poniedziałek, 23 lutego 2009

Pierwsze cztery kółka człowieka

Moje dywagacje nad zdjęciami

Zacznę od skargi, a raczej wniosku z rozmów z rówieśnikami oraz z obserwacji zawartości kociewskich albumów ze starymi zdjęciami. W erze fotografii analogowej, kiedy materiał fotograficzny był deficytowy i szanowano każde robione ujęcie, utrwalano najmłodsze lata życia głównie dziecka będącego najstarszym z rodzeństwa.




W ten sposób przykładowo ja stałam się ofiarą tego, że jako drugie dziecko moich Rodziców nie posiadam takiegoż właśnie uroczego zdjęcia przy wózeczku. O konieczności uwiecznienia mnie przypomniano sobie dopiero, gdy miałam coś koło 5 lat. I tak jest w większości przypadków moich rówieśników, czyli pokolenia 30- 40-latków. Zatem należy przypuszczać, iż dzidziusie z tych tutaj fotografii, to w większej części zapewne najstarsze dzieci z rodzeństwa.


Oto nasi bohaterowie

Oto właśnie sześć zdjęć małych Kociewiaków w ich pierwszych czterech kółeczkach. Oto kociewskie maluszki w swoich taradejkach, karadejkach, wózeczkach, karockach. Oto przekrój wieku XX - od lat trzydziestych, wojennych, po lata osiemdziesiąte, okresu stanu wojennego. Wszystkie bobasy na zdjęciach są wyraźnie zadowolone. Wszystkie ciekawe świata i przyszłości. No właśnie - przyszłości. Dziecko to arystotelesowska "tabula rasa", niezapisana tablica, która zostaje zapełniona stopniowo w ciągu życia i zdobywania doświadczeń. "Dziecko jest ojcem człowieka", jak twierdzi William Wordsworth. Można po takim maluszku zaobserwować, jaki człowiek z niego wyrośnie… Czy wózek dziecięcy może mieć wpływ na to, jaki charakter będzie miał taki mały Kociewiak? A może świadczy o stylu życia naszych przodków? Przegląd starych fotografii pozwala dokonać analizy pod tym kątem, aczkolwiek traktować ją należy lekko i z przymrużeniem oka.

Dzieci rodziny niemieckiej zamieszkującej pączewską plebanię podczas II wojny światowej. Wielka lala i niski wózeczek.


Wózek a rozwój komunikacji międzyludzkiej

Słoneczne, skwarne, środowe popołudnie. Trakt z kocich łbów. Alejka drzew buchających zielenią i wszędobylski ptasi świergot. Mamusia z niemowlaczkiem w wózeczku mijała inną mamusię z dzieckiem przemieszczającym się już na własnych pytkach. Rodzicielki zaczynały konwersację na tematy współczesne, a dzieci?... Dzieci są przecież zawsze dziećmi i postępują dziecinnie. Kiedy taki biegający gzub zobaczył gzubka transportowanego w niskopodłogowym wózeczku, to, szczególnie jeżeli był chłopczykiem, musiał wymienić z nim spostrzeżenia odnośnie owych cudownych czterech kołek. Ten błysk błotniczka, felgi w kółeczkach, prędkość na bruku, szybkość umęczenia siły napędowej, amortyzacja sprężynkami, wygoda podróży.

Jeżeli szkrab był dziewczynką to tematów też nie brakowało: jakość pierza w poduszeczce, wyższość skarpetek nad bucikami, kaftaników nad krótkimi sukienkami, kaszki nad świeżym krowim mleczkiem… W takich małych główkach na pewno kłębiły się roje podobnych pomysłów. Czasami języczki owych maleństw nie były jeszcze na tyle giętkie, aby powiedzieć to, co pomyśli głowa, stąd dialog dla postronnych mógł wydawać się bełkotem zwanym potocznie gaworzeniem. To już były zaczątki kształtowania malutkich umysłów i charakterków. I właśnie takie niskopodłogowe wózeczki, jak owe z lat trzydziestych, czterdziestych czy pięćdziesiątych sprzyjały polepszaniu się stosunków międzyludzkich już od owych najwcześniejszych lat życia. Podczas opisanego spotkania dzieci, często na chwilkę zapomniane przez rodziców, mogły swobodnie rozmawiać nie czekając, aż mamusie wezmą jedno z nich łaskawie na opka, by wspaniałomyślnie i na okamgnienie pokazać młodszego kolegę w wózeczku, co potencjalnie miałoby miejsce w przypadku transportu tegoż mniejszego przy pomocy wózka wysokopodłogowego. Zatem spotkanie takiego małolata z kolegą w pojeździe wysokim pozostawiało szkraba pod kątem komunikacji międzydziecięcej na łasce rodzica.


Niskopodłogowy wózeczek powojenny ze szczęśliwym pasażerem.

Rodzinna przechadzka w cieniu drzew.


Wózek a szacunek do Rodziców

W dalszym ciągu będzie trwać apoteoza wózeczka niskopodłogowego i jego dobroczynny wpływ na charakter i system wartości przyszłego nastolatka. Wróćmy do naszej letniej przechadzko-przejażdżki. Dzieci już się nagaworzyły, mamusie naplotkowały. I taki berbeć w wózeczku niskopodłogowym spogląda teraz na swoją matkę z tej swojej bardzo przyziemnej perspektywy. Musi mocno zadrzeć główkę, aby przyjrzeć się misternej plątaninie włosów czy już delikatnej pajęczynce matczynych zmarszczek. Wózek z niemowlaczkiem podskakuje na kamykach. Hopsa! Hopsa! Maluch uśmiecha się do swojej karmicielki, do jej wielkich, dobrych oczu i uśmiechu na ustach. A wszystko to podziwia wznosząc wzrok do góry. Matka jest kimś wielkim - w szerokim tego słowa znaczeniu. W młodym umyśle urasta do Niej olbrzymi szacunek. To będzie procentować w późniejszych latach. Dzisiejszy bobasek w przyszłości nie śmie brzydko się odezwać do Matki, niewłaściwie zachować do i wobec niej, źle pomyśleć, powiedzieć o Niej, nie śmie skłamać, oszukać czy podskoczyć, nie odważy się zawieść. Matka to ktoś Wielki. Ojciec to ktoś Wielki. I takie nastawienie zapisuje się na tej czystej tabliczce umysłu pasażera wózeczka niskopodłogowego. Czasami nachodzi mnie smutna myśl, że może niektóre teraźniejsze nastolatki swój charakter ukształtowały tak, jakby Rodziców oglądali z wózka na poziomie prawie równym swojemu… I to nie jest dobrze.

Do tej pory mowa było głównie o Matce. Jednakże przy naszym założeniu terminu spacerku, iż był to środek tygodnia, to Ojciec w tym czasie zarabiał pieniążki. Niemniej analiza odnośnie Jego osoby byłoby identyczna.


Mały pasażer w wózeczku z wyplataną wiklinową gondolą.


Wózek a styl życia

Kontynuuję wychwalanie dawnych wózków, szczególnie tych niskopodłogowych. Jak różne były one od tych współczesnych, w których dziecka trzeba się naszukać, zanim znajdzie się je wśród rozlicznych siatek, koszyków, pokrowców, parasolek, uchwytów, toreb i przytroczonych bagaży! Może i te dzisiejsze wózki bardziej praktyczne, ale świadczą one, przepraszam, o wielkim wygodnictwie i lenistwie współczesnych.

Żeby usadowić lub wydobyć takiego brykającego bobaska z wózeczka niskopodłogowego, trzeba było wykonać niski skłon i kilka innych ćwiczeń gimnastyczno-atletycznych. W chwili obecnej niestety wózki takiemu rozwijaniu sprawności ciała nie służą. Śmiem napisać, że ludzie w erze wózka niskopodłogowego byli bardziej pracowici i wygimnastykowani.

Wózek niskopodłogowy, na malutkich kółeczkach, chociaż wyposażony w piękne połyskujące błotniczki, to jednak - targany lub pchany nieznacznie nad powierzchnią gruntu - był bardziej narażony na zabrudzenia tak zwanej gondoli. Mamusie musiały zatem wykazywać się pracowitością i aby utrzymać cztery kółka swojej pociechy w należytej czystości, dość często wózeczki pucowały i konserwowały. Teraz już takiego ogromu prac nie potrzeba. Wózki są z praktycznych materiałów, w praktycznych kolorach, no i jeżdżą głównie po cementowych chodnikach…

Spacer z dzieckiem w takim bezbagażowym wózeczku to była przyjemność, relaks, chwila oddechu od ciężaru domowych obowiązków. Prawdopodobnie nie można było sobie pozwolić na dłuższy spacer, ale za to częściej wracało się z dzidziusiem do domu. I może te częste powroty w pierwszych miesiącach życia owocowały później częstszymi powrotami do stron rodzinnych…

Szykowna mała Krzysia

przy swoich pierwszych czterech kółeczkach, lata siedemdziesiąte.

Szczęśliwa ferajna w kryzysowym wózeczku z okresu stanu wojennego.

Na zakończenie…

Bo to już od urodzenia ważne, z kim się jedzie na jednym wózku i czyj ten wózek jest. Na czyim wózku jedziesz, tego piosenkę śpiewasz…

Barbara Dembek-Bochniak


Zdjęcia z albumów pp. Kuczyc, Pawelec, Szwarc i ze zbiorów własnych


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz