niedziela, 1 lutego 2009

Muzeum w szkole w Kamionce

Zatrzymać przeszłość dla przyszłości, czyli czym posługiwali się nasi pradziadowie. W stodółkach i na strychach, w szałerkach, drewutniach i po piwnicach przewracają się z kąta w kąt przedmioty niechciane, niepotrzebne, dawno już zbędne w gospodarstwie domowym i w pracy przy obrządku.

Świadomość dziedzictwa wiejskiego niesionego w bogactwie i różnorodności drobnych sprzętów, którymi pradziadowie i dziadowie posługiwali się w przeszłości, dawno wyparł pęd do nowoczesności i wygodnego życia. Pod presją chwilowych potrzeb i aspiracji wyrzucamy to, co powinno pozostać trwałym elementem naszej wiejskiej kultury. Potem w przyszłości często tego żałujemy. Oczywiste jest, że w imię tradycji nie możemy zatrzymać rozwoju i postępu techniki ani stale rosnących potrzeb społeczeństwa wiejskiego. Nie mamy też miejsca, by gromadzić w nim rzeczy ze względu na sentyment, więc trafiają najczęściej na złomowiska, gdzie otrzymujemy za nie przysłowiowe "parę groszy", albo na śmietnik.


Chcąc ocalić od zapomnienia całe to wiejskie dziedzictwo sprzętów w latach 90. utworzyłam w szkole w Lalkowach coś na wzór szkolnego minimuzeum, czy też miniizby regionalnej. Potem nastąpiły zmiany organizacyjne szkół na smętowskiej ziemi, w wyniku których lalkowska została zamknięta, a muzeum przeniesiono do szkoły w Kamionce. Tutaj też znajduje się do dzisiaj, czekając, być może szczęśliwie, na remont i adaptację na te cele starej kuźni niedaleko kościoła w Lalkowach.


Przedmioty, którymi na przestrzeni wieków posługiwał się człowiek, ocalały od zniszczenia i zapomnienia, i skutecznie wykorzystywane są w procesie edukacji.

Czasami muzeum odwiedzali uczniowie innych, pobliskich, szkół, np. z Rychławy. Dziś duże zainteresowanie budzi również wśród odwiedzających szkołę gości Izba muzealna. To cenna inwestycja także z innego względu. Uczniowie takich małych szkółek rzadko mają okazję ujrzeć oryginalne eksponaty związane z przeszłością własnego środowiska. Muzea znajdują się w miastach, a wyjazd do nich jest kosztowny i wielu na niego po prostu nie stać.


W proces gromadzenia eksponatów, z chwilą powstania projektu, zaangażowani byli i nadal są wszyscy uczniowie, nauczyciele i ich krewni. Trzeba przyznać, że zaangażowanie, przynajmniej we wstępnej fazie tworzenia izby muzealnej, przerosło wszelkie oczekiwania. Gromadzenie eksponatów jest jednak procesem ciągłym. Przedsięwzięcie, początkowo traktowane jako pewnego rodzaju eksperyment, okazało się atrakcyjną formą budzenia ciekawości historycznej wśród dzieci i młodzieży. Rosnąca ciągle liczba zgromadzonych eksponatów, stanowi wspaniały zbiór środków dydaktycznych.


Dumą tego historycznego kącika muzealnego są trzy toporki pamiętające czasy neolitu, tj. jakieś 4 - 5 tysięcy lat. Posługiwali się nimi pierwsi hodowcy i rolnicy czyniąc sobie ziemię poddaną.

Starsze, bo paleolityczne, ale za to bardzo drobne, są krzemienne odłupki z paleolitu (nożyki).

Obok cała masa skorup ceramiki wczesnośredniowiecznej, część jej znajduje się w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku.

Po sąsiedzku archaiczne lampy naftowe, przy których nasi dziadowie, pochyleni nad szarym zeszytem, odrabiali zadania domowe, a ich mamy, w tym czasie, wpatrywały się we wzór szydełkowej robótki czy kociewskiego haftu.

Nie w każdej chałupie była natomiast prawdziwa maszyna do szycia. W muzeum jest taka, której kółko poruszano ręcznie. Pracowała przy niej jeszcze moja babcia i liczy sobie dobrze ponad 120 lat. Druga, nieco nowocześniejsza, miała już napęd nożny i stolik!

Pamiętam też, gdy jako dziecko bywałam u babci na wakacjach, jak wielkim wysiłkiem było pranie. Sama, niewiele większa od wiaderka, które próbowałam z uporem donieść do celu, pomagałam nosić wodę do tej wyczerpującej pracy, z jedynej wiejskiej pompy. Na trzech krzesłach ustawiona była wielka okrągła balia, z korkiem u dołu. W niej blaszana tara w drewnianej ramce, nowocześniejsze były całe blaszane. Nad tą tarą, na podwórku, z szarym mydłem w garści, i to przez dobre parę godzin, babcia - praczka. Końcowym efektem wszystkich zabiegów była biel, w niczym nie ustępująca tej, którą dzisiaj zawdzięczamy wyszukanym specyfikom prania chemicznego. Życie wtedy było prostsze i jakby "bliżej ludzi i natury". Dziś bez automatu nikt go sobie już nawet nie próbuje wyobrazić i ciekawe, czy ktoś jeszcze wie, do czego służyła kijanka?


Ozdobą są kołowrotki, tęskniące dziś za kolejną porcją owczej wełny, którą wprawna ręka prządki zmieniała w równą nić. Po uprzędzeniu na drutach powstawały z niej swetry, kamizelki, a nade wszystko skarpety. W takich nigdy nie było zimno w nogi, ale i zimy były wtedy mroźniejsze.

Przy nich całkiem drewniana "sokowirówka", kaponka i kierzanka. Proste sprzęty, a tyle budzą sentymentu. Tyle razy "głaskały" je ręce gospodyni, a dziś niepotrzebne w domowym gospodarstwie, królują w szkolnym muzeum.

Cała półka z młynkami - przeróżne, do pieprzu do kawy… ponoć najlepsza kawa jest taka, którą tuż przed zaparzeniem mieli się w takim młynku, ale kto ma dziś czas na ten rytuał?

Półki zdobią piękne koronkowe wstawki, i haftowane serwetki.

Ceramiczne, fajansowe talerze i pojedyncze filiżanki, także po III Rzeszy.

A żelazka? Żelazka mają jeszcze nawet "duszę". W innych kiedyś żarzyły się gorące węgle. Dziś wygasły, śpią na półce i od czasu do czasu powiewa od nich przeszłością. A te pierwsze na prąd ważyły chyba z 5 kilogramów, bo młodszym dzieciakom ciężko je nawet podnieść.

Albo golarki czy lokówki - takie, które nagrzewało się w ogniu. Ciekawe, ile razy przypaliły czoło używającej jej "pięknisi"?



Wiele tych eksponatów. Te kilka wspomnianych wyżej dają nikły obraz życia w zwykłym wiejskim domostwie 50 - 100 lat temu. Nieco nowsze są liczydła biurowe - pierwsze maszynki do liczenia, jakie wykorzystywały księgowe.

Potem kilka półek "szkolnych": drewniany piórnik, kałamarze, obsadka i stalówka, i przepiękny, budzący sentyment "Elementarz" Falskiego, i prawdziwy ręczny dzwonek. Jeszcze dziś służy, gdy wyłączą w elektrowni prąd!

Stare księgi za szybą: modlitewniki i książeczki od Pierwszej Komunii Św. prababć i pradziadków, niemiecka księga medyczna z 1880 r. i wiele innych. Każdy przedmiot żyje przeszłością swoich dawnych właścicieli. Wyczyszczony, naoliwiony, odkurzony i zadbany cieszy się na starość dobrym zdrowiem. Ocaliliśmy go tutaj od zapomnienia. Ocalimy też wszystkie inne eksponaty, które w przyszłości trafią do naszego muzeum.


Twórca i opiekun szkolnego muzeum

Regina Kotłowska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz