poniedziałek, 7 lipca 2014

ANNA SZWEDA. Spływ kajakowy Wdą - odcinek WDA - BŁĘDNO - 25 KM

Różnie wypoczywamy w czasie wakacji. Grupa Kociewiaków wybrała wypoczynek na wodzie. Kajakowy spływ rzeką Wdą.

Wraz z grupą znajomych i rodziny wybraliśmy do pokonania odcinek o długości około 25 km. Na miejsce startu, czyli w miejscowości Wda, zebraliśmy się dość wcześnie, bo o 7.45. Wszyscy w dobrych humorach, zadowoleni. Pogoda dopisywała, świeciło słońce, a po niebie płynęły pojedyncze chmurki. Wdą pływaliśmy już kilkakrotnie. Jednak pierwszy raz postanowiliśmy zabrać ze sobą naszego 5-letniego synka. Krzyś już kilka dni wcześniej nie mógł się doczekać wyprawy. Wybraliśmy kajaki, założyliśmy kapoki i w drogę. A właściwie w rzekę....




WDA - WDECKI MŁYN

Łącznie nasza grupa składa się z 11 kajaków. Najstarszy uczestnik spływu ma 64 lata, a najmłodszy 5 lat. Oprócz tego płyną z nami dwa psy. Wsiadamy do naszego zielonego kajaka i płyniemy. Już po kilku metrach stwierdzamy, że wybraliśmy nieodpowiedni kajak. Krzyś jest ściśnięty jak śledź w puszce i do tego co chwilkę wchodzi mu na głowę nasz pies, Pusia. Uzgadniamy, że przy elektrowni wodnej we Wdeckim Młynie, gdzie będziemy musieli przenieść kajaki, zamienimy się na większy kajak z teściami.

Pierwszego mieszkańca rzeki spotykamy po przepłynięciu kilometra. Z zarośli wypływa do nas łabędź. Za kolejnym zakrętem widać już elektrownię wodną. Przenosimy kajaki, zamieniamy się i płyniemy dalej. Na wodzie zaczynają pojawiać się pierwsze przeszkody w postaci przewróconych drzew. Niektóre łatwo można ominąć, przy innych niektórzy potrzebują pomocy. Wszyscy jednak jakoś sobie radzą.


SPACER PO RZECE

Ponieważ nie wszyscy się znamy, więc zawieramy nowe znajomości. Żartujemy, śmiejemy się, pstrykamy fotki. Rzeka tu jest spokojna. Czasem płyniemy jej wolnym nurtem, czasem wiosłujemy na wyścigi. Niektórzy szukają wrażeń i sami pakują się w poprzewracane drzewa. Czas umila nam rozmowa, podziwianie otaczającej przyrody i śpiew Krzysia, który nie przepuści okazji, by zaprezentować nowo poznanym osobom swoje wokalne umiejętności.


Mijamy pana wędkarza. Pytamy czy coś złowił.

- Na razie nic. Ale dopiero zaczynam. Mam nadzieję, że kolacja będzie - mówi pan z wędką, a mój mąż stwierdza, że pewnie jest na nas zły, bo kajakarze tylko płoszą ryby.

Na nadbrzeżnych łąkach co jakiś czas widać namioty i innych miłośników kajaków. Pozdrawiamy i płyniemy dalej. Pieski też zadowolone, jeden nawet próbował sobie popływać w wodzie.

Miejscami rzeka jest tak płytka, że sięga nam do kolan. Zostawiamy kajaki na brzegu i zaczynamy spacer po rzece. Najbardziej zadowolony jest Krzyś. Pozostałe kajaki mijają nas nie zatrzymując się więc też płyniemy dalej.

Zaczynają nas gryźć wszystkie owady fruwające wokół. Niektórzy przepowiadają zbliżający się deszcz.


NA WYSOKOŚCI KASPARUSA

Następny przystanek jest na wysokości Kasparusa. Tam "parkujemy" wszyscy. Prawie wszyscy, bo jeden z naszych ruszył do przodu jak strzała. Nie wiedział, gdzie dokładnie będziemy cumować, więc popłynął dalej. Robimy ognisko, pieczemy kiełbaski i …. deszcz zaczyna padać. Zastanawiamy się nad przerwaniem spływu, ale deszcz robi się coraz słabszy i w końcu przestaje padać. Po godzinnej przerwie płyniemy dalej. Po około dziesięciu minutach znowu zaczyna padać, ale tym razem dość mocno. Prawdziwa ulewa. W oddali grzmi, na szczęście burza omija nas szerokim łukiem. Po półgodzinnym deszczu wyglądamy wszyscy jak zmokłe kaczki, bo prawie nikt nie zabrał ze sobą płaszczy przeciwdeszczowych. Krzysio siedzi otulony w swojej i mojej kurtce, bo mu zimno.

W miejscowości Łuby na pomoście stoją moi rodzice z naszym młodszym synkiem Jackiem. Miała być zamiana. Krzyś jedzie z nimi, a z nami dalej płynie Jacek. Ale Krzyś nie chce w ogóle słyszeć o wymianie, więc dalej płyniemy we czwórkę. Rodzicom zostawiamy psa, który już się znudził kajakami.


REZERWAT "KRZYWE KOŁO"

Po drodze mijamy rezerwat "Krzywe Koło". Dzwonimy do naszego pana od kajaków i dowiadujemy się, że mamy jeszcze przeszło godzinę czasu. Podobno jeden z naszych już dopłynął do Błędna i czeka od prawie dwóch godzin na resztę grupy. To zapewne nasza "rzeczna strzała", która nie zatrzymała się na ognisko.

Już nie wiosłujemy tak zawzięcie, tylko płyniemy z nurtem rzeki. Chłopcy są zadowoleni, próbują nawet sami wiosłować.

Mijamy kolejny rzeczne przeszkody i stwierdzamy, że od ostatniego razu (płynęliśmy tą samą trasą dwa lata wcześniej) jest ich znacznie więcej. Radzimy sobie jak możemy. Ostatecznie nikt z naszej grupy nie wpadł do wody.

W końcu, po ośmiu godzinach na wodzie, dopływamy do Błędna. Koniec spływu. Wychodzimy na brzeg. Szczęśliwi i zmęczeni czekamy na pana Śliwińskiego z Wielkiego Bukowca, który wypożyczył nam kajaki. Po kilku minutach przyjeżdża, pakujemy sprzęt i odjeżdżamy do Wdy.

Następnym razem postanawiamy wybrać krótszą trasę. Te 25 km, które pokonaliśmy, jest zdecydowanie za dużo jak na raz i jak na wyprawę z dziećmi i psem. Więc następnym razem opiszę etap: Młynki - Wda.


Anna Szweda

Lipiec 2011 r.


Ruszamy z miejscowości Wda


Nasza zielona strzała, w której się nie mieścimy



Trzeba zmienić kajak, bo pies wchodzi Krzysiowi na głowę



Łabędź na rzece



Elektrownia wodna we Wdeckim Młynie


Najstarsi uczestnicy spływu


Na wodzie zaczynają pojawiać się pierwsze przeszkody w postaci przewróconych drzew.


W czerwonym kajaku jest nam wygodniej






Podziwiamy otaczającą nas przyrodę


- Na razie nic. Ale dopiero zaczynam. Mam nadzieję, że kolacja będzie. - mówi pan z wędką, a mój mąż stwierdza, że pewnie jest na nas zły, bo kajakarze tylko płoszą ryby.


Na nadbrzeżnych łąkach co jakiś czas widać rozbite namioty i innych miłośników kajaków.


Pieski też zadowolone


Miejscami rzeka jest tak płytka, że sięga nam do kolan.


Najbardziej zadowolony jest Krzyś.


Następny przystanek jest na wysokości Kasparusa. Robimy ognisko.


Spotyka nas prawdziwa ulewa.
Po

Półgodzinnym deszczu wyglądamy wszyscy jak zmokłe kaczki



Niektórzy szukają wrażeń i sami pakują się w poprzewracane drzewa.




W Łubach czekają na nas moim rodzice z Jackiem.


Rodzinnie, całą czwórką mieścimy się w naszym czerwonym kajaku.

Zmęczeni, ale szczęśliwi nareszcie w Błędnie


Kajaki wypożyczyliśmy od p. Śliwińskiego z Wielkiego Bukowca

ODCINEK SPŁYWU WDĄ: CZARNA WODA - CZARNE - PRZEJDŹ


Wda, zwaną także Czarną Wodą, rzeka licząca 210 km długości i 2325 km2 dorzecza, bierze początek na Równinie Charzykowskiej, wypływając z jeziora Krążno w pobliżu wsi Osłowa - Dąbrowa koło Bytowa, na pn. zach. od Jeziora Wieckiego, na wysokości 160 m n.p.m. Nazwa jej wywodzi się prawdopodobnie od prasłowiańskiego słowa oznaczającą rzekę wijącą się. Wda należy do piękniejszych rzek nizinnych w Polsce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz