wtorek, 25 maja 2010

Felieton. Truppenplatz starogardzkiej SLD




Od 1990 rok procesje i uroczystości religijne wypchnęły obchody święta pracy I Maja i starogardzką SLD z ulic miasta na truppenplatz przy pomniku harcerzy. W tym roku prezydent Edmund Stachowicz wysłał za pośrednictwem SLD zaproszenia imienne do osób, które jeszcze niedawno wspierały jego kandydaturę w wyborach na prezydenta Starogardu. Należało oczekiwać, że na miejscu zbiórki pojawią się wszyscy. Nic bardziej mylnego. Było pusto. Jak nigdy przedtem zabrakło znajomych twarzy starogardzkich socjaldemokratów. Jednak jak zawsze pojawiła się awangarda starogardzkiej lewicy. W pierwszym szeregu stał pułkownik Wiesław Rutkowski - komisarz Polfarmy w stanie wojennym. Obok niego dwóch kapitanów emerytowanych żołnierzy z starogardzkiej Wojskowej Komendy Uzupełnień. Z lewej strony emerytowany kapitan Wojska Polskiego, obecny sekretarz miasta Toporowski. W drugim szeregu stało kilku emerytowanych milicjantów i dwóch emerytowanych dyrektorów, członków egzekutywy PZPR z okresu stanu wojennego i końcowych lat 80-tych. W tej grupie z prawej strony od frontu stała kobieta, która równie aktywnie udziela się w chórze przykościelnym oraz procesji Bożego Ciała. Pani ta w Starogardzie uczestniczyła w słynnym spotkaniu z Cimoszewiczem w SCK i zadała pytanie kandydatowi na prezydenta kraju: "A ja pana pytam, gdzie w tym wszystkim jest u pana ludź, gdzie jest ten ludź?". Sala wraz z Cimoszewiczem turlała się ze śmiechu. Po ceremonii pierwszomajowej od pomnika harcerzy ta grupka emerytów i rencistów niczym kondukt żałobny zmierzała powoli do knajpy na uroczysty końcowy poczęstunek. Zadałem sobie pytanie: czy jesień 2010 roku to jest koniec starogardzkiej lewicy? Jeżeli tak, to kto jest winien tego, że w nadchodzących wyborach samorządowych kandydat lewicy na prezydenta miasta i kandydaci lewicy na radnych powiatowych i miejskich mają nikłe szanse na reelekcję? Cztery lata temu po wyborach samorządowych rozmawiałem z liderem powiatu starogardzkiego SLD Wiesławem Rutkowskim. Ostrzegałem, że zła prezydentura Edmunda Stachowicza, złe poczęcie sprawowania władzy przez prezydenta oraz "zgubienie" komitetów wyborczych, a w szczególności zgubienie młodych starogardzkich demokratów, może być początkiem końca lewicy na Kociewiu. Stało się tak, że pierwszych kilka miesięcy prezydentury Stachowicz poświęcił na obwożenie po krzakach w konspiracji ciągle z innych partii potencjalnych koalicjantów. Proponując poszczególnym rozmówcom szpinak w "Hubertusie" zapętlił się i zakiwał do tego stopnia, że na stanowiska wiceprezydentów powołał wypróbowanych starych komunistów aktywnych w latach stanu wojennego, w tym Wojciechowskiego - "spadochroniarza" z Gdańska. Na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi można łatwo przewidzieć skutki, które dotkną starogardzka lewicę. Po pierwsze - obecny prezydent Edmund Stachowicz nie zostanie ponownie wybrany na stanowisko prezydenta miasta Starogardu Gdańskiego. Po drugie - komitet wyborczy SLD wprowadzi jednego radnego do Rady Miasta. Po trzecie - pułkownik Wiesław Rutkowski nie zostanie ponownie radnym powiatowym. Po czwarte - w następnych latach przerzedzą się szeregi obecnych i składających kwiaty na truppenplatzu przy pomniku harcerzy z okazji święta pracy w dzień I Maja.

Bogdan Kruszona

PS. Truppenplatz z niemieckiego oznacza wojskowy plac zbiórki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz