środa, 30 lipca 2014

Sprzedaż gotyckiego zamku w Gniewie budziła zrozumiałe emocje - reportaż z 2009 r.

Jutro (sierpień 2014 r.) pojadę na konferencję prasową do Gniewu i zbiorę notatki do reportażu na temat, co się zmieniło po sprzedaży zamku. Będzie on drugą częścią reportażu, jaki napisałem w 2009 roku do papierowego wydania Kociewiacy.pl


Niedawno jeden z biznesmenów w rozmowie na temat sprzedaży gniewskiego zamku parsknął: "Chcą tak sprzedać, żeby nadal to mieć, takie mają wymagania".
Sprzedamy zamek składając broń? (materiał z 2009 r. - Kociewiacy.pl)





Gniew. Panorama miasteczka z szosy od strony Grudziądza budzi westchnienie. Wielki pokrzyżacki zamek na wysoczyźnie, budynki z czerwonej cegły, mozaika otaczających zamek dachów na drobnych w porównaniu z gotykiem domach. Przed miasteczkiem rozległa równina ciągnąca do bliskiej o rzut kamieniem Wisły. Zamek, a ściśle mówiąc całe zamkowe wzgórze z zabudowaniami, od ubiegłego roku budzi spore zainteresowanie mediów. Temat dyżurny: władze gminy Gniew próbowały sprzedać zamek prywatnemu. I chcą nadal. Niedługo będzie trzeci przetarg.





Pierwszy ważny człowiek
Urząd miasta w Gniewie, jak przystało na takie miasteczko, mieści się w zabytkowym i - jak tu prawie wszystko - starym budynku ratuszowym. Ciasnota więc jest zrozumiała. Sekretariat jakby w korytarzu. Burmistrz zaraz będzie - mówią grzecznie panie. O, jest. Ale nie stary. Oczy bystre, wyprostowana sylwetka sportowca. Rozmawiamy w gabinecie.
- Kiedy pojawił się temat sprzedaży zamku w Gniewie? Bogdan Badziong: - W 2007 roku. Wcześniej sama myśl o sprzedaży wydawała się dziwna. Myśleliśmy zawsze: to nasz zamek, nie do sprzedania. Zarządza nim Fundacja Zamek Gniew, która organizuje tam mnóstwo imprez. Motyw pojawił się, gdy do Urzędu Miasta przyjechali przedstawiciele Spółek Mleczarskich Polmleku... Przychodzi do mnie dwóch panów i mówi, że chcą kupić jakieś nieruchomości. Po chwili wyjaśnili konkretnie: "Panie burmistrzu, my nie chcemy jednej kamienicy, my chcemy to wszystko, cały zamek". Mówię do tego, co to powiedział: "Zapomnij pan".
- To trzeba było od razu namówić, żeby kupili cały Gniew... Przypuszczam, że potraktował pan tę propozycję jako żart.
- Do urzędu przyjeżdża wielu fantastów. Na przykład byli tacy, którzy chcieli budować lotnisko. Fantaści, którzy chcą świat budować od nowa. Ale ci panowie zaczęli rozmawiać dość rozsądnie. Ja stałem przy swoim: "Panowie, zamku to my nigdy nie sprzedamy". Na odjezdnym rzekli, że przyjadą... Po jakimś czasie przysłali list intencyjny. I to już była całkiem poważna propozycja, a spółka też poważna. Popatrzyliśmy na te nasze nakłady na zamek, na to, ile zostało zrobione...
- Za ile? - Właściwie trudno powiedzieć za ile, bo to było robione metodami partyzanckimi. To wszystko zostało zrobione z ruiny. Z jednej strony więc sentyment, a z drugiej... Z drugiej - dziś każdy obiekt turystyczny musi mieć gwiazdki, a tu nie ma żadnej.

- Po co Polmlekowi zamek? - Mają taki plan, żeby to był swoisty sztandar grupy mleczarskiej Polmlek. Przydałby się im dla celów marketingowych i częściowo hotelarskich oraz gastronomicznych... Przyjechali drugi raz i mówili, że trzeba by w to przedsięwzięcie wrzucić ze 100 milionów złotych. I że oni by wrzucili.
- I wtedy, przypuszczam, ta mentalna bariera zaczęła pękać, którą wyraził pan w zdaniu: "Panowie, zamku to my nigdy nie sprzedamy". - Tak. Bo ludzie myślą o firmach gminnych w ten sposób: jak coś wychodzi, to dobrze, jak nie wychodzi, to od razu źle... Zamkiem, który należy do nas, naszej gminy, zarządza, jak wspomniałem fundacja. Niestety, my nie mamy pieniędzy na inwestycje. Fundacja nie jest w stanie na nie zarobić. Weźmy na przykład taki dach. Trzeba teraz wyłożyć ze 3 miliony złotych na jego przełożenie. To jest koszt. A co się zmieni dla przeciętnego turysty, jeżeli zostałby przełożony? On tego nawet nie zauważy. Fundacja zarabia na bieżące utrzymanie. Ten zespół obiektów by zarabiał, ale należałoby wyłożyć pieniądze na dajmy na to apartamenty. Jeżeli mamy schronisko młodzieżowe - z 90 miejsc noclegowych - to na tym się mało zarabia, bo ze 20 - 30 złotych za nocleg. A gdyby tam był apartament królewski, można by wyciągnąć 700 złotych i więcej, i do tego jeszcze zarabiać na tym, co ci turyści by kupowali. Bo tacy się nie pytają, czy jakiś napój kosztuje złotówkę czy 7 złotych... Tak, ta bariera pękła. Zaczęliśmy rozważać, czy sprzedawać, czy nie. Dywagowaliśmy, że jeżeli nie sprzedamy, to będziemy musieli władować w to ogromne pieniądze. A budżet gminy wynosi 36 milionów złotych.
- A środki unijne? - Chcieliśmy składać kompleksowy plan rewitalizacji starego miasta i wzgórza zamkowego, ale się okazało, że wykluczyli z takiego działania małe miasta, czyli nas też - Gniew ma 7 tysięcy mieszkańców. My możemy złożyć wniosek o dofinansowanie na pojedynczy obiekt, a tu trzeba kompleksowo - zamek, sąd, dom bramny, Dormitorium (schronisko młodzieżowe), Pałac Marysieńki, żeby funkcjonowało całe zamkowe wzgórze. Można by złożyć wniosek na sam zamek. Ale to jest za mała gmina do tak wielkiego kompleksu zamkowego. Poza tym mamy przecież inne potrzeby... Składamy wniosek na kanalizację całej gminy (9,5 tysięcy mieszkańców). Potrzebujemy na to zadanie 7 milionów złotych, a z tego Urząd Marszałkowski daje tylko 29 procent.
- I co dalej z zamkiem, a raczej kompleksem zamkowym? - Zamek jest przedsięwzięciem gospodarczym. Fundacja jest jednostką gminy. To musi być przedsiębiorstwo, które wrzuci w to zamkowe wzgórze kapitał. A gmina ma stwarzać klimat takiemu przedsiębiorcy.
- Nadal jednak trudno się dziwić, że ludzie są zaskoczeni. Taki piękny gotyk, słynny z działalności zamek i na sprzedaż jak jakąś zwykłą nieruchomość... - No tak, mówią: "zamek będzie dla bogaczy". O niech jest, bo z bogatych ludzi wszyscy będą żyli. Będzie praca dla wielu... Zdecydowaliśmy się na sprzedaż. W ubiegłym roku Rada Miejska Gniew podjęła uchwałę. Na 15 radnych czternastu było za. Znali temat, bo przecież wcześniej był list intencyjny. Rada zapoznała się z tym listem, przyjęła go i upoważniła mnie do prowadzenia dalszych czynności. Musieliśmy zrobić wycenę, inwentaryzację, wytyczne konserwatorskie, koncepcje zagospodarowania całego kompleksu. I ogłosiliśmy przetarg.
- W którym podobno zamek kosztował 40 milionów złotych. - Tak błędnie podawały niektóre media... Pierwszy przetarg odbył się w zeszłym roku, drugi w lutym tego roku, teraz ogłosimy trzeci. To prawda, zamek był wyceniony na 40 milionów złotych. Ale dla zabytków rejestrowych (będących pod opieką konserwatora zabytków) obowiązuje ustawowa ulga 50 procent. Wziąwszy pod uwagę, że 87 procent całości kompleksu to zabytki rejestrowe, wychodzi około 24 milionów złotych. I za tę cenę wystawiono.
- I Polmlek sie zgłosił? - Nie. Kiedy ogłosiliśmy przetarg, zaczął się kryzys, również w mleczarstwie i się nie stawił... Trudno się dziwić. Jeżeli ktoś rozsądnie podejdzie do tematu, to wie, ile tu trzeba włożyć. Firmy zaczęły się obawiać kryzysu przed przystąpieniem do przetargu. Do tego jeszcze była umowa, że jeżeli ktoś nabędzie zamek, to zobowiązuje się wykonać nakłady za 40 milionów złotych i utrzyma działalność, która tam jest, i wtedy dopiero będzie przeniesienie własności.
- Mocne warunki... - Tak, umowa jest trudna dla nabywców. Chcemy się zabezpieczyć przed nieprzewidzianymi skutkami.
- To kto się zgłosił? - Nikt. Ani do pierwszego, ani do drugiego przetargu. Obniżyliśmy cenę do 15 milionów złotych i w drugiej połowie lipca będą rokowania - przetarg w formie rokowań. To oznacza, że pewne warunki będą sztywne, a niektóre do negocjacji.
- Gdyby był pan wielkim biznesmenem, przystąpiłby pan? - Jakbym miał duże pieniądze, to bym kupił. Trzeba mieć duże pieniądze, pomysł, wizję.
- I odpowiedni wiek. To zadanie dla młodego, żeby taki zamek był jego dziełem życia. Ma pan 44 lata. Wyczytałem w BIP-ie. - To stare dane. Mam 51 lat... rzeczywiście, to musiałby być ktoś, kto robiłby to dla pokoleń, dla następców.
- Czyli dalej gmina sprzedaje zamek, ku zadowoleniu mediów. Zawsze to ciekawy temat. - A tak. Telewizja tu przyjeżdżała, bo "chcą sprzedać zamek". I jakiegoś drugiego dna szukają. A przecież to jest nieruchomość jak każda. Ktoś raz przyjechał, usłyszał 24 miliony złotych i mówi: "Tak tanio?!" dając do zrozumienia, że ktoś albo coś za tym stoi. Oprowadziłem po zamku i kompleksie. Popatrzył, ile trzeba na to włożyć i pojechał.
Drugi ważny człowiek Idziemy po gniewskim jakże pięknym bruku. Z cienia uliczek w lekko wilgotny cień zamkowej bramy, a potem już na gotycki dziedziniec. Przy wozie dwoje - ona i on jakby wzięci wprost ze średniowiecza. Pełno tu takich. Gdzie tu jest jakiś prezes, dyrektor, decydent? A może pan do kasztelana? - pyta ktoś. Hmm... do kasztelana. Gotyckie schody, sale wystawowe, kaplica, trzeba jednak iść jeszcze wyżej. Mijamy ludzi w średniowiecznych strojach. I jest - biuro? W niezwykle bogatym w starocie pomieszczeniu przy laptopie siedzi kasztelan Jarosław Struczyński, też w stroju nie z tej epoki. Oczy ma łagodne jak te minione wieki, których tu pilnuje.







- Co pan powie na temat pomysłu sprzedaży zamku? - Sprzedaż zamku z punktu logiki to sprzedaż produktu turystycznego, którego ważnym elementem jest działalność fundacji. Jesteśmy tu my, jest Muzeum Archeologiczne w Gdańsku. Są dwie sale wystawowe i szereg form działań, które nie mają charakteru komercyjnego. Gmina sprzedaje to jako nieruchomość, są gwarancje prawne dla nas, że tu będziemy działać... Wiem, z tymi gwarancjami bywa różnie, chociaż nie sądzę, że ktoś, kto to kupi, będzie się chciał nas pozbyć. Ja tu mam 30 ludzi. Jedno miejsce - etat w turystyce niejako przyczynia się do powstania 10 miejsc pracy dla innych, czyli żyje z tego z 300. Chodzi tu o na przykład dostawy mleka, produkcję pamiątek itp. Dzięki naszemu działaniu przez zamek w Gniewie przewija się rocznie około 60 tysięcy gości. Może być więcej. Dla porównania w Szymbarku jest ich 350 tysięcy... Powiem panu - Daniel Czapiewski to geniusz...
- No tak, postawić dom do góry nogami, to jest pomysł... W jednym z numerów bodajże "Newsweeka" ukazała się nowa mapa turystycznej Polski. Gniew jest tam wymieniony jako wielka atrakcja, w przeciwieństwie do Malborka, który nazwano kupą cegieł. A tu coś się zawsze dzieje. Ruch rycerski, pokazy itp.









- Tak, myśmy to w Polsce kreowali. Formalnie od 1993 roku. - Burmistrz mówił, że ten wspaniale dziś wyglądający zamek odnawiano metodami partyzanckimi. Co to znaczy? - W 1992 roku ruszyłem to w ramach robót publicznych. Są zdjęcia pokazujące, jak to przedtem wyglądało. Miałem wtedy 27 lat i założyłem sobie, że odbuduję ten zamek w ciągu lat sześciu.
Tu na moment zawieszamy rozmowę. W ruch idzie pendrajw (porządny człowiek dziś nie rusza się bez pendrajwa w kieszeni) i mam - zdjęcia dla porównania. I zdjęcia z licznych imprez.
- Dzięki bratu, który studiował historię, sam się zacząłem nią interesować. Dowiedziałem, że coś może być starsze niż moja mama czy ojciec. Nie, nie jestem historykiem. Jestem inżynierem mechanikiem... Tu nie chodzi tylko o zamkowe wzgórze, a o cały Gniew...
- Zgaduję. To pan wymyślił hasło na witaczach. - Tak: "Opanuj Gniew"... Gniew jest równo warty jak Kazimierz - mówi się o nim "Kazimierz Północy". Cenny jest cały zespół urbanistyczno-architektoniczny miasteczka i to w skali europejskiej.
- Ale co pan sądzi o pomyśle sprzedaży zamku? - Co ja sądzę o sprzedaży? ...To jest 38-milionowy naród. Istnieją obiekty bardzo cenne, które powinno utrzymywać państwo. Być może by tak było, gdyby Gniew był większym miastem. Albo weźmy taką chorągiew. Mamy najpiękniejszą, niezwyciężoną jazdę w Europie, a niektórzy mówią, że i na świecie. I tu jest przy nas chorągiew husarska (www.husar.com.pl). Ale kogo to tam na górze interesuje...











Niby nieważny człowiek



Schodzę od kasztelana. Wścibiam jeszcze nos do restauracji w gotyckich piwnicach. Przystaję przy wejściu do Dormitorium. Dziewczyna - chyba dyżurna na schodach śle smsa. Jakaś wycieczka. W sklepie mnóstwo pamiątek. Już przy wyjściu zaczepia mnie jakiś starszy pan. - Bo wie pan, to jest święte miejsce... - Że co?
Myślę o tych fantastach, o których mówił burmistrz. - Jestem rodem spod Lipiej Góry. Przyjechałem spod Szczecina... To nieważne... Bo proszę pana tu Niemcy więzili takich, co nie chcieli podpisać listy. I mój ojciec, który nie podpisał, uciekł im stąd. A potem jeszcze raz uciekł z obozu. Ale wielu nie uciekło...
I wszystko jednak zrozumiałe. Święte - dla niego, może i dla wielu. I w człowieku rośnie już jakaś ogólna myśl o zamku. Żeby tak się ten trzeci przetarg nie udał (dobrze, że władze tak wyśrubowały warunki). I żeby decydenci tej III RP uważniej spojrzeli na kraj, bo są jednak budowle szczególne, których sprzedawać nie wolno.
Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz