sobota, 14 października 2006

Zegarki

Moja przynależność do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (TPPR) trwała krótko. Zakończyła się po drugiej wymianie listów z nieznaną mi nawet ze zdjęcia Nadią. Ona w drugim poprosiła mnie o kozaczki, ja, rozeźlony, w odpowiedzi o zegarek. Po obu stronach granicy zapadła przyjazna cisza. Ale w sumie to było korespondencyjne faux pas i być może dlatego czuję irracjonalną niechęć do zegarków i wszystkiego, co mierzy czas.

Zegarków nie noszę od lat. Wszelkie tikanie wywołuje we mnie histerię. Kiedyś znalazłem stancję w Toruniu. Cena? Okazało się - barter. Miałem przynosić węgiel za czynsz. Mankament. Pokój z setkami przesypujących z szelestem sekundy zegarów i wyskakujących z nich co jakiś czas martwookich kukułek. Właściciel - dr filologii polskiej - był zbieraczem czasu. Nie wytrzymałem nawet nocy. Ciągle tylko cyk-cyk-cyk, od czasu do czasu ku-ku ku-ku i po tym cichy trzask zamykanych drzwiczek. Ale zegarki i zegary są wszędzie. Nawet wśród spamów, jakie przychodzą na moją skrzynkę mailową. Podstawowe grupy tematyczne spamów to: viagra, przedłużanie narządów, sex i rolexy. Tak więc zegarki atakują nas nawet w świecie wirtualnym, chcąc bezlitośnie odmierzać twój upływ czasu. Szczęśliwi czasu nie mierzą - mówi powiedzenie. Dlatego Indianie nie noszą zegarków. Ja też nie, jak napisałem wyżej. Czego oczy nie widzą, serce nie boli - to też można zastosować pod adresem zegarka. Uciekając przed upływem czasu znalazłem się w Kasaprusie. Bez zegarka oczywiście - ani na ręku, ani w komórce, ani gdziekolwiek by on mógł występować. Poczułem się czysty, wyciszony, poza czasem. Zaszedłem pod chałupę, przedstawiłem się, przypominając kobiecinie, że byłem u niej z osiem lat temu. A ona na to: "Ano jo, sobie przypominóm, że skóndyś mi je znany tan cyferblat". Tak powiedziała o mojej twarzy. I weź tu uciekaj przed czasem..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz