czwartek, 19 października 2006

Gmina Skórcz - Erwin Makiła - sylwetka

Przez dwie kadencje zdobył szacunek elektoratu. Sporo dokonał (wodociągi, kanalizacja, drogi). Czasami przez gazety zestawiany z burmistrzem Skórcza. Na zasadzie kontrastu

Jestem z pierwszej linii frontu
Z wójtem gminy Skórcz Erwinem Makiłą rozmawia Tadeusz Majewski.

Zacznijmy od daty urodzenia i od znaku zodiaku.
- 7 marca 1944 roku.
A więc Ryby. Jacy ludzie są spod tego znaku?
- Za dużo nie gadają... Nie jestem krasomówcą. Są wójtowie, że tylko im powiedzieć, a zaraz pójdą przed kamerę czy na mównicę. Ja jestem od roboty, z pierwszej linii frontu.
Karabin i w pole... A miejsce urodzenia?
- Dąbrówka. Rodzina mieszkała w Dąbrówce. Ale mój dziadek ze strony mamy, Ciesielski, mieszkał w Barłożnie, a babcia, z domu Górecka - w Zblewie. Natomiast ojca dziadek był Włochem. Nazywał się Aleksander Makiello. Jechał w 1910 r. jako braciszek zakonny z Włoch do Holandii i ujrzał nadobną Kociewiankę...


Włoskie korzenie. Jest u nas trochę tych Włochów: Fabrello, Tebecio... Ale ogólnie, sądząc po pana działaniu i wywiadach, jest pan swojakiem. Zna pan mnóstwo ludzi z powiatu. Gdzie pan pracował, zanim został pan wójtem w 1998 roku?
- Przez 18 lat byłem prezesem GS Lubichowo. A przedtem - cofamy się w czasie do tyłu - przez 16 lat wiceprezesem GS w Bobowie. Jeszcze był rok pracy nauczyciela w podstawówce w Bartlu Wielkiem koło Kalisk (rok 1963) i pierwsza praca w Polfie. W tej pierwszej pracy mi sie podobało, ale było niebezpiecznie. W laboratorium badawczym kolega miał wypadek. Innym razem cała grupa miała czerwone oczy jak króliki i się przestraszyli. Zrezygnowała wtedy cała ta grupa. W sumie mam za sobą 44 lata pracy.
W jakich okolicznościach pan, prezes GS Lubichowo, został wójtem?
- Przyjechali do mnie członkowie PSL-u jako do mieszkańca Wielkiego Bukowca (gmina Skórcz) i poprosili, żebym został kandydatem na radnego. Myśleli o mnie jako o kandydacie na wójta opozycyjnego do Janusza Sali.


Jest pan w PSL-u?
- Nie uznaję żadnej opcji.
Dlaczego? Polityka jest pasjonująca.
- A ja czuję do niej niechęć. Może to z czasów, jak w 1974 r. zostałem radnym Rady Gminy Bobowo. W 1975 r. kazali nam, radnym, publicznie głosować za likwidacją gminy. Musiał też głosować Jan Spich, wówczas naczelnik poczty. Ten sam, który w 1989 r. dzielnie walczył o jej reaktywowanie. Sprzeciwiło się wtedy trzech radnych - rolników: Ksawery Dunajski, Józef Kamrowski i Albin Wiśnicki. Mogli głosować przeciw, bo byli rolnikami i Michał Kaczan (ważna postać powiatowej władzy - przyp. red.) nic im nim nie mógł zrobić. Warto tu dodać, że wtedy gmina Bobowo była znacznie większa od tej dzisiejszej. W jej skład wchodziły Dąbrówka, Jabłowo i Lipinki Szlachckie.


Polfa, wiejski nauczyciel, prezes GS-u, Dąbrówka, Starogard, Bartel Wielki, Bobowo, Lubichowo, Wielki Bukowiec - miejsca pracy i miejscowości. Mieszkał pan i pracował w tzw. terenie i musi pan znać mnóstwo ludzi. Teoretycznie człowiek w swoim życiu poznaje od dziesięciu tysięcy ludzi w górę. To możliwe?
- Możliwe. Weźmy same GS-y. W GS-ie w Bobowie pracowało około 80 ludzi, a w GS w Lubichowie od 150 do 160. W jednym czasie. A ilu ich się przewinęło przez lata? Inna sprawa, ilu się pamięta.
A jakich pan pamięta?
- Tych najgorszych i najlepszych.


Wróćmy do wyborów sprzed 8 lat. Został pan radnym, a potem radni wybrali pana na wójta. Łatwo? - Chyba 11 do 7.
I od razu się spodobało?
- Po dwóch miesiącach chętnie uciekłbym do GS-ów! ...Pojawił się problem - warunki na gimnazjum miała jedynie szkoła w Wielkim Bukowcu, a chcieli w Mirotkach. Zrobiła się z tego wielka sprawa. Dla mnie to był szok - ludzie, media, zamieszanie.
Nie miał pan w pierwszej kadencji szczęścia do nauczycieli. Potem o szkołę walczyło Barłożno.
- To było ze dwa lata po Mirotkach. Powstało Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wsi w Barłożnie, które najpierw chciało utrzymać szkołę od 0 do VI klasy, a potem, jak to nie wyszło, utworzyło szkołę społeczną, prywatną. W końcu sami doszli do wniosku, że nie utrzymają takiej szkoły.


No tak, na końcu płacili nauczycielom gęsiami... Sprawy szkół, jak maleje liczba uczniów, wszędzie są bardzo trudne. Wtedy - tak się wydaje - tracił pan na popularności. Na horyzoncie pojawia się znowu problem szkoły w Mirotkach. Tym razem problem jej istnienia.
- O tę szkołę najbardziej się boję. Uczęszcza tam 45 dzieci do klas IV - VI. Pieniądz idzie za uczniem. Z subwencji wynika 200 tysięcy złotych, a to o wiele za mało. A czeka nas budowa sali gimnastycznej w Pączewie.
Więc ta szkoła jest skazana na zamknięcie?
- Tego nie powiem.
Powinno się ją zostawić, bo po zamknięciu takich szkół w Bobowie i Ocyplu będziemy żałować. Jedna - dwie szkoły w budynkach z początku XX w. w powiecie powinny zostać, również do zwiedzania. A ta ma jeszcze wspaniałe i kultywowane tradycje.
- A kto dopłaci?
Może powiat... Zostawmy szkoły. Pod koniec kadencji już było widać, co jest pana oczkiem w głowie: telefonizacja, wodociągi, kanalizacja, asfaltowe drogi. I specjalnie nie musiał pan układać programów, żeby przekonać wyborców co do wyboru pana na wójta IV kadencji. Wystarczył słupek liczb... Ile tego asfaltu?
- Ponad kilometr rocznie.
A więc w sumie osiem kilometrów?
- Znacznie więcej. Przestałem już liczyć. Ostatnio położyliśmy 800 metrów asfaltu na Gapicę. Nowym asfaltem można też jechać od Wielkiego do Nowego Bukowca. Dobre drogi. Niech mi starostwo pokaże, że ma lepsze.


Powinien pan zajęć miejsce ministra Polaczka. Albo może starostwo, starosta? Dlaczego nie - Erwin Makiła - starosta?
- Wolę swoje własne kąty... Mam powody do dumy. Przez te 8 lat gmina została stelefonizowana, zwodociągowana (w 95 procentach, 52 procent na początku), w jednej trzeciej skanalizowana (skanalizowaliśmy wschód: Barłożno, Wielbrandowo i Wybudowanie Wielbrandowskie, w latach 2007 - 2010 ma być skanalizowana północ: Wolental, Pączewo, Czarnylas, Bukowiec, w latach 2010 - 2013 - południe: Mirotki, Miryce, Ryzowie, Kranek). Wszystko się zmieniło. Na początku każdy marzył o telefonie, dziś sto procent ma telefony. Co tam sto, może nawet i dwieście licząc komórki.
Gmina ma niewielki budżet, bo 8,5 mln złotych, a jednak ciągle inwestuje. Skąd pieniądze?
- Trzeba mieć dobrze sporządzone wnioski, trzeba mieć swój wkład i trzeba śledzić, gdzie dają różne granty. U mnie w urzędzie pięć osób obowiązkowo śledzi konkursy i bierze udział w szkoleniach.


Taka grupa uderzeniowa... Wszyscy chwalą Erwina Makiłę za te asfalciki, tymczasem mało kto widzi, że odbywają się tutaj, obok gminy Kaliska, najlepsze imprezy w powiecie. Wasze dożynki powinno się dawać w telewizji. Ale są zarzuty, że to tylko dożynki, żadnych innych imprez.
- Nieprawda! A festyn Magia Polnych Kwiatów na boisku w Pączewie (na marginesie - z nowym asfaltem)? A 80-lecie straży w Barłożnie? A imprezy związane z inwestycjami? A to, że Pączewo jest drugie w kategorii Piękna Wieś w województwie?
Mówię o obiegowej opinii, która mówi, że Erwin Makiła to wójt od przyziemnych spraw. Trudno walczyć z obiegową opinią.
- Powalczę. Imprezy to są spektakle. Nieraz jadę na inne, ale nie po to, żeby sobie wypić, ale żeby podpatrzeć, co jest dobre, a co złe. Widzę słabe strony. Na przykład na niedawnym festynie (nie powiem gdzie) spostrzegłem, że od 13.00 do 15.00 był na scenie ruch, a potem do 18.00 nic się nie działo. Tak nie powinno być. Patrzę na to jak reżyser.


Kobiety z KGW z pana gminy też jeżdżą do sąsiadów i obserwują. I często - to panu zdradzę - wypowiadają się o tych imprezach bardzo krytycznie. Ma pan wspaniałe kobiety w tych Kołach Gospodyń Wiejskich.
- Mogą się w tych kołach wyżyć. Kiedyś te wszystkie babki pracowały do 60 lat - albo zbierały kartofle, albo dziergały skarpetki. Teraz nie mają co robić, więc działają w KGW. Organizujemy gminny turniej tych kół. Potem jest powiatowy i dalej.
Jako jeden z nielicznych wójtów jeździ pan na imprezy z żoną, Alicją. Żona pana pilnuje?
- Starego dziada? Jadę na festyn, ona ze mną. Potem dyskutujemy. Jeździ też córka Joanna. Teraz jest na psychologii. Miała w Technikum Hodowli Koni w Bolesławowie od trzech premierów nagrody naukowe: od Cimoszewicza, Buzka i Millera. A Kasia jest nauczycielką w Dąbrówce.


Łatwo pan wygrał ostatnie wybory, więc zapewne podoba się panu demokracja?
- Nie podoba mi się, jak jest brudna kampania.
Przygotowuje pan gazetkę wyborczą. A plakaty?
- Znam tę gminę bardzo dobrze i uważam, że ludzie bardzo dobrze znają i mnie. I na żadnych drzewach nie będę się obwieszał.
Nurtuje mnie bardzo poważny problem. Gminy się autonomizują, zamykają w swoich granicach. Odnoszę wrażenie, że taka na przykład gmina Kaliska zmieni się wkrótce w republikę, a Czarna Woda i Osieczna pewnego dnia ogłoszą się gminami kaszubskimi. Ba, w Słupsku wychodzi czasopismo Kaszubów "Noji Goche", które przedrukowuje moje reportaże z tych gmin. Czy przypadkowo?
- Nieprzypadkowo. Chcą przyciągnąć. A co robi powiat, żeby łączyć? Przecież to rola i zadanie starostwa.
Coś starostwo robi. Jest na przykład stowarzyszenie "Więźba".
- Jest. Nawet raz do roku się spotykają. Ono funkcjonowało, kiedy starostą był Andrzej Grzyb. To był starosta, który potrafił wciągnąć i przyciągnąć. A jest to potrzebne. Spotykamy się jako wójtowie jadąc gdzieś na kongres i to widzimy. Nawet jak byśmy się spotykali przy kielichu, to też coś by dało... Chociaż jakby przy kielichu, to od razu znalazłby się...
Kto... No, nie będę zgadywał, kogo pan ma na myśli. Powiedzmy, że znalazłby się od razu jakiś Radny - Mąż Sprawiedliwy z Lokalnym Paparazzim w kieszeni... Gmina i miasto Skórcz się rozłączyły. Niektórzy mówią, że na swoje nieszczęście. Nie chciałby pan, żeby się połączyły?
- Nie mam tego w programie.

Za magazynem "Kociewiak" - dodatek do piątkowego wydania "Dziennika Bałtyckiego"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz