czwartek, 10 października 2013

Niezwykłe wspomnienia Józefa Kamińskiego o starym Starogardzie

Józef Kamiński opowiada o sprawach, które widział, a które my znamy fragmentarycznie i z "drugiej ręki". Opowiada między innymi o Hermanowie, budowie parku w Starogardzie, Abisynii, kajakach na Wierzycy, katastrofie pociągu na Kochankach i szwoleżerach






Mała armia (tytuł prasowy)

Korzenie - Wielki Bukowiec

Józef i Wanda Kamińscy mieszkają na osiedlu Kopernika w Starogardzie. Pan Józef zaprasza do osobnego pokoiku, pani Wanda od czasu do czasu wchodzi skontrolować, czy nie zmęczyłem jej męża ciągłym wypytywaniem. Bo też wywiad trwa i trwa. Po kilkudziesięciu minutach wiem już, że Józef Kamiński opowiada o historii Starogardu, którą zna z własnych przeżyć, a jaką my notowaliśmy na podstawie niedokładnych, często z drugiej ręki opowieści.

Korzenie pana Józefa? W Wielkim Bukowcu koło Skórcza. W rozmowie będzie jeszcze do nich wracał - korzeni cząstkowych, dotąd niespisanych. Ale pan Józef z bratem, Antonim, chcą się wybrać do Bukowca i spisać, bo "tam, w Wielkim Bukowcu, jest nasz ród, tam cała nasza krewność. Byli Komorowscy, Kreje, Pączki, Kurowscy. Tam urodziłem się w 1914 roku. Potem, po przeprowadzce do Starogardu, tam często wracaliśmy".

Wioski wokół Skórcza były polskie. Pan Józef opowiada historyjkę, którą opowiadał mu brat. "Wielki Bukowiec opuścił ksiądz Barański i przysłali Niemca. A ten od razu chciał kazanie po niemiecku. - To będzie tak, jak ja chcę, a nie jak wy - od razu rzekł Niemiec. A na to kobieta w kościele głośno do dziecka: - Chodź, moja córko, do dom, my tu już nie mómy nic do szukania!

Ksiądz nazywał się Mosche. Zaraz po incydencie w kościele przenieśli go do kościoła Świętej Brygidy w Gdańsku. Babcia pana Józefa, Marianna, urodzona w 1846 roku - -podobnie jak inni we wsi - nie znała niemieckiego, a książkę do nabożeństwa czytała jedynie polską. Nawet za Bismarcka, który mocno zaczął germanizować. To wtedy w okolicach Skórcza powstawały niemieckie szkółki - na przykład we wsiach Głuche, Kozie i we Wdzie.




W Hermanowie

W 1921 roku. rodzina Kamińskich przeprowadziła się do Hermanowa, gdzie Jan Kamiński, ojciec Józefa, mistrz kowalski, znalazł pracę w majątku. "Z tym majątkiem to było tak. Należał do Wurtza, kuzyna Wurtza - właściciela majątku we wsi Kokoszkowy. Wurtz zmarł albo w 1923, albo 1924. Pochowano go w lesie koło Hermanowa. Po nim majątek przejął Erwin Haspach - jeden z dwóch senatorów niemieckich w Polsce, przedstawicieli mniejszości niemieckiej w polskim senacie. Drugi senator mieszkał w Bielsku-Białej".

Hermanowo oczywiście nie należało wtedy do Starogardu. Dzisiejsza ulica Prusa była szutrową wiodącą przez pola drogą. Na majątek hermanowski składały się zabudowania gospodarskie. "feldszojna", czyli ogromna stodoła, która spłonęła kilka lat temu - a szkoda, bo "drewno było dobre, całe sztuki były, sama żywica". Dwór stał, ale nieokazały. Do majątku należały ziemie Hermanowa i Fredy.

- Z Hermanowa chodziliśmy do szkoły powszechnej przy ulicy Warszawskiej w Starogardzie (dziś ulica Sobieskiego, Szkota Podstawowa nr 2) - wspomina pan Józef. - Ale po roku nastąpił rozdział. Przy Warszawskiej zostały dziewczyny, a chłopców przeniesiono do szkoły podstawowej przy ulicy Chojnickiej (dziś Szkoła Podstawowa nr 3). Do tej szkoły chodziłem od 1921 roku do 1930.

Niech mi pan powie, jak to mogło być, że w ubiegłym roku ta szkoła obchodziła swoje 50-lecie, kiedy ja zacząłem do niej chodzić 76 lat temu. Jak pan na to patrzy? ...Z Hermanowa chodziłem różnymi drogami, 4-5 kilometrów. Dzisiejszą Prusa się szło. Domów wcale nie było, kościoła św. Wojciecha też nie. Ale częściej chodziliśmy przez bagniste tereny tak zwaną "żydowską drogą", wychodzącą z Hermanowa na dzisiejszą aleję Jana Pawła li.

- Skąd nazwa "żydowska droga"?
- Nie wiem. Podobnie jak nie wiem, skąd Hermanowo - Hermanshof (dwór Hermana)?

Organizacja pracy

W Hermanowie mieszkało i pracowało 18 "familii". Dzień rozpoczynał się od odprawy. Spotykała się kadra: pierwszy chłop, pierwszy fornal, pierwsza dziewczyna, kuczer, szwajcer i spichrzowy. Rządca mówił, co należy robić. Pierwszy chłop przekazywał to pozostałym chłopom, pierwsza dziewczyna szła i mówiła, co mają robić kobiety, pierwszy fornal mówił pracującym z końmi, co mają robić, podobnie kuczer, a szwajcer zajmował się organizacją pracy. Jedynie szwajcer był Niemcem - "oberszweicer". Z nimi rządca jedynie rozmawiał, bo "ze wszystkimi nie można gadać - tak samo jak w wojsku".

- Pierwszy chłop, pierwsza dziewczyna - to były stanowiska?

- Oczywiście. Wiązały się z awansem... Pierwsza dziewczyna, dopóki nie wyszła za mąż.

- Wynika z tego, że Hermanowo to był duży majątek.

- Tak. W samym Hermanowie byto 8 cugów koni; 8 razy 4 - to daje 32 konie. Pociągowe. Do tego trzeba doliczyć 4 cugi koni na Fredzie. A była jeszcze kuczernia, gdzie hodowano konie wyjazdowe. We Fredzie stała gorzelnia. W porze letniej pracowników trzeba było sprowadzać. Była tak zwana szyterbuda, to znaczy przywożono do Hermanowa dziewczęta i chłopców na roboty sezonowe. Wtedy te roboty były bardzo popularne.

W Wielkim Bukówcu był akortnik, który zajmował się werbowaniem ludzi do pracy na Żuławach. Jechali małorolni, 5-7 morgów, jechali moi kuzyni, matka też. Jechali na buraki, na zboże, późną jesienią wracali do domu i szli na pnie, zaopatrzyć domostwa w drewno do palenia. Pnie kopali w Drewniczkach. Mówili, że przy tym drewnie trzy razy człowiek się zagrzał: raz - kiedy kopał; drugi raz - kiedy rozszczepiał, trzeci raz - kiedy było już w piecu...

Niemcy płacili dobrze, na czas i deputat dawali. Co tu dużo gadać, płacili lepiej niż Polacy. Rządzić to oni umieli, chociaż opowiadano, że otrzymywali dotację od swojego rządu, aby się tutaj utrzymać. Może i tak. Trzymali się razem, żenili się między sobą. Mieli też swoje gimnazjum w Starogardzie (dziś Szkoła nr 5), a w Szkole nr 3 klasę niemiecką, chyba aż do wybuchu wojny.

Koloniści niemieccy dowozili dzieci w konie, budą, aż z Borzechowa i Karolewa. Na majątku szwajcer był Niemcem, rządca nazywał się Bublisch. Senator Haspach, który podobno przyszedł z Poznańskiego, po polsku nie umiał.



Rodzina

Rodzina Jana i Franciszki (z domu Kreja) Kamińskich była liczna - dziesięcioro dzieci, w tym dziewięcioro chłopców. Niektórzy urodzili się jeszcze w Wielkim Bukowcu, mieszkali w drewnianej chacie pod strzechą. Na Hermanowie Kamińscy mieszkali już w murowanym domu i mieli wodę w kranie na ulicy. Mieszkanie? Pokój z kuchnią i z komorą, na strychu jeszcze jeden pokój. "Było lepiej niż w Bukowcu, gdzie mieliśmy tylko 7 mórg".

Pomiędzy dziećmi była różnica dwóch lat, tylko między Edmundem a Antkiem - cztery lata. Pan Józef podaje według starszeństwa: Kazimierz - zmarł w wieku 81 lat, Jan - zmarł w wieku 79 lat, Sylwester zmarł w wieku 82 lat, Franciszek zmarł w wieku 70 lat, Stanisław ma 82 lata, Konstanty ma 87 lat, Władysława ma 85 lat, ja (Józef) mam 83 lata, Edmund zmarł w wieku 73 lat i Antoni ma 79 lat.

- Rodzina, jak widać, długowieczna.

- Mój ojciec żył 91 lat.

W porze letniej dzieci z Hermanowa miały co robić. Ogólnie - poza szkołą była praca. A to trzeba było zebrać słomę na polu pomiędzy sztygami, buraki przerwać, w kartoflach oset wyrwać, a jesienią buraki cukrowe. Karmili drób, świnki, krowę. A zabawy? "Często wieczorem, kiedy już posprzątano podwórze, przychodzili i grali nam szwajcer na flecie i kuczer, Walczak, na skrzypcach."


Przy Chojnickiej

W 1927 roku Jan. ojciec Józefa, zwolnił się z Hermanowa, gdyż wybudował budynek i warsztat kowalski przy ulicy Chojnickiej 81 (dziś Szwoleżerów 10). Józef Kamiński, już młodzieniec, poznawał nowy kwartał Starogardu.

- Przed wojną dużo robiono. Choćby taka Abisynia, o której kilka razy pisaliście w gazecie.

- Niektórzy mówią, że nazwa pochodzi od wojny abisyńskiej, która toczyła się w owym czasie w Afryce.

- Bzdura. Abisynia powstała na terenie, gdzie były zandkule, czyli wyrobiska żwiru. To stamtąd brano piach do wysypywania parku i alei ciągnącej się wzdłuż Wierzycy, od parku aż do Piekiełek. Robiono to w ramach robót publicznych. Z terenu Abisynii do parku ciągnęły wąskie szyny i po tych szynach transportowano lorkami piasek, a że z góry, to trzeba było nieraz te lorki mocno przyhamowywać.

W ten sposób, na skutek wybierania piasku, powstało zagłębienie pod ogródek jordanowski (dzisiejszy "Puchatek"). Myśmy się tam często bawili, grali w ryterrojbe (w rycerzy i bandytów). Potem ten teren przekazano Towarzystwu Ogródków Działkowych i rozpoczęła się budowa dzielnicy. W tym okresie pracowałem w Gdyni. Proletariat, co budował Gdynię, mieszkał w naprędce skleconych dzielnicach i nazywał je po swojemu, na przykład Budapeszt czy Meksyk. W Starogardzie nazwano dzielnicę Abisynia, bo domki były małe i napiasku.

Włóczęgi

- Włóczyliśmy się po okolicy. Często byliśmy na zandbergu (góra piaskowa na Piekiełkach). Tam były drewniane łazienki, należące do Walińskiego. Te łazienki są zaznaczone na planie, który przedrukowaliście w gazecie. O elektrowniach na Wierzycy słyszałem, że Wiechert miał robić, ale nie dali mu zezwolenia. Chciał też budować ryżownię, łuszczarnię ryżu.

Wybudował, ale też mu nie dali zezwolenia, bo jakieś Żydki wybudowali w Gdyni. Małą elektrownię na Piesienicy pod Nową Wsią miał Pielecki. Nowa Wieś należała do Herzbergów, których groby jeszcze można tam znaleźć (to oni wybudowali dom św. Franciszka przy Chojnickiej - przytulisko?). W jaki sposób niby ministrowie Przanowski (w Nowej Wsi) i Chącia (w Owidzu) dostali dworki, nie wiem. Nad Wierzycą było ciekawie. Przy moście z parku do Chojnickiej miał stolarnię Holtz. Wypożyczał kajaki. Często płynęliśmy w górę rzeki, bez karty, bez niczego, aż do Zandbergu.



Mała armia

Józef Kamiński prosi żonę, żeby odszukała stare zdjęcia. Zwraca się do niej przez "mamusiu". Dziewięciu braci Kamińskich po kolei służyło w wojsku, każdy w innych siłach. Najstarszy w Toruniu w balonach - czyli wypuszczał balony na uwięzi, w których miały się zaplątać samoloty wroga. Drugi brat służył w Grudziądzu, trzeci był szwoleżerem w 2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich.

Tu ciekawa historia. Przyszli z powołaniem - do Bielska-Białej "Szukaliśmy na mapie, gdzie to jest". Wyjechał w 1925 roku. Na święta wrócił w pięknym mundurku i mówi, że szwoleżerowie mają przyjechać do Starogardu. l przyjechali - na początku maja 1926 roku.

"Pamiętam dobrze kiedy, gdyż pierwszego maja była wielka katastrofa kolejowa pociągu relacji Królewiec - Berlin na Kochankach. Pobiegłem tam (zresztą kto nie pobiegł?). Widziałem dokładnie. Maszyna wryta w ziemię, trzy wagony na dole (spadły z ponad 12 metrów), ostatni wagon ocalał. Było 32 zabitych. Stąd pamiętam, kiedy przyjechali szwoleżerowie. Jednego czego brata w wojsku nie nauczyli, to jedzenia kaszy. Kaszy nie chciał jeść, piorun".

- Szwoleżerowie przyjechali i podobno zachowywali się tak. jakby objęli placówkę za granicą.

- To prawda. Uważali, że oni są prawdziwymi Polakami, a na nas mówili Krzyżacy. Oficerowie, przeważnie z Kresów, w łykach przyjechali (boso wlazł na drzewo i robił sobie buty). Dystans był - trzeba pamiętać, że to były lata dwudzieste. Zdarzało się, że mówili Krzyżacy i nawet bili tutejszych. Później niektórzy tu się ożenili i się zasymilowali.

Ale przez to wojsko miasto się ożywiło, bo trzeba było mieszkania dać, bo kupowali w sklepach, aczkolwiek uprzemysłowienie Starogardu (13 tysięcy mieszkańców) i tak było większe niż w Tczewie... Czwarty brat służył w piechocie w Grudziądzu. Wszyscy żeśmy służyli i wszystkim nam się udało cało z wojny wrócić.


Patriotyzm

- Niedawno obchodziliśmy święto odzyskania niepodległości. Wszyscy dyskutując o patriotyzmie. Często podkreśla pan w rozmowie, że Kamińscy byli Polakami.

- Moja babka, Marianna Kamińska z domu Komorowska, urodziła się w 1846 roku. Zawsze czytała polską książkę do nabożeństwa. Moja rodzina to byli Polacy. Jak przychodziło powołanie, to bez szemrania trzeba było iść obowiązek spełnić. Ojciec, Jan, był skarbnikiem w Cechu Kowalskim w Starogardzie. Przechowywał w czasie okupacji sztandar cechu i statut (sprzed 1871 roku). Przechowywał to w skrzyni i nawet ja nie wiedziałem o tym. Statut podobno jest w jakimś muzeum w Gdańsku. Co to by była za pamiątka na 800-lecie Starogardu...

Z Józefem Kamińskim rozmawiał Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz