środa, 14 kwietnia 2004

Gdzie diabeł mówi dobranoc?

Tu kończy się miasto
Ulica Lubichowska. Sterane czasem płyty chodnikowe, w wielu miejscach w ogóle bez chodnika. Z popękanym asfaltem. Zniszczonej jak twarz emeryta ulicy towarzyszy bardzo dużo firm: salon Forda, Starmex, Star - Wik, stacja paliw, sklep motoryzacyjny, dużo spożywczych, tapicer, hurtownia budowlana, handel przyczepami kempingowymi, salon płytek ceramicznych i Bóg raczy wiedzieć, ile jeszcze tych firm się tam znajduje. Ach, i jeszcze Labofarm Tadeusza Pawełka - symbol starogardzkiego snu o potędze. W byłym Państwowym Ośrodku Maszynowym nie stoi już ciągnik, wykonany przez domorosłego spawacza z metalowych rurek. Najbardziej żal minizoo, które przyciągało maluchy podczas rodzinnych spacerów do lasu. Ten fragment wygląda żałośnie.Lubichowska kończy się na numerze 186. To opuszczony i zniszczony budynek - dziwoląg z kiczowatymi postaciami z bajek Disneya na balkonie i dziwacznymi, jakby z innej epoki, ornamentami na zniszczonym murze. Wątpliwa to wizytówka europejskiego miasta. Sąsiedni budynek należy już do Przylesia. Ulicą zasuwają więźniowie do spółki z pracownikami Starkomu. Tu jest czysto. Za pętlą dwunastki ulica Jodłowa. Podobają nam się nazwy ulic: Bukowa, Dębowa, Grabowa, Jaworowa, Jesionowa, Jodłowa, Kalinowa i Leszczynowa. Są takie... adekwatne, bo osiedla, zarówno te miejskie, jak i wiejskie położone są w lesie.

Czartoryski nie pogada
Mieszkaniec domu stojącego najbliżej tablicy oznaczającej rogatki, o książęcym nazwisku, nie jest zbyt rozmowny. Jego dom obsadzony świerkami wygląda jak twierdza. Zaraz za nim tor do ekstremalnej jazdy rowerem lub motocyklem. Zadbany. Po prawej stronie szosy w lesie pas wykarczowanej i zrekultywowanej ziemi. To przyszła ścieżka rowerowa, która połączy Przylesie z Koteżami. Za laskiem dwie duże firmy, już na terenie gminy wiejskiej: RSP Rolnik i drukarnia pp. Buda. Po drugiej stronie szosy Białe Błota. Zarośnięte bajoro w bardzo zaśmieconym lesie. Przy szosie trzy maszty, na których kiedyś Starogard witał i zapraszał. Dziś nie wita, nie zaprasza, a jeden z masztów zaczyna rdzewieć. Może Hipernowa coś tam powiesi? Zawsze to lepsze niż gołe maszty. Na przystanku zagadujemy starszą kobietę, która opowiada, jak to niedawno była świadkiem pracowitego wykonywania dziury w zadaszeniu przystanku przez ambitnego dziesięciolatka. Kiedy go ochrzaniła, usłyszała taką wiązankę, jakiej jeszcze nigdy nie było jej dane słyszeć. Starsza pani pracuje u właściciela Labofarmu, pana Pawełka. Mówi o nim szef. Właśnie odjechała, żeby zawieść chorej matce szefa obiad. Nie zdążyliśmy zapytać jej o imię. Tak samo jak dwóch dziewczyn na wagarach. Z dwunastki wysiada Ryszard Gołuński. Wysiada pomału, bo ma kłopoty z wypadającym dyskiem. Wraca z przychodni z zastrzyku i zabiegów. Ma dwadzieścia minut drogi do osiedla przy ul. Żytniej. To już teren gminy wiejskiej. Towarzyszymy panu Ryszardowi w wędrówce do domu.

Byłem malarzem
- W domu było nas trzech - chłopaków. Ja jestem rocznik 1943. Wojny nie pamiętam, bo byłem wtedy dzieckiem. Pochodzę z Badźmierowic w powiecie chojnickim. Ojciec ożenił się do Bobowa. Potem przeprowadził się do Pączewa, a stamtąd do Starogardu. Jak ojciec szedł, tak i ja za nim musiałem iść. Mieszkałem w Starogardzie w blokach na Kopernika i 60- lecia ONP. Ciepło było, człowiek nie martwił się o opał. A teraz? Cztery tony węgla po 420-440 zł za tonę - to już jest spory wydatek. Bogatsi, a takich mieszka tu sporo, mają ogrzewanie na ropę. Mnie nie stać, bo instalacja droga. Podatek też trzeba zapłacić. Mieszkam tu już około pięciu lat, z żoną, zięciem, córką, która została zwolniona z Telekomunikacji Polskiej i ich czwórką dzieci. Wesoło mam, czasami aż za bardzo. W ogrodzie krzewy, kwiaty, takie coś. Warzyw nie uprawiam, bo ziemia bardzo słaba. I tak nic nie urośnie. Jestem na czterystuzłotowej rencie. Pracowałem prywatnie jako malarz. Nie chcieli mi tego okresu pracy zaliczyć do stażu pracy.

W końcu zaliczyli 50 proc. Ja zawsze zarabiałem grosze w Starkomie i dlatego teraz takie grosze mam. Żona też choruje. Czasami nie najweselej mi na duszy - opowiada mężczyzna. Pan Ryszard nie ma dobrego zdania o gospodarności władz Starogardu. Twierdzi, że dług miasta to ze 20 milionów. Że tak się zachowuje mało gospodarna pani domu, która nabierze kredytów i wydaje je na zagraniczne wojaże w nowych strojach. O pracodawcach też nie mówi najcieplej. Przytacza przykład:
- Rozmawiałem z chłopakiem, który jest zatrudniony na czarno razem z dziesięcioma innymi. Dwóch tylko ma legalnie. Co on będzie miał, ten chłopak, jak zachoruje? Bez ubezpieczenia. Z tego, co mu wypłacają, ledwie starcza na życie, to z czego ma się ubezpieczyć? A panie, w tej Unii Europejskiej to nie będzie tak dobrze. Ona nam za darmo nic nie da. My gospodarzymy beznadziejnie. W rządzie się kłócą, afery wychodzą na jaw. Nakradli złodzieje. Biedak ma 400 złotych, a kałabuchy po 20 tysięcy. Z drugiej strony mam te 400 złotych, a są tacy, którzy nie mają nic. Ani pracy, ani zasiłku. Po 50 złotych z opieki społecznej na miesiąc. Współczuję tym ludziom, bo nie mają z czego żyć. A nawet nadziei już nie mają - wzdycha nasz rozmówca.

Kontrasty
Dochodzimy do rozwidlenia drogi. W prawo do Koteż, w lewo do Jabłowa, też w lewo, ale bardziej skosem, do osiedla Piaski. Nieomal na wprost wchodzimy w ulicę Żytnią. To sołectwo Dąbrówka. Zwykła polna droga. Okazałe domy kontrastują z otoczeniem. Nachalne bogactwo zdaje się krzyczeć: Zobacz sąsiad: ile ja mam. A ty? Ścigają nas ciekawe spojrzenia sąsiadów. Pan Ryszard opowiada o rybach, bo jest zapalonym wędkarzem. Stan zdrowia sześćdziesięciolatka nie pozwala mu na wędkowanie na lodzie, ale latem chętnie jedzie rowerem 10 kilometrów nad staw i łowi. Największa ryba, jaką złowił, to siedmiokilowy szczupak, który dał się mu złapać w Konarzynach koło Chojnic.

Psy szczekają. Żegnamy się z panem Gołuńskim pod jego domem z białego pustaka. Jeszcze tylko zdjęcie i wracamy do Starogardu. Znów mijamy przepyszne domy, ogrody ozdobione rozmaitymi krzewami i nie możemy odczepić się od myśli, ze każdy widzi tylko własne podwórko. Za płotem nie moje. Tylko ten kontrast jest zbyt widoczny.

Teks i foto: Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz