielegalnymi posiadaczami "uli" trwa. Czy po ponad 30 latach od chwili wydania przez wojewodę nakazu rozebrania nielegalnych budowli uda się w końcu wyegzekwować realizację tego nakazu? Władze gminy Osiek są zdeterminowane.
Niestety, w "ulach" nie zastaliśmy ani jednej żywej duszy. Wszystko jest zamknięte na przysłowiowe cztery spusty. Malutkie, romantyczne domki wydawały się jakby były jeszcze mniejsze, marznąc nad brzegiem pokrytego lodem jeziora. Pomosty przeciskały się w głąb jeziora poprzez wysokie trzciny. Wymarzone tematy dla malarzy. Romantyzm walczy z nowoczesnym realizmem. Kompromis nie jest tu możliwy. Zapewne na miejscu tych 24 urokliwych "uli" powstanie wkrótce nowoczesna przystań żeglarska. A "ule" wspominać będziemy oglądając obrazy, pocztówki i fotografie.
Stanisław Sierko - Gazeta Kociewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz