środa, 28 stycznia 2009

Cóż to czytasz, mości książę?

Felieton o słowach


"Wszystkie rzeczy mają swój czas i swym zamierzonym biegiem przemija wszystko pod słońcem". Nawet pojęcia ulegają przewartościowaniu, niektóre nie są jeszcze rozumiane. Wystarczy baczniej nadstawić swoje mniejsze lub większe ucho, wytężyć piwne, błękitne lub zielono oczka, pogrzebać troszkę myślami w pamięci i każdy z nas znajdzie mrowie takich sytuacji, w których zadziałał czas…

Na początek będzie jakby światowo. Walesa Airport (polskie ignoranctwo zniekształcające nazwisko wielkiego Polaka), Gdańsk Rębiechowo. Uczeń z Kosowa, ale nie tego na Bałkanach! Jest takie na Kaszubach. Wraca ów 18-latek ze szkolnego wyjazdu do eleganckiego Paryża. W hali przylotów przez komórkę zapewnia rodziców: "Jo, jo! Wszystkie pindle mam!". Słyszący to ludzie wstrzymują na chwilę oddech i na ucznia pędzącego z walizami patrzą wielkimi, zdziwionymi ślepskami, jak na wybryk natury… O tempora…

To samo, ale w klimacie kociewskim. Cyberprzestrzeń. Nasza-klasa. Absolwent z Kociewia, dziś lat 33, wspomina na jednym z forum słowa starego starogardzkiego matematyka: "Weźcie swoje pindelki i idźcie do domu". I pisze ów młodzian: "A ja się zastanawiałem, co miały zrobić dziewczyny (a było ich dziesięć!)". O tempora…

Z innej półki. Klient przychodzi do sklepu i prosi: "Szneka z glancem i gryz". (O tym kociewskim gryzie wspominał w niedzielę niezrównany Wojtek Cejrowski przy okazji relacji z wizyty w Namibii). Młodziutka praktykantka, wyuczona w szkołach w mieście, patrzy na niego zdumiona. Obłąkanym wzrokiem wodzi po regałach: czipsy, kornflejksy, czupaczupsy… Co ten klient wymyślił? O tempora…

Jedna starsza cioteczka drugiej starszej cioteczce chce zapuścić na diwidi film ze ślubu młodszej krewniaczki. Bierze w dłoń narzędzie władzy w domu - pilota. Przez grube okulary czyta na maciupkich przyciskach napisy w pogańskim języku. Ma! Znalazła. Zakrzykuje z dumą: "Flej!" O tempora… Inna cioteczka rozgorączkowana opowiada o koncercie. Jakże go perfekcyjnie przygotowali. Ba! Nawet teledymy zainstalowali! No! Te duże ekrany…

Po tym przeglądzie faktów dwie podróże w tym bezlitosnym czasie.

Cofnijmy się. Wudet. Ha! Kto pamięta co to?! Może jakieś dziecko rozszyfruje? WDT. Nie ma ochotnika? Może starsi pomogą? Tak, tak! Wiejski Dom Towarowy! Przychodzi do wudetu w Skórczu dziadziuś. Kroczy po drewnianej, trzeszczącej podłodze. Po lewej rozliczne wieszaki, po prawej stoisko z guziczkami, niteczkami, włóczkami, na piętrze bławaty, dywany… Na stoisku odzieżowym wita go Helcia - może ktoś jeszcze pamięta sprzed wielu lat tę wzorową gospodynię całego sklepu. Dziadziuś pyta Helcię: - Je jaka? Helcia na to: - Jaka jaka? - Jaka taka, byle jaka! I teraz o co kaman? Przetestowałam przez internet małolaty. Nie wiedzą. O tempora…

A teraz wycieczka w przyszłość. Codziennie, gdy mijam cmentarz, myślę sobie, że gdyby tak mój dziadek, którego odwiedzam tam od ponad ćwierć wieku, na chwilkę opuścił tę oazę spokoju, to oj! Działo by się! Pokazałabym mu komórkę. Jestem pewna! Wpadłby w osłupienie! Gdzie w tym spichlerzyku mąka, groch, przetwory? Dziadku! To jest telefon! Taki bez kabla i tarczy. Za to jest w nim budzik, aparat fotograficzny, kamera, dyktafon, magnetofon, radio, internet, dżipies! Oto jak przez ćwierć wieku zmieniła się komórka… Psia krew. Internet, dżipies? Dziadek byłby zdziwiony. O tempora…

"Cóż to czytasz, mości książę?" Hamlet odpowiedziałby "Słowa, słowa, słowa"…

Barbara Dembek-Bochniak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz