poniedziałek, 7 października 2013

TADEUSZ MAJEWSKI. Właściwie to tylko 15 metrów wysokości





Teren jest tu monotonny i płaski. Lasy, dzikie i wyolbrzymione w opowieściach starców, rachityczne. Dziw, że na tej wydawałoby się idealnie wypoziomowanej przestrzeni płyną w ogóle rzeki, jak na przykład Wieprz, za którą leży wieś Bykowszczyzna. Gminne szosy o całkiem dobrej nawierzchni łączą dość odległe od siebie miejscowości. Przy dojeździe do Adamowa zatrzymałem się na widok drewnianego domku, przykrytego słomianą czapą. Nie myślcie, że jest on dzisiaj charakterystyczny dla tego pejzażu - Podlasia. Kiedyś, dawno temu, owszem był. Dziś prawie wszędzie stoją murowane domostwa, na ogół otoczone stożkowymi szmaragdowymi tujami. Zatrzymałem auto i zrobiłem zdjęcie.



















Zrobiłem też zdjęcia stojących obok zabudowań gospodarczych.



Ciągnęło mnie jednak do malowniczej niebieskiej chałupki.



Takie domki pamiętam z tych stron z dzieciństwa. I malwy, według niektórych chwast wśród kwiatów.



Miła starsza pani oprowadziła mnie po wnętrzu. Dla niej była to chwila wytchnienia, gdyż zrywała maliny na plantacji obok.



Sporą część pokoju zajmował piec o miękkim konturze. Zapewne ktoś go modelował ręcznie na przekór idealnym kątom i płaszczyznom.



Jeszcze jedno ujęcie. Te obejścia musiały ogradzać drewniane płoty. Każdy inny byłby tu dziwactwem. Zapytałem starszą panią, czy nie zna może pozycji "Adamów i okolice". Źle trafiłem. Owszem, była stąd, ale kiedyś. Takiej książki nie zna. Dziś przyjeżdża tu, do swoich stron rodzinnych, z Jeleniej Góry. A domek? To coś w rodzaju daczy. Właściwie już dawno powinien być w skansenie. Gdzie jest kopiec? Pojedzie pan do Krzywdy, a potem... Machnąłem ręką na znak, że już nie trzeba tłumaczyć. W Krzywdzie zapytam, gdzie dalej.
W ten sobotni, upalny dzień z rzadka na szosie widać było ludzi. Szeroko złociło się w słońcu rżysko. Dziś żniwa to kilka dni. Od czasu do czasu mijałem spore plantacje malin.
W Krzywdzie czynny był jeszcze sklep. Kopiec? Pojedzie pan do Woli Okrzejskiej - poinformowała sprzedawczyni.



W Woli Okrzejskiej urodził się Henryk Sienkiewicz. W miejscu, gdzie się urodził, postawiono ładny budynek muzeum. Według tablicy informacyjnej, powinno być otwarte. Niestety, nie było. Obszedłem ogród i porobiłem zdjęcia.



Janko Muzykant.





Bohaterowie powieści Henryka Sienkiewicza.



Wszedłem do wielorodzinnego, przypuszczalnie nauczycielskiego domu obok w poszukiwaniu przewodnika. Naciskałem dzwonki - cisza. Zupełnie jakby wszystkich wymiotło. Puste było nawet boisko ze sztuczną nawierzchnią za szkołą.
Dobrze, że stoją takie tablice informacyjne. Łatwo może się zorientować, gdzie jesteś i gdzie masz jeszcze jechać. Kopiec, jak widać, stoi za Okrzeją.





Inna tablica - plan Woli Okrzejskiej.



Z Woli Okrzejskiej w stronę Okrzei na skomplikowanym wózku jechał inwalida. W Okrzei przed kościołem stało kilkadziesiąt aut. A wśród nich takie cacko.



To przeróbka tutejszego mechanika - rzekł czekający wśród aut być może kierowca. Do kopca kawałek dalej - dodał.



Na tablicy kawał historii.



Tablice przy kopcu. Kock, Muzeum ostatniej bitwy 1939 roku. Takie tu bardzo polskie tereny.



Jest wreszcie kopiec.



Popiersie genialnego pisarza.



No tak, ale muszę przecież mieć zdjęcie, na którym jestem. Proszę mi zrobić, jak jeszcze raz będę tam, na szczycie - rzekłem do dwóch młodych kolarzy.



Jeszcze raz wspinaczka. Właście to tylko 15 metrów wysokości. Inna sprawa, że na tej podlaskiej równinie wygląda imponująco.



I jestem.



Jeszcze tylko zdjęcie tablicy, a raczej fragmentu. Dla jednego nazwiska. Jan Stanisław Majewski. Zamordowany przez Niemców, autor m.in. książki "Adamów i okolice" oraz pierwszej monografii Łukowa. Jakże krótko żył. Ile jeszcze mógł zrobić.

Wracałem drogą, którą przybyłem. W Woli Okrzejskiej jeszcze raz zatrzymałem się przy Muzeum Sienkiewicza. Wysiadam. Od strony Okrzei nadjeżdżał samochód. Wysiedli dwaj mężczyźni. Młodszy, zobaczywszy mnie, zaczął gestykulować i prędkim krokiem zbliżył się do mnie. Rzekł mniej więcej, że już wszystko gotowe. Zaskoczony odpowiedziałem, że chciałbym zdobyć egzemplarz albo reprint książeczki "Adamów i Okolice" i że nazywam się... Starszy mężczyzna już zdążył podejść. Usłyszał nazwisko i ze wzruszeniem rzekł do młodszego: Ten pan jest wnukiem Jana Stanisława. I że już tu kilka lat temu byłem. Zaprzeczyłem.
No tak, uprzedził mnie mój brat.
Był tu mój brat - wyjaśniłem. Mówią, że jest do mnie podobny.
Muzeum dzisiaj niestety nie może być otwarte, a książka - jest, ale od pewnego czasu trwa porządkowanie zbiorów - rzekł młodszy.
Zapytam o adres strony muzeum ewentualnie e-maila. Chciałbym tę pozycję mieć. Dziś pytanie o stronę www jest właściwie zakończeniem rozmowy.

Wyjeżdżałem z Okrzei w stronę Krzywdy. Na granicy wsi formował się orszak weselny. Szkoda, że nie mam zamontowanej w aucie kamery albo aparatu fotograficznego. Strzelałbym zdjęcia jak samoloty jadąc. Formujący się orszak weselny na tle złota rżysk i malinowych plantacji i z nadjeżdżającym na wózku inwalidzkim mężczyzną na końcu (każdy porusza się swoim tempem) wyglądał bardzo surrealistycznie. Kiedy go mijałem, ruszył w stronę - no tak - Muzeum Sienkiewicza.
Taki mi się na zakończenie wiersz przypomniał... Więc dedykuję go, Tobie, Dziadku.


w te dni domy zamieniają się w słoneczne okręty
okna w kurorty pachnące rybią łuską
w te dni nie próżnuję
prowadzę naukę utożsamiania się z innymi
oto przerabiam matkę i ojca według własnej woli
Michałów w anioły
jesteś złośliwy szepcą skrzywdzone kwiaty bzu
ja jeden wiem że szczęście wiąże się z umiejętnością
wyobrażania sobie roli przyszłej
natomiast w nocy przemierzam wnętrza
śpiących wagonów
dotykam ciemną ręką inicjałów
istniejących kiedyś tutaj ludzi
czuję wtedy rosnący powiew smutku
z niezmierzonych wagonów czasu
nieprzeliczonej ilości chwil w których nie było mnie nie ma
i nie będzie
tak rośnie ból utraconej całości

Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz