sobota, 31 stycznia 2009

Przygody Poszukiwaczy Smaku

Poszukiwacze Smaku, witryna internetowa miłośników dobrego jedzenia, kończy właśnie dwa lata. Realizacja naszego projektu okazuje się niekończącą się przygodą. Najwięcej niespodzianek spotyka nas przy realizacji materiałów filmowych oraz fotoreportaży z imprez plenerowych.

Może jeszcze za wcześnie na podsumowania, ale na ciekawostki związane z naszą pracą czas jest zawsze dobry.


O fiucie z Łęga

KGW z Łęga zaprosiło nas w maju ubiegłego roku na Warsztaty Kulinarne. Gospodynie z Łęga zapowiedziały niespodziankę, którą okazał się lokalnie wyrabiany miód z maślanki zwany też fiutem. Rzecz ma konsystencję zbliżoną do miodu i faktycznie robi się go z maślanki. Łęski fiut ma być sztandarowym produktem regionalnym lokalnego koła gospodyń. Pomysł podchwycili już właściciele lokalnych gospodarstw agroturystycznych, którzy chcą częstować fiutem swoich gości.


O krowieńcach, które nam nie ułatwiły

Był letni ranek, jechaliśmy leśnym duktem kręcić materiał filmowy o pieczeniu chleba w Osówku. Cóż za doświadczenie - Osówek leży w gąszczu Borów Tucholskich, dojeżdża się tu leśnym duktem, a komórki gubią zasięg. Ekipa telewizyjna już zaczęła się zastanawiać, czy aby nie zabłądziliśmy, gdy przed naszym samochodem nagle pojawiło się wielkie stado krów. Szły całą szerokością leśnej drogi, popędzane przez energicznego jegomościa w kufajce i filcowych butach, w asyście watahy zażywnych burków. Krowy wyglądały na zdeterminowane, nie miały ochoty zejść na bok, więc to my usunęliśmy się w chaszcze, aby przeczekać, aż wszystkie przejdą. We wiosce powiedziano nam później, że to codzienny rytuał, do którego lokalna ludność już przywykła. Rano krowy przepędzane są na pastwiska, zaś wieczorem biegną tą samą drogą z powrotem. Dalszą drogę do Osówka przebyliśmy z mocno ograniczoną prędkością, bo krowy pozostawiły po sobie świeże znaki pokroju artyleryjskich min, robiąc sobie miejsce na świeży popas, a nam przysparzając utrudnień komunikacyjnych.


O mareziance, która tupnęła i zaśpiewała

Wybraliśmy się wreszcie na owo osławione święto śliwki nebrowskiej, które organizowane jest późną jesienią w Nebrowie Wielkim pod Kwidzynem. Główną atrakcją tego pleneru jest pokaz smażenia powideł w tradycyjnych kuprowych kadziach. Obserwatorów procesu jest jednak niewielu, bowiem tuż obok toczy się muzyczna impreza towarzysząca. Jeśli za chwilę ma się pojawić Bayer Full, to śmiała piosenka z obnażonym podtekstem nie może być przyjęta przez widzów inaczej niż owacyjnie. Spodziewaliśmy się co prawda występów zespołów regionalnych, ale te okazały się występować we wczesnych godzinach porannych i właśnie zbierały się do odjazdu. Po drodze spotkaliśmy ubraną na ludowo panią Zosię, jak się wkrótce okazało - mieszkankę Marezy. Pani Zosia okazała się o wiele bardziej rozmowna niż mężczyzna mieszający kijem powidła i chętnie pozowała do zdjęć. Co więcej, ujęła się pod boki, podwinęła zapaskę, tupnęła, zatańczyła i zaśpiewała.

Muszkibadowe bulewski


Jury. Żuławy

O smacznej dyni

Gdy w naszych peregrynacjach kulinarnych natrafimy na smakołyk naprawdę wyjątkowy, jego autorowi przyznajemy specjalne Wyróżnienie Poszukiwaczy Smaku. Ma ono formę dyplomu i wydawać by się mogło, że jako takie przedstawia wartość wyłącznie sentymentalną. Okazało się jednak, że nasze wyróżnienie może też stanowić narzędzie marketingowe. Tę zaletę naszego wyróżnienia odkryła, i to całkiem przypadkiem, pani Zofia, której przyznaliśmy je za zjawiskową marynowaną dynię. Pani Zofia wykonała kserkopię wyróżnienia, oprawiła je w laminat i umieściła jako element dekoracyjny na swoim stoisku na jednym z jarmarków. Okazało się, że klienci potraktowali nasze wyróżnienie jako swoisty certyfikat jakości, bo słoiczki z dynią rozeszły się w okamgnieniu.

Żuławy - stół

O trzydziestu czterech porcjach

Organizatorzy konkursów kulinarnych zapraszają nas czasem do gremiów jurorskich. Latem ubiegłego roku Poszukiwacze Smaku zasiedli w komisji oceniającej współczesne potrawy z Żuław. Konkurs zorganizowano w autentycznej żuławskiej chacie podcieniowej w Trutnowach. Przygotowano ogromny stół konkursowy, do oceny zgłoszono 34 potrawy. Jury musiało spróbować wszystkich i to w czasie nieprzekraczającym pół godziny. Jak dotąd to największa liczba potraw, jaką zjadłem w ciągu tak krótkiego czasu.

Artur Michna


Najciekawsze nazwy kojarzone z kuchnią Kociewia

zagraj-poryraj - zupa na wywarze jarzynowym z ziemniakami i zacierkami, nieraz z dodatkiem koziego mleka

brzad - zupa, a właściwie kompot, z suszonych owoców

ślepy - oszukany marynowany śledź: w zasadzie sama marynata bez śledzia

mącznica - żołądek wieprzowy nadziewany zagniecionymi z mąką pozostałościami po świniobiciu i ugotowany w wywarze po gotowaniu kiełbas

prażucha - gotowane młode żyto okraszone smalcem lub masłem

krucholec - zamiennik chleba, wypiekany z ciasta na bazie ziemniaków z dodatkiem żytniej mąki

muszkibadowe bulewki - inaczej zwane kartofelkami; cukierki z ziemniaków udające marcepan

ruchanki - małe placki drożdżowe smażone na głębokim tłuszczu

fiut - inaczej zwany miodem z maślanki; smarowidło powstałe z gotowania maślanki i cukru


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz