piątek, 20 lutego 2009

Piekielne pajęczyny Karola Z.

Był naprawiaczem Kociewia, ostatnim sprawiedliwym, surowym śledczym, sędzią i zarazem katem. Zniknął na dłuższy czas, ale nadal jest - ostatnio pojawił się w internecie, gdzie o nim piszą

Pierwszy portal w Starogardzie powstał w 2002 r. Dużo czasu zajmowało jego właścicielowi wycinanie obraźliwych postów na konkretnych ludzi. Było tak do momentu, kiedy został wprowadzony obowiązek logowania. Od tego czasu w mieście portali powstało kilka. Zrozumiałe - są jak gazety, więc i tu panuje konkurencja. Później portale powstawały jako uzupełnienie gazet, choć bywało i odwrotnie. Karol Z., jeden z twórców portalu w Starogardzie, tuż przed zwycięstwem PiS-u w wyborach jak zawzięty prawicowiec zmienił się w straszliwego lokalnego dziennikarza śledczego, sędziego i kata. I rozpoczął swoją interentową krucjatę. Nikt w stolicy Kociewia nie znał dnia i godziny, kiedy Karol Z. - ten ostatni sprawiedliwy Kociewiak - o nim napisze, wywlecze prywatne brudy, wywącha komunistyczny rodowód, znajdzie niecne przekręty. Świat według Karola Z. był bardzo przejrzysty - wszyscy dookoła, włącznie ze starogardzką prokuraturą i policją, byli nieuczciwi, w układach, mafii. Wszyscy, tylko nie on. No i grupka najprawdopodobniej fikcyjnych osób, która po każdym jego tekście zamieszczonym w jego portalu rzucała się dodawać komentarze - uzupełniać tekst pikantnymi szczegółami, rozszerzać, a przede wszystkim sądzić i skazywać. Po zamknięciu portalu i - jak mówią - w wiezieniu Karol Z. na dłuższy czas zniknął ze stolicy Kociewia. Ale nadal porusza się w sieci i nie tylko.

Taka dziwna CV-ka

Ten e-mail wpadł do mojej skrzynki elektroncznej poczty przypadkowo. Jakiś człowiek proponował usługi. Szeroki wachlarz: pisanie tekstów, prowadzenie samochodów, w tym ciężarówek, śledzenie jej/jego, nawet cekolowanie i układanie kafelek.

Zaskakująca CV-ka połączona z podaniem o przyjecie do pracy. I dzwonek w głowie: To karol Z.! Wrzuciłem do kosza.

Kilka miesięcy później

Ktoś przysyła e-maila:

"Witam, widzę, że Pan dość często komentuje artykuły w internecie. Swojego czasu poznałem człowieka z Pana okolic, który podawał się za dzienikarza. Chciałbym z Panem na ten temat porozmawiać, ponieważ Pan dość czesto komentował te jego wpisy. Proszę o odzew na tego maila, a ja powiem, o co i kogo dokładnie chodzi.

Pozdrawiam (...)".

Robię się czujny. Podpucha? W sieci wszystko jest możliwe. A może to Karol Z.? Nie takie przecież wycinał tu numery. Rozmawiałeś z nim prywatnie, a nazajutrz twoje słowa ukazywały się żywcem w jego portalu. Chyba już wtedy nagrywał jak Michnik. A jak to nie on? Jednak ciekawość... Odpisuję:

"Pisze Pan jakoś tajemniczo... Proszę jaśniej, o co i o kogo Panu chodzi..."

Dwa dni później

O e-mailu już prawie zapomniałem. Założyłem sobie, ze autor e-maila stchórzył. Ot, napisał, taki właściwie spam. Ale dwa dni później znowu list:

"Witam. Chodzi o Karola Z. Ktoś się podpisywał pod jego artykułami jako wolny kociewiak. Dlatego też napisałem do Pana, ponieważ Karol Z. podawał się za dziennikarza, ale narobił strasznie dużego że tak powiem smrodu niejednej osobie i to nie tylko pewnie w okolicy, ale w Polsce. Dopiero kiedy doszliśmy do tego, kim on tak naprawdę jest, to złapaliśmy się za głowę. Ten gość wyłudzał pieniądze i to od niejednej osoby w Polsce, doprowadzał do różnych sytuacji. Okazało się, że ma na swoim koncie kilka wyroków za wyłudzanie, zna go Pan? Nie jestem osobą publiczną, jestem osobą prytwaną. Teraz, z tego, co widziałem, to Karol Z. zajmuje się jakimiś sprawami w Środzie Sląskiej... Poda mi Pan jakiś numer do siebie? Z miłą chęcią zadzwonię, żeby pogadać o tej sytuacji. Pozdrawiam".

A może to jednak Karol Z.? Czego jak czego, ale sprytu i hmm... inteligentnci i niezwykłej przebiegłości nie można mu oodmówić. Nadal odpisuję ostrożnie:

"Ciagle pisze Pan dziwnie - że komentowałem teksty człowieka, który podawał się za dziennikarza. Niech Pan wali śmiało, o co idzie, a nie tak tajemniczo. Bo nadal nie wiem, o co chodzi."

Odpowiedź

Tym razem odpowiedź przychodzi od razu:

"Najgorsze to jest, że gość robi z siebie dziennikarza, który walczy z przestępcami, który broni dobra, a sam wiadomo kim jest i w ten sposób oszukuje ludzi. W ten sposób wyciaga od ludzi kasę, a i tak im nic nie pomoże, tylko zaszkodzi, jak zadzkodził już wielu osobom... Czy go pan zna?"

Nie dajmy się zwariować

No nie... To nie może być Karol Z., a zapewne jakaś jego ofiara. Odpisuję:

"Tak, znam. Jego działanie w Starogardzie to nie taka znowu stara historia. Metoda była prosta: napisać coś na kogoś, wrzucić do portalu, a pod nim od razu zamieszczać oszczercze komentarze. Komentował m.in. wolny kociewiak. Ponieważ sam mam portal i od 20 lat prowadzę gazety, wiedziałem, że jego "bohaterem" będę jako osoba publiczna również i ja. Trudno przed takim czyś się bronić. Sam tam oczywiście nic nie komentowałem. Wiem, co to dla niektórych - takie wpisy - był za wstrząs. Z drugiej strony - ludzie, zdaje się, to chętnie czytali. Samego Karola Z. znam, ale go już dawno nie widziałam i mam nadzieję, że nie będę widział... Podaje numer mojej komórki (....)".

Sprawa wygląda następująco

Człowiek zadzownił od razu. Głos roztrzęsiony, psychiczny wrak... Przerywam mu.

- Niech Pan na spokojnie opisze swoją historię, bo przez komórkę to i pieniądze, i szkoda nerwów... Proszę opisać i rozesłać e-maila.

E-mail nadchodzi po kilku dniach:

"Otóż sprawa wyglądała następująco:

Poznaliśmy się z Karolem Z. w 2005 roku, kiedy wysyłałem zapytania do redakcji, czy jest ktoś w stanie mi odpowiedzieć, czy działania Sądu, Policji i Prokuratury były zgodne z prawem. Odezwał się wtedy do mnie Karol Z. Stwierdził, żeby dosłać mu jakieś dokumenty, które pozwolą mu zająć się tą sprawą i ocenić, czy takie działania są zgodne z prawem. Po paru dniach odezwał się i stwierdził, że on z miłą chęcią do mnie przyjedzie, tylko ktoś musi zapłacić za podróż. Policzył koszty i przesłałem mu pieniądze na konto, ponieważ wydawało mi się to nawet logiczne, że skoro jedzie w mojej sprawie, to muszę mu zapłacić za koszt paliwa. Przyjechał, zebrał jakieś informacje ode mnie, dodatkowo zażyczył sobie jakieś pieniądze i stwierdził, że zajmie się tą sprawą po powrocie do domu. Wrócił do domu, napisał jakiś artykuł oskarżając osoby publiczne o naruszanie prawa, wymieniał ich z imienia i nazwiska. Sprawa zaczęła się fatalnie toczyć. Co chwila miałem problemy z tego powodu, co chwila miałem kolejną sprawą w Sądzie i to o zwykłe pierdoły, rzeczy, o których nikt by nie pomyślał. Po chwili stwierdził, że osoba, o którą mi chodziło, to była w SB, że on się dowie o wszystkim, bo on pisze książkę i ma dostęp do IPN - szook. Zaczął wypisywać jakieś pierdoły, podkręcać temat i nadal wyciągać kasę, ale tym razem w postaci rzekomej pożyczki. Namówił mnie na założenie strony internetowej (założyłem) i żeby tam publikować jego artykuły. Miałem z tego powodu kupę problemów, które ciągną się do tej pory. W 2006 roku poznałem Go z kolegą z Warszawy. Ja się zacząłem wycofywać z tej znajomości, tym bardziej, że widziałem, że Oni ze sobą się bardzo dobrze dogadują, że często się odwiedzają. Okazało się, że Karol Z. przeprowadzał jakieś rozmowy z tym kolegą z Warszawy i nagrywał wszystkie rozmowy z nim. Sam nakręcał kolegę na działania, aby odpuścił adwokatów, odpuścił Sąd, a sam zajął się sprawą. Doszło do tego, że razem kiedyś pili alkohol i ten (Karol Z.) miał włączony dyktafon (a właściwie chyba aparat fotograficzny, w którym miał dyktafon) i nagrał tę rozmowę. Namówił kolegę, aby pojechali do Wrocławia. Pojechali razem. Jednak zanim pojechali, Karol Z. zadzwonił do przeciwnej strony tego tematu, którym się zajmował, i dogadał się z tamtymi, że jedzie z kolegą do nich, że planują pobicie czy napad i porwanie dziecka - szook. Zajechali na miejsce, a tam już policja czekała i kolegę zwinęli do aresztu na jakiś czas. Okazało się że głównym świadkiem był Karol Z., który przedstawił tę całą rozmowę z kolegą. Dodatkowo strona przeciwna zeznała w Sądzie, że dawała Karolowi Z. pieniądze za pomoc. Akcja normalnie jakby w CBA - aż strach pomyśleć. Nie potrafię tego dokładnie opisać, bo w tej sytuacji nie uczestniczyłem, jednak chciałbym przestrzec wszystkich ludzi przed jego działaniami. Ostatnio dostałem listem kilka Wyroków Sądowych, w których Karol Z. został skazany za wyłudzenie pieniędzy od ludzi prywatnych. Taktyka, jaką prowadzi, jest zawsze taka sama - zbiera dokumenty jednej strony, a później szantażuje o pieniądze, a w ostateczności przekazuje dokumenty drugiej stronie konfliktu i również od nich bierze pieniądze. On po prostu z tego żyje. Nie wiem, ile osób już skrzywdził takim postępowaniem, ale jego mottem nie jest prawda, tylko pieniądze, pieniądze, których potrzebuje do życia. W jednych sytuacjach podaje, że jest dziennikarzem, w drugiej, że jest kinooperatorem, a w innej sytuacji że układa płytki.

Jeśli ktoś również został skrzywdzony przez jego osobę, to uważam, że należy sprawę zgłosić do Prokuratury, zebrać wszystkie dowody i razem złożyć takie zawiadomienie. W obecnej chwili - z tego co się orientuję - zajmuje się jakąś sprawa w Środzie Śląskiej. Dobrze byłoby dotrzeć do tych osób, którym rzekomo stara się pomóc, aby po raz kolejny nie doszło do takiej samej sytuacji."

Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz