sobota, 14 października 2006

Gra w żuka

Uważny obserwator przyrody spostrzeże, że jest wiele Bożych stworzeń, które w chwilach zagrożenia nieruchomieją. Najbardziej znanym przykładem jest tu jeż, który w sytuacji dlań niebezpiecznej chowa długi ryjek i zamienia się w kulę z kolcami. Nieruchomieje wiele owadów. Bawi się taki żuk na źdźble trawy, dotykasz go paznokciem, a on nagle zastyga.

Udaje nieżywego albo wręcz chce pokazać, że go tutaj nie ma. Kolokwialnie mówi się - "pali głupa". Nieruchomieje ślimak w swoim taszczonym na grzebiecie przez całe życie domku, nieruchomieje prawie cała część strusia, który przedtem wsadził łeb w piasek, nieruchomieje zając, upodabniając się do polnego kamienia, byle nie dostrzegło go zimne, szerokokątne oko jastrzębia. Myślę, że to nieruchomienie w chwilach zagrożenia jest spowodowane nagłym skurczem mięśni ze strachu. Nieruchomieją też ludzie. Nie darmo mówi się, że zamieniają się w słup soli. Nieruchomieje na przykład dziecko z głową pod poduszką, kiedy nadeszła burza. Nieruchomieją ludzie w samochodach. To widziałem ostatnio. Była jakaś skomplikowana sytuacja na skrzyżowaniu, kobieta w golfie nie mogła sobie z tym dać rady, więc znieruchomiała, żeby nikt w nią nie stuknął. Na to wszyscy dookoła, włącznie z tramwajem - przecinakiem, na którego torze stanęła, znieruchomieli ze zdumienia. Tego typu znieruchomienie jest sygnałem kompletnej kapitulacji. Babka przeszła ze strony czynnej na bierną. Razem z golfem. Ja też ostatnio znieruchomiałem. Była piękna pogoda, kapałem się w Trzechowie. Po kąpieli policzyłem samochody na parkingu (114!) i już zabierałem się do odjazdu, gdy nad Borami pojawiły się dwie chmury: jedna prawie czarna od południa, druga purpurowo-sina od wschodu. Wyraźnie miały się ku sobie. Na ten widok plaża znieruchomiała, to znaczy w mig zrobiła się pusta. Pojechałem do Kalisk, by z bezpiecznej odległości zrobić zdjęcia trąby powietrznej (nie zdążyłem zrobić dwa tygodnie temu z Zblewie), jaką te dwie chmury powinny wydać. Poczułem się jak bohater filmu "Twister". Przygotowałem sprzęt wielopikselowy i czekałem. Tymczasem stało się coś zaskakującego. Na Kaliska zaczęły spadać bryłki lodu wielkości gołębich jaj (dotąd myślałem, że te gołębie jaja to przenośnia). I co? - zapytano mnie w redakcji. - Gdzie są zdjęcia? Nie ma. Co będę łeb narażał na uderzenie lodu w temperaturze ponad 30 st. C. Znieruchomiałem w samochodzie. Każdy w swoim w życiu - od najmniejszego do największego - od czasu do czasu musi sobie znieruchomieć. Jak żuk.

Tadeusz Majewski, Dziennik Bałtycki, t.majewski@prasa.gda.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz