Według jednej z trzech wersji podróżował odnogą historycznej "drogi kupców" (via mercatorum), prowadzącą z Wyszogrodu przez kociewskie: Gródek - Lipinki - Przewodnik - Osiek - Skórcz - Grabowo - Bobowo - Starogard - Swarożyn - Lubiszewo - ostatnia meta: Gdańsk. Stawał - według legend - na głazach, służącym poganom za ołtarze ofiarne i odprawiał msze. Lud te kamienie nazywał Biskupimi lub Świętymi. Nocował też w gródku w Osieku, zatrzymał się też w ważnej stacji kupiecko-handlowej w Skórczu, a w Grabowie - z racji masy ludzi, jaka przybyła na jego spotkanie - był zmuszony wejść na głaz, by być lepiej widzianym i słyszanym. Józef Milewski pisze, że "w tym rozumowaniu (że biskup szedł tędy) ważny jest fakt, że węzłowe punkty odpoczynkowo-noclegowe na szlaku Wojciechowym leżą mniej więcej w równych od siebie odstępach - około 30 km". Wędrówkę biskupa upamiętniają nazwy kościołów (np. w Starogardzie) i figur świętego (np. w Bobowie). Jest też piękna figura męczennika przy kościele w Zblewie, postawiona w 1902 roku. Według legendy orszak z jego ciałem przeprawiał się przez Węgiermucę w Bobowie i zatrzymał się w Zblewie. Według legendy, a przecież przez jego ciało przewożono w drodze powrotnej drogą po prawej stronie Wisły).
Między czasem wędrówki św. Wojciecha a czasem teraźniejszym jest ogromna przestrzeń tysiąca lat - ogromny obszar dla legend, domniemań, nieraz karkołomnych hipotez. Gdyby jakiś Kociewiak skonstruował wehikuł czasu, sprawdzilibyśmy, którędy szedł faktycznie i czy w ogóle szedł (jedna z hipotez zakłada, że przypłynął do Gorzędzieja statkiem). Ale niech ten ogromny obszar niewiedzy pozostanie. Dzięki niemu święty Wojciech ma miejsce wszędzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz