poniedziałek, 23 lutego 2009

Stukostrachy. Śladami naszych interwencji

Kto nęka starsze panie?

Budynek przy alei Jana Pawła II w Starogardzie, powoli zamienia się w obiekt rodem z thrillera - w numerze 6 "GK" Tadeusz Majewski porównał to, co się w nim być może działo i dzieje, do "kawałka" sprawy Fritza z Austrii. Teraz nasuwa się porównanie do sytuacji z prozy Stevena Kinga, a zwłaszcza do tych z powieści "Stukostrachy".




Stukoty. Odsłona pierwsza

Dla przypomnienia - w artykule "Zamęczają ją waląc w podłogę" pisaliśmy o starszej pani, która zapewniała, świadoma odpowiedzialności karnej za to, o czym pisze do organów sprawiedliwości, że w mieszkaniu nad nią zamieszkuje ojciec z synem, chociaż oficjalnie... ich tam nie ma. Syn powinien być w Anglii i uczęszczać do tamtejszej szkoły, ale faktycznie jest w Starogardzie, nie wypełnia obowiązku szkolnego, a do tego wraz z ojcem terroryzują starszą panią, stukając w podłogę i hałasując na rozmaite inne sposoby. W związku z doniesieniem starszej pani wybraliśmy się z wizytą do dwóch starogardzkich szkół. Wobec podejścia do takich przypadków pracowników oświaty, uznaliśmy, że coś może być na rzeczy. Podejście do dokumentowania pobierania nauki, zwłaszcza za granicą, jest dość niefrasobliwe. Poza tym zadzwoniliśmy do szkoły w Anglii, do której według zaświadczenia powinien uczęszczać chłopiec. Tam odpowiedziano nam, że nikt taki do ich placówki nie uczęszcza i nigdy nie uczęszczał.


Stukoty. Odsłona druga

Po publikacji artykułu przyszła do naszej redakcji pani Maria B., sąsiadka starszej pani.

- Mieszkam w tym samym bloku i zaręczam, że mieszkanie, o którym mowa, naprawdę jest puste. Natomiast obok, w sąsiedniej klatce, zamieszkują lokatorzy zakłócający spokój w sposób opisywany przez starszą panią. Odgłosy, które ta pani słyszy, dochodzą z mieszkania obok. Pani źle lokalizuje dźwięki. Wszystko się zgadza - podawane przez panią daty szczególnie uciążliwej "działalności sąsiadów" i charakter dźwięków - stukanie w podłogę, szuranie. Tylko, że chodzi o innego sprawcę hałasów, niż starsza pani sądzi. W lokalu, o którym mówię, mieszkają trzy osoby - rodzice i ośmioletni chłopiec. Te odgłosy, hałasy są straszne i nikt nie potrafi temu zaradzić. Zdarza się, oprócz łomotów, szurania i walenia w podłogę, na przykład głośne włączanie muzyki co kilka minut. Byłam już u prezesa spółdzielni i na policji. Z policji otrzymałam już dwa zawiadomienia (z marca 2008 i ze stycznia 2009) o braku podstaw o skierowanie wniosku o ukaranie do Sądu Rejonowego, ponieważ brak jest danych uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu. A ja uważam, że to po prostu terror psychiczny ze strony sąsiadów. Trudno nam to znosić, ale jesteśmy praktycznie bezsilni. Starsza pani ma rację - to nie do zniesienia, ale źle lokalizuje sprawcę tego nękania.


Kto ma rację?

Cóż... Coś się w opisywanym bloku dzieje. Bez wątpienia. Która z pań ma rację? Trudno powiedzieć. Osoba, która w pobliżu przedmiotowego bloku bywa często, twierdzi, że w mieszkaniu ojca i syna, których jako sprawców hałasów wskazuje starsza pani, wieczorami paliło się światło. Oznaczałoby to, że jednak mieszkanie puste nie stoi. A w połączeniu z faktem, że w szkole w Anglii o chłopcu nigdy nie słyszano, przypuszczenia starszej pani nie wydają się pozbawione sensu. Z drugiej strony pojawiły się zapewnienia Marii B. o tym, że hałasuje całkiem inna rodzina w innym mieszkaniu. Jest tego tak pewna, że zgłaszała ten fakt już dwa razy na policję. Tylko ona... Nikt więcej. Z odpowiedzi policji wynika, że nikt z sąsiadów nie poświadczył tego faktu. Która z pań ma rację? Zapewne obie. Coś tam stukocze w bloku przy alei JP II. Osobną sprawą jest wątek chłopca uczącego się w Anglii - w szkole, w której nie znają tego nazwiska.

Mieczysława Krzywińska - Gazeta Kociewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz