czwartek, 31 października 2013

Marek Fota. O miejscach i sposobach pochówków m.in. w Starogardzie

Obyczaje: Przeciw teraznieyszym Filozofom albo recenzja książki, która nie pozwala zasnąć

"/.../W krótce tym będziemy, czym oni są teraz: boć to oczywista, że na świecie nie możemy wiekować. Owe ulubione i różem farbowane twarzyczki, w krótce śmierć niemodna zgniłą ropą zaczerni. Owe do pogorszeń i do bluźnierstw przyuczone języki w krótce, przy zgrzytaniu zębów, przeciętemi zostaną. Owe pieszczone i w rozkoszach wychowane ciała w krótce od robaków ziedzone i same tylko pozostaną kości. O! śmierci okrutna, iakże gorzkie wspomienie twoje!/.../"
















Rok Pański 1804. Na którymś z cmentarzy w prowincji pruskiej trwa podniosła uroczystość pochowania kości. Kazanie wygłasza ksiądz Pelagiusz Owsieniecki, ojciec zakonu reformatów, lektor teologii t Ex-Prowincyał w Prusach. Wydrukuje je później gdański księgarz Daniel Ludwik Wedel, a zaopiniuje do druku władza zakonna i prepozyt starogardzki Johannes Bastkowski, stwierdzając zgodność książki z naukami Świętego Oficjum. Zbiór otrzyma wymowny tytuł: Kazania Anti-Fllozoliczne czyli w materyach naybardziey przeciw teraznieyszym Filozofom, prawie bez Religlj żyiącym.

W świetnej pracy "Człowiek i śmierć" wybitny francuski badacz kultury i eseista Philippe Aries opisuje narosłe wokół fenomenu śmierci obrzędy i obyczaje. Pisze on, że już od VII wieku rolę odległego od siedlisk ludzkich cmentarza przejmuje kościół i jego ogrodzony teren.

W zakonnym, a potem powiatowym i sejmikowym Starogardzie było kościołów sporo: najstarszy - Xlll-wieczny p.w. św Jana Chrzciciela pobudowany przez joannitów, polem św. Mateusza, Katarzyny, Ducha, Jakuba, Jerzego oraz kaplice: "Na Bramie" (N.M.Panny) i Jeruzalem.

Z wymienionych tylko lokalizacja gotyckiej świątyni przy rynku nie nastręcza żadnej trudności. Pozostałe znane są tylko z nazwy. Nie wiadomo nawet, kiedy obróciły się w perzynę. Św. Jan, parafialny dla podupadłej osady na lewym brzegu rzeki, wymagający reperacji już w XVI wieku, bo stał pusty. Zniszczony prawdopodobnie w czasie wojen szwedzkich. Według jednej z wizytacji kościelnych, którą cytuje ksiądz Frydrychowicz, ostatni ślad jego w 1702 roku. W 1869 równano tu ziemię pod kolej żelazną. Teraz ani kościoła, ani cmentarza. Podobnie z kościołem św. Katarzyny, palonym w latach 1642 i 1792, a później odbudowanym w innym miejscu; kościołami św. Jakuba ("znajdował się w mieście przy murze, był z cegły budowany i zdaje się parafialny) i św. Ducha ("stał nieco dalej, za gdańską bramą, na dole przy Wierzycy; kiedy zaginął, nie wiadomo").

Nekropolie funkcjonowały w obrębie miejskich murów murów i pomimo szczupłości miejsca nie myślano wówczas o kremacji, W przekazie biblijnym symbolika kości jest wyraźnie podkreślona /Ezech. 37, 4-10. Psalmy/, humacja więc, pomimo ciasnoty, pozostała praktyką zwyczajną. Ratunkiem i lekarstwem na przepełnione cmentarze były powszechnie występujące aż do potowy XIX wieku podwójne pochówki.

"Ach! tych umarłych kości z różnych wydobyte grobów, właśnie ustąpiły wam mieysca, aby ciała wasze po śmierci w tychże samych grobach bez przeszkody pochowane były; zbieraysz ie więc, i zanieście do jednego grobu, żeby w nim bez przerzucania, oczekiwały przyszłego zmartwychwstania swego. Niebrzydźcie się tu miłemi perfumami uwdzięczone osoby! bierzcie w ręce te kości, bo wasze po śmierci podobno obrzydleyszemi będą. /.../ Przystąpcie i przytomni Goście! nie są to kości zamorzonych bydląt, a ludzi wiernych, należących do społeczeństwa naszego; są to kości braci naszych/.../."

Jesteśmy świadkami dwóch pogrzebów: całych ciał i kości po rozkładzie ciała. Robiono miejsce wykopując kości i przenosząc je do wspólnego grobu lub gdziekolwiek: na strychy albo w pachy sklepień. Gromadzono też kości w specjalnie do tego celu przeznaczonych ossuariach, czyli kostnicach. Tam spiętrzone we wnękach były dobrze widoczne. Umoralniający widok vanitas - barokowym, kwiecistym stylem przypominającym język słynnego księdza Baki - daje Owsienieckl:

"/. ./na te kości ognite! iakąż posiadają ze świata szczęśliwość? Gdzież owa uroda, wdzięcznym przymileniem do siebie wabiąca? Gdzież piękne rączęte, z lubym umizgiem ściskane i całowane? Gdzież nóżęta skrzętne, którym przy tańcu poklasklwano? Ach! Śmierć okrutna to wszystko zamieniła w maszkarę!"

Do przenosin wystarczył nawet pięcioletni okres. Chowano zmarłych jednakowo. Był cmentarz "sprawiedliwym" odpoczynkiem, jednakim dla wszystkich, gdyż śmierć równała rachunki. Za wyjątkiem świętych i wielkich ludzi obowiązywała anonimowość. Jeszcze w XVI wieku, w poczuciu śmiertelników, grób nie był osłoną ciała. Nie wyrażano w testamencie chęci posiadania grobowca, a ci, którzy go sobie życzyli, nie nalegali, aby odpowiadał dokładnie miejscu, gdzie zostaną pochowani.

Inaczej rzecz się ma z testatorami, dobroczyńcami Kościoła, członkami wysokich rodzin albo bogatych mieszczan i szlachty. Ci dostępują zaszczytu pamięci. Dla nich kościół jest nekropolią.

Powoli zarysowuje się zwyczaj, zgodnie z którym żywi i umarli z tej samej rodziny, należącej do warstw wyższych, skupiają się w określonej, odgrodzonej części kościoła. Pod kaplicami pierwsze groby przysługiwały ich fundatorom.

Nie zostali oni pogrzebani w ziemi, w dole wykopanym lub użytym ponownie, lecz złożeni w krypcie. Miejsce to zwane cave, co się tłumaczy jako sklepienie, jest pomieszczeniem, chroniącym trumnę od bezpośredniego zetknięcia z ziemią. Aries pisze, że w związku z kaplicami na tej samej, przysposobionej w tym celu przestrzeni spotykają się żywi i umarli członkowie jednej rodziny. Jest to nieznane przedtem pragnienie fizycznej bliskości. Powstaje tendencja, aby w jednym miejscu znajdowały się grób i ciało. l chociaż miejsce spoczynku i tablica pamięci nie są razem, ale jednak w zamkniętym kręgu kościelnym. W kaplicach pojawiają się nagrobki, epitafia i inskrypcje. Na Kociewiu spotykamy je w pierwszej kolejności w Pelplinie, potem między innymi w Starogardzie, Godziszewie, Klonówce.

Dwie wymienione formy cmentarza dotyczą czasów zwyczajnych. Ale nie zapominajmy, że historia obfituje w wydarzenia krwawe, pożary, plagi głodu i epidemie. Zwłaszcza te ostatnie (w Starogardzie w latach: 1514, 1600-1602, 1652-1654, ale i tu brak pełnych danych) zmieniały zwyczaje grzebalne. Po pierwsze: ze względu na zagrożenie rozprzestrzenienia się zarazy, cmentarze "choleryczne" zakładano poza miastem. Z takim cmentarzem mogła być związana późniejsza prepozytura św. Jerzego - za szpitalem, na Chojnickim Przedmieściu przy kościółku lego samego imienia; a na pewno wielki cmentarz pomiędzy wspomnianym przedmieściem i drogą do Gniewu (gdzie dzisiaj kino "Sokół"). Po drugie: liczba zmarłych zmuszała do radykalnych działań. Kopano dla nich wspólne doły - jak podaje Aries - wielkie szyby ok. trzech metrów głębokości, rozmiarach pięć na sześć metrów na powierzchni, mieszczących średnio nawet kilkuset zmarłych (dla porównania: śmiertelność w Gdańsku podczas zaraz: 1564 r - 24/34 tysiące zmarłych; 1602 -16723; 1653 - 11616; 1660-5515; 1709 - 24533. Źródło: praca ks. Zdzisława Kropidłowskiego o formach opieki nad ubogimi w Gdańsku, 1992).

Zawsze jeden grób był otwarty, czasem dwa. Zasypywane je, gdy się zapełniły. W wielkich miastach, na przykład na Cmentarzu Niewiniątek w Paryżu, takie mogiły "funkcjonowały" i w normalnych czasach. Ubijano na nich ziemię po kilku latach albo miesiącach. Do tego czasu nieszczelnie przykrywano je różnymi deskami albo żelazną kratą.


Chowano w te wielkie wspólne doły ubogich /pamiętasz los Mozarta?/ i dzieci niezależnie od stanu. Ciała zaszywano w płócienne worki. Przy takich realiach nie dziwi obojętność ówczesnych ludzi wobec prawdy ostatecznej. O śmierć ocierano się bez przerwy. Jakieś antidotum na anonimowość i nieludzką formę obrzędu upatrywano w powstałych już w średniowieczu bractwach pogrzebowych.

Wizerunek typowego cmentarza z XVI/XVll wieku: wysoka trawa, często użytkowana na paszę, może nawet drzewa owocowe, nieliczne grobowce, krzyż, ołtarz, ambona (albo kaplica), latarnia zmarłych. Większa część pusta. Przekopywany wielokrotnie, zawsze od najstarszego miejsca.

Z cmentarzami wiązały się jeszcze wcale niereligijne funkcje. Te, które usytuowane zostały przy drogach (jak owe przy trakcie Chojnickim lub gniewskim) lub zgoła w środku miasta (przy kościołach: Mateusza, Katarzyny, Jakuba) były publicznymi miejscami spotkań. Pełniły czasem rolę rynku i targowiska. Na cmentarzach miast Europy Zachodniej pieczono chleby, handlowano winem, piwem i... książkami; szukały tam klientów bieliźniarki, pisarze podań i prostytutki. I pomimo, że liczne synody zakazywały pod karą ekskomuniki tańców, gier, wstępu na cmentarz mimom, żonglerom, pokazywaczom masek, muzykantom i szarlatanom, Rabelais o Cmentarzu Niewiniątek pisze, że jest to miasto, w którym lepiej żyć niż umierać.

Wygłaszano też na cmentarzach kazania (tutaj żywsza jest tradycja protestancka), od których potoczne "wchodzić na krzyż" stało się synonimem oracji. Dawano urzędowe ogłoszenia i sprawowano sądy.

Poza tym zapewniał cmentarz azyl licznym zbiegom, którzy klecili sobie na nim domki. Niektórym wystarczyły pomieszczenia nad kostnicami. Czasem owe pomieszczenia stawały się dobrowolnymi pustelniami.

Ostatnia, najgorsza funkcja cmentarza, to jego rola obszaru wyklętego. Takim miejscem było zburzone w czasie reformacji starogardzkie Jeruzalem - teren straceń i cmentarz z kaplicą. Przejmujący w dosłowności opisu obraz szubienicznego pola znajdujemy w "Rękopisie znalezionym w Saragossie". My raczej zacytujmy Viflona:

"/../

Deszcze nas biednych do szczętu wyprały,

Do cna zczernilo, wysuszyło słońce;

Sępy, kruki oczęta zdzióbały,

Włoski w brwiach, w brodzie wydarły chwielące;

Nigdy nam usiąść ni spocząć nie wolno;

Tu, tam, na wietrze kołyszem się wolno;

Wciąż nami trąca wedle swego dechu,

Ptactwo nas skubie raz wraz baz wytchnienia:

Nie day Bóg przystać do naszego cechu, /.../"

Dość powiedzieć, że ciał straceńców nie zdejmowano z szafotu przez długi czas albo nigdy! Wysypywano nań jeszcze miejskie śmieci. Bezczeszczenie zwłok byto karą wydawaną przez ziemskie sądy.


Zakończenie

Phiiippe Aries pisze:

"Obecnie śmierć jest z naszych obyczajów tak wymazana, że z trudem ją sobie wyobrażamy i pojmujemy. Dawna postawa, kiedy śmierć była jednocześnie bliska, swojska i pomniejszona, słabiej odczuwana, zbyt kontrastuje z naszą postawą, kiedy budzi taki strach, że nie śmiemy już wymówić jaj imienia".


Zakończenie drugie

W trwaniu cmentarzy zachowane zostaje ludzkie memento. Uzmysławia różnicę pomiędzy porządkiem skończonym i nieskończonością. Człowiek, próbując zrozumieć niemożliwe związki, zaczyna pojmować trudną dla niego naturę łaski. To pierwsze.

Drugie, to troska o ludzką godność. Prawda zawarta w indywidualnej historii stanowi dla nas przestrogę. Jesteśmy predestynowani do tego, by zachować pamięć i zadbać o ziemskie ślady. Groby, pomniki, płyty nagrobne, tablice z imionami. Zostało doprawdy bardzo niewiele. Z pochówków w kościele (tylko o jednym możemy dziś mówić): renesansowy pomnik Jerzego (!) Niemojewskiego (+1615) (a nie - jak piszą - starosty Macieja, który nagrobek ufundował) oraz przeniesiona z Nowej Wsi późnogotycka płyta Fabiana Mgowskiego-Legendorfa (+1483). No i jeszcze te pogardzone, wytarte i nieczytelne, chociaż kiedyś zapisywane w testamentach - kamienie w posadzce (niektóre czekające dalszych wyroków koło plebanii).

Z tego, co było na polach - jeszcze mniej: mur cmentarny przy św. Mateuszu na zdjęciu Meissnera z roku ok.1870, fotografia kapliczki w miejscu dawnego cmentarza św. Jerzego i symbole na planie Boiena. Jeden z tropów prowadzi ponadto do sieli nagrobnej z cmentarza położonego na południe od miejskich murów. Prawdopodobne, że są inne, o których dzisiaj nie wiemy. Ostatni odpoczynek dla kamieni to może lapidarium.

Post scriptum

Wielebnemu proboszczowi kościoła św. Katarzyny w Klonówce, ks. Stanisławowi Tondytko, serdeczne podziękowania za to co uczynił na parafialnym cmentarzu, a także za poświęcony czas i okazaną życzliwość. Dziękuję także Panu Edmundowi Falkowskiemu za uściślenie informacji o kolumnie przy ulicy Chojnickiej.

Marek FOTA

Gazeta Kociewska nr 15, 25.03.1994 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz