piątek, 20 października 2006

Gmina Lubichowo - wót Ryszard Alechniewicz

Spokojny, małomówny, do zgody. Chociaż raz, na sesji, kiedy go zdenerwowali ze starostwa, to się okazało, że potrafi błyskawicznie i ostro atakować


Z Ryszardem Alechniewiczem rozmawia Tadeusz Majewski.

Zaraz, zaraz... Otworzę tylko pana teczkę personalną...
- Ooo... To ma pan teczki personalne?
Mam. To są teczki personalne moich rozmówców i bohaterów reportaży w laptopie. Osobowe źródła informacji. I ładnie uporządkowane. Jak w IPN-ie. Wystarczy wpisać nazwisko do wyszukiwarki i... Alechniewicz, czekamy, jest. "Magister inżynier. Wójt gminy Lubichowo od I kadencji, czyli od 1990 r., a wcześniej, od 1985 r. naczelnik gminy Lubichowo. W Urzędzie Gminy pracuje od 1976 r. Zna tę gminę na wylot." A potem charakteryzuje pan tę gminę. "Opracowania planistyczno-strategiczne dotyczące rozwoju gminy wskazują, że gmina zmieni charakter z rolniczo-turystycznego na turystyczno-rolniczą." I dalej: "Największym atutem turystycznym jest rzeka Wda, która przepływa przez teren gminy na długości 18 km, również 22 jeziora, z perłą w Ocyplu i Bory Tucholskie - ponad 70 procent terytorium gminy ma klauzulę krajobrazu chronionego. Na terenie gminy jest 1400 domków wczasowych i około 1750 dziełek letniskowych...". To pan powiedział półtora roku temu.
- Zgadza się.

Ależ ta teczka jest uboga. Musimy rozszerzyć jej zawartość... Jest pan włodarzem 21 lat, a więc absolutnym rekordzistą w powiecie wziąwszy pod uwagę III RP, a wziąwszy pod uwagę PRL i III RP - jest pan drugi za Bernardem Damaszkiem, który włodarzył w gminie Zblewo 22 lata. Jako naczelnik gminy musiał pan być w PZPR-ze...
- Byłem, ale w 1986 r. pozbyłem się legitymacji partyjnej. Mimo że ta partia wstawiła mnie na naczelnika w 43. roku życia (mam teraz 63 lata). Byłem zdegustowany politycznymi układami i układzikami. I postanowiłem sobie, że do końca życia nie wstąpię do żadnej partii. I nie wstąpiłem.
Partia wstawiła.... Ale oni tak byle kogo nie wstawiali. U nich, pomijając różne złe rzeczy, polowano na młode kadry, nie jak dziś. Co pan robił, zanim został naczelnikiem?
- Sześć lat, do 1976 roku, pracowałem w Urzędzie Gminy Bobowo, Potem 2 lata byłem tam dyrektorem Spółdzielni Kółek Rolniczych. Po likwidacji tej spółdzielni ściągnął mnie tutaj ówczesny naczelnik Eugeniusz Gowin. Zostałem tu kierownikiem gminnej służby rolnej jako specjalista od rolnictwa. Jestem magistrem inżynierem po ART w Olsztynie. Wcześniej robiłem studium nauczycielskie w Koszalinie.

Obok "prześwietlamy" wójta Erwina Makiłę. Obaj panowie jesteście jako włodarze do siebie podobni. Spokojni, rzeczowi, do zgody. Też pan jest spod znaku Ryb?
- Nie. Urodziłem się 12 czerwca 1942 r. w Golubiu Dobrzynie (miejsce urodzenia - to do pana teczki personalnej). A więc jestem Bliźniakiem.
Czyli człowiekiem wrażliwym, delikatnym, nieśmiałym, marzycielem...
- Dobrze to pan ujął.
Łatwo mi przyszło, bo sam jestem Bliźniakiem. Niech żyją więc Bliźniaki... Nie urodził się pan na Kociewiu. To może chodził pan tu do szkoły?
- Nie. Kończyłem Technikum Rolnicze w Nowym Stawie. Tam pracowałem też 6 lat jako nauczyciel.

Jako sentymentalny Bliźniak na pewno wraca pan czasami do tamtej szkoły.
- O tak, sentyment jest. I rzeczywiście często jestem w tej szkole. Kiedy jedziemy nad morze, wybieram drogę przez Nowy Staw, żeby choćby spojrzeć na szkołę i na nowostawski rynek. Żona, Krystyna, jest nieraz zła, bo można przez Malbork, a ja wybieram kocie łby.
No tak, na tej trasie z Tczewa do Nowego Stawu są okropne kocie łby. Kiedyś jechałem po nich w budzie ciągnika. Uf, to była męczarnia.
- Ja prawie każdy kamień z tego odcinka szosy czuję w nogach, bo chodziliśmy nim dwa kilometry na zajęcia praktyczne.
Mają tam w tej szkole jakieś pamiątki po pana czasach?
- Mają tabla z uczniami i nauczycielami na korytarzach.

No właśnie. W naszych szkołach tego nie ma. W urzędach też nie ma, a powinna być w korytarzach cała historia. O przepraszam, w Skórczu mają galerię portretów burmistrzów. Tu powinna być galeria naczelników i wójtów. Z drugiej strony - jakże by to wyglądało: I kadencja - portret Alechniewicza, II - portret Alechniewicza, III i IV - Alechniewicz. To może galeria radnych?
- No, nie tylko Alechniewicz. Ja jestem ósmy. Pierwszy po wojnie był Józef Milewski. Galeria powinna być, byleby nie kłamała o przeszłości. A galeria radnych tych czterech kadencji jest w przygotowaniu.

Robimy te prześwietlenia, żeby podpowiedzieć, jaki jest sposób na zostanie wójtem. W wywiadzie z Erwinem Makiłą, z rozmów z Mieczysławem Płaczkiem i z obserwacji działania Stanisława Połoma wynika, że musi być swojakiem. Ale pan nie jest z gminy Lubichowo. Pan wyłamuje się z reguły. I jeszcze mieszka pan w Starogardzie.
- I bardzo to sobie chwalę, że w pewnym sensie jestem z zewnątrz, czyli ze Starogardu. W stolicy Kociewia zamieszkałem w 1980 r., kiedy zacząłem pracować w Lubichowie. Do Starogardu przeprowadziłem się z Bobowa, gdzie mieszkałem 4 lata. Tak, jako mieszkaniec Starogardu w pewnym sensie byłem poza. Z drugiej strony ja z tym społeczeństwem jestem bardzo związany, każdego znam po nazwisku. Oczywiście mówiono - a wynikało to z zamieszkiwania w Starogardzie - że unikam integracji ze społeczeństwem, że nie przychodzę na bale, spotkania, bardzo często zakrapiane. I to prawda, tak było. Ale to miało też i dobre strony. To akurat pozwalało zajmować w jakichś sporach pozycję osoby niezwiązanej z żadną tutejszą grupą, osoby neutralnej, która potrafi doprowadzać do kompromisu, hamować ostre zapędy, tonować sytuacje. Inna sprawa, że to leży w moim charakterze. To mieszkańcom gminy odpowiadało. I to - zdobycie i ciągłe zachowanie zaufania społecznego - było moim największym sukcesem. Bez tego zaufania by się ze mną nie patyczkowali, kiedy mają możliwość co cztery lata weryfikować. Ale wybierali, chociaż nigdy nie wieszałem plakatów.

Czyli sposób na zostanie wójtem to w dużej mierze charakter?
- Myślę, że tak.
Hmm... Niechęć do partii politycznych. To samo obok mówi wójt Erwin Makiła. Czy co cztery lata nie miał pan propozycji od oddziałów partii w Starogardzie? Taki wójt to dla różnych partii nie lada kąsek.
- Były propozycje, ale doszli do wniosku, że jestem odporny.
Ta niechęć do partii udzieliła się chyba całej gminie, bo nie słyszałem, żeby tu coś powstało.
- Faktycznie, nie było tu żadnej struktury partyjnej.

Ma pan dokonania. Jest nowoczesna oczyszczalnia ścieków, Lubichowo zostało skanalizowane w 96 procentach, gmina zwodociągowana w 83 procentach. Ogólnie zajmuje średnie miejsce w rankingu gmin. Jak na leśną gminę to dobrze. O telefonizacji już nie warto mówić...
- To prawda z tą telefonizacją. Jak to się zmienia. Kilkanaście lat temu walczono o telefony, a teraz niektórzy mówią: po co nam stacjonarny, jeżeli cała rodzina ma komórki? Niepotrzebnie tylko płacimy za stacjonarny abonament.
Ma pan dokonania, wiedzę, wieloletnią praktykę, a jednak nie startuje pan w wyborach na wójta. Mówią, że gdyby pan wystartował, to byłby pan wójtem po raz piąty.
- Żona chciała, żebym dalej kandydował, ale w końcu stwierdziła, że dobrze zrobiłem. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu stawać ponownie. Chciałbym - znając swoje siły w wieku emerytalnym i znając zupełnie inne wyzwania, jakie będą czekać nowego wójta - żeby robił to ktoś młodszy. A ja, będąc na emeryturze, chciałbym podzielić się doświadczeniami z tego terenu w radzie powiatu.

Do powiatu? Ależ tam już jest upartyjnienie! Wstąpi pan do PiS-u czy do PO?
- Żadna partia. Będę współpracował z każdym, ale nic nie dam sobie narzucić. Będę startował z okręgu Lubichowo, Kaliska, Osieczna i Czarna Woda. Nie ze Starogardu. Nie będę się krzątał po osiedlu 60-lecia, gdzie nie znam ludzi.
Kiedyś wdaliśmy się, ja i pan, w merytoryczny spór na temat oceny pracy władz. Zarzucił mi pan, że opracowana przeze mnie metodologia, gdzie najważniejszy był procent budżetu na inwestycje, jest niesłuszna w skali roku, bo gminy nieraz wpadają po np. 3 latach inwestycyjnie bardzo dobrych w inwestycyjne zero. To tak jak z naszymi autostradami - w tym roku kilkaset kilometrów, w przyszłym - kilka. I powstaje wrażenie, że władza nic nie robi.
- O tym można powiedzieć szerzej. Doświadczenie mi mówi, że kadencja powinna trwać osiem lat, a nie cztery. Przykładowo - ja teraz odchodzę. Oczywiście zostawiam pewne rozpoczęte roboty. Mam na półce dokumenty, które pozwolą płynnie wejść w nowej inwestycje w przyszłym roku i w dłuższej perspektywie. Ale ogólnie nie ma dobrego planowania, bo planuje się pod czteroletnią kadencję. Budżety są coroczne, a zadania czteroletnie, kadencyjne. Bierzmy lepiej przykład z Unii. Tam planuje się na lata 2007 - 2013. To jest dopiero kadencja, po której można oceniać. U nas nowy wójt rok zapoznaje się z pracą, dwa lata pracuje, czwarty rok odpuszcza. Albo inny wariant - w ten czwarty rok się rozpuści, nabierze kredytów, żeby wygrać wybory, a jak nie wygra, to niech ten po nim martwi się spłatami. Ja też mógłbym tak zrobić. Mamy budżet wynoszący 15 milionów złotych. Mógłbym wziąć do 60 procent kredytu, czyli 9 mln złotych. 9 milionów! Gmina mogłaby za to naprawić wszystkie powiatowe szosy włącznie ze słynną drogą przez Szteklin (pozostało 7 kilometrów razy około 800 tys. złotych). Szosy - podkreślam - powiatowe, za które nieraz my obrywaliśmy. Tylko kto by to spłacał?



Ryszard Alechniewicz: Hobby. Bawię się działce. Lubię też jeździć w podróże zagraniczne. Palipapierosy. Alkohol - piwo, ale od czasu do czasu też wódeczka. Mam psa - kundelka. Wabi się Semi. Na zdjęciu Alechniewicz z nagrodą, jaką gmina dostała za organizację szkolnictwa.

Na podstawie Kociewiaka - magazyn piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz