środa, 18 maja 2011

Była szefowa kuchni świetnie zarządza firmą

Nie tylko biznes


O mieszkającej w Zblewie Bronisławie Koseckiej mówią, że bardzo trudno ją złapać, bo jest w ciągłym ruchu, załatwia sprawy. Mówią w superlatywach - energiczna, konkretna, pracowita. Wywiad z nią? "Eeee, daj pan sobie spokój. To kobieta zaganiana, nie znajdzie czasu."
Umawiam się przez komórkę - na 15 minut. Wychodzi znacznie dłużej. Taki mały pracowniczy lajf.
















- Podobno jest Pani właścicielką połowy Zblewa? Tak o Pani żartobliwie opowiadają. Prowadzi Pani biuro nieruchomości? Interesują mnie ceny w gminie.
- Absolutnie nie biuro nieruchomości. Na cenach się nie znam. Jestem pełnomocnikiem firmy "Wynajem lokali" Krzysztofa Koseckiego - mojego syna. Syn mieszka w Niemczech, ja się tym zajmuję.
- Wynajem lokali. A z wykształcenia kim Pani jest?
- Kucharką. Ukończyłam szkołę gastronomiczną w Starogardzie Gdańskim przy ulicy Rybińskiego 2, dziś Paderewskiego. Pracowałem jako szefowa kuchni w "Feniksie" w Zblewie. Jako szefowa kuchni byłam też często delegowana do Ośrodka Wczasowego Polfy. To było duże wyzwanie. Wydawaliśmy posiłki nawet na dwa ośrodki - Polfy i Neptuna. Nieraz dla pięciuset. Pracowałam w tej roli jeszcze w latach dziewięćdziesiątych.

- Hmm… A teraz szefowa kuchni zarządza firmą "Wynajem lokali". Zaskakujące. Szefowa kuchni została właściwie biznesmenką. Od kiedy ta firma istnieje?
- Pod tą nazwą istnieje drugi rok. Wcześniej nie było tak ściśle określonego profilu działalności. Ot, normalna działalność gospodarcza… Teraz firma zajmuje się wynajmem lokali pod działalność gospodarczą i mieszkania.
- Jak mówi nazwa… Ale, Pani Bronisławo, żeby mogła wynajmować, musi mieć co wynajmować, a więc te lokale i grunty. W jaki sposób i kiedy firma "Wynajem lokali" je zdobyła?
- Zaczęliśmy kupować na przetargach różne miejsca. Z pięć lat temu kupiliśmy teren Kółka Rolniczego (nie ma hektara), potem od OSM Starogard Gdański zblewską mleczarnię (ma 480 m2) oraz szkołę w Bytoni.

- Tereny i budynki mocno wtedy zaniedbane. Ale to się nazywa talent biznesowy - kupić coś, co pozornie nie ma wielkiej wartości.
- Oczywiście, liczy się tutaj pieniądz. Ale kupiliśmy też po to, żeby w Zblewie był porządek. I żeby ludzie mieli w miarę porządne mieszkania. Te, które były na przykład na terenie kółka, to była ruina, wymagająca cały czas remontów.
- Teraz teren po SKR jest już w miarę uporządkowany. Widać, że cieszy się wzięciem. Jakich klientów Pani tam ma?
- Są: wulkanizacja, mechanika pojazdowa, narzędzia ogrodowe, przyczepki i campingi. I są mieszkania - dziesięć. Mieszkania oczywiście zostały wyremontowane. Gmina, póki co, nie ma jeszcze mieszkań socjalnych i te dziesięć pełni taką rolę. To są mieszkania za tanie pieniądze. Przedtem nie było ubikacji, łazienek, kanalizacji. Teraz to wszystko jest zrobione. Cały teren, żeby można było go wydzierżawiać, został uporządkowany. Został jeszcze liczący z tysiąc metrów kwadratowych wolny plac. Czy znajdzie chętnego lub chętnych, coraz trudniej powiedzieć. Chyba wszędzie odczuwa się kryzys.



- Ale ta wydzierżawiona ziemia już zarabia.
- Zarabia? Proszę pana, to się nieprędko zwróci!

Tu pani Bronisława podaje kwoty dzierżawy. Są śmiesznie niskie.
- Takie kwoty, a do tego weź pan cztery podatki: VAT, od nieruchomości, od działalności gospodarczej i dochodowy. Do tego się dopłaca.
- Wymieniła też Pani szkołę w Bytoni. Również była w kiepskim stanie. Teraz wygląda ciekawie, chociaż prace tam jeszcze trwają.
- Szkoły w Bytoni nie chciał nikt kupić. Byłam sama na przetargu. W środku wszystko zawilgocone, zgniłe, spróchniałe, wszystko do rozebrania. Po wyburzeniu zostały właściwie same mury i trzeba było zbudować od nowa. To kosztowało masę pieniędzy. D tego nowy dach z blachodachówki, choć nie cały sfinansowany przez nas.

- Co to znaczy?
- Bo budynek nie należy w całości do firmy syna. Mamy w tej szkole, w miejscu, gdzie kiedyś były klasy, pięć mieszkań. A własnościowe mieszkania mają dwie nauczycielki. Reszta, mieszkanie, to własność gminny. Na koszt położenia dachu składali się wszyscy.

- I trzecia duża, może największa zakupiona pozycja na liście własności firmy - mleczarnia. Nie było chętnych?
- Byli, ale nie chcieli kupić w całości. Byli też inni, jednak do końca niezdecydowani. Jak już wspomniałam, mleczarnia podlegała pod OSM Starogard Gdański… Taki, wie pan, dzisiaj przypadek. Zaraz panu coś pokażę.

Pani Bronisława przynosi kopertę, wyjmuje pismo od OSM Starogard Gd. Z ofertą sprzedaży ostatniego bastionu OSM w Starogardzie - budynku przy ulicy Norwida.
- I to do Pani tutaj przyszło?
- Tak. Podobno rolnicy podpowiedzieli: "Może pani Kosecka kupi…".
- To dobrze. Jest Pani znana już poza Zblewem… Wracając do budynku mleczarni w Zblewie. Wszystkiego można było się spodziewać, ale nie rozbiórki. To takie niezwykłe. Wydawać by się mogło, że to nieporozumienie - kupować, żeby rozebrać coś, co stanowiło największą wartość.
- Nie kupowałam, żeby rozebrać. Myślałam, że coś się uratuje, że da się tam zrobić mieszkania, bo przecież o to nam chodziło. Niestety, tam wszystko było mocno zagrzybione i wilgotne. Do tego specyficzne betonowe posadzki jak to w mleczarniach. Wszystko nadawało się do wyrzucenia, rozebrania. Pojawił się problem. W obiekcie było pięć mieszkań z lokatorami. Ale podjęliśmy decyzję.

- Mówię o tej rozbiórce, gdyż pokazała ona (podobnie jak rozbiórka wielkiego magazynu Polpharmy w Starogardzie przy ul. Kopernika i postawienie Lidla), że często działa jest ważniejsza niż budynek. W czasach PRL-u to nie było do pomyślenia. Jak duża jest ta działka?
- Liczy 4800 metrów kwadratowych… Może pan pamięta, jaki tam panował bałagan… Koszt uporządkowania był bardzo duży, podobnie jak koszt rozbiórki budynku mleczarni. Tego nie robi się za darmo. Moja przyjaciółka powiedziała mi raz tak: "Piszą o tym Zblewie, a nie piszą o tym, że ty zrobiłaś w tym Zblewie, porządek i mieszkania".
- Przecież o tym właśnie piszemy, Pani Bronisławo! Ale to interes, pomijając sprawę porządku i mieszkań.
- Interes… Teraz, w kryzysie, będziemy wszystko sprzedawać, a nie kupować. Jak zresztą mnóstwo firm, które wzięły, ufając gospodarce, kredyty.

- Z taką działalnością wiąże się duże ryzyko. Ale w przypadku terenu po mleczarni chyba go nie było. Budynek, który powstał w miejsce budynku mleczarni zapewne był stawiany pod konkretnego klienta, czyli "Biedronkę".
- Gdzie tam! Firma zbudowała obiekt o powierzchni 860 metrów kwadratowych do wynajęcia, ale to nie było z nikim uzgodnione.
- Tak "w ciemno"? To jest dopiero ryzyko!
- Tak, ogromne… Mieliśmy plan - market spożywczy, restauracja i boksy do wynajęcie. Taki plan to też jest ryzyko. Wszystko jest już prawie zbudowane, ktoś przychodzi i chce inaczej, na przykład bez okien… "Biedronka" przyszła do nas sama i wzięła parter, około 500 metrów kwadratowych. Reszta - restauracja na piętrze - jest do zrobienia i będzie do wydzierżawienia. A na dole, gdzie jest ponad 300 metrów kwadratowych, są już gotowe do wydzierżawienia pomieszczenia na cele działalności sportowej lub rehabilitacji, ogólnie - zdrowotnej i prozdrowotnej. Mogłaby też tam znaleźć miejsce szkoła tańca, hip hopu, samoobrony itp. Wszystko jest już przygotowane.

- A co by tam Pani chciała najbardziej? Hip hop robi furorę w Starogardzie, ale Zblewo jest małe.
- Myślę, że najlepiej jakby tam była rehabilitacja, bo mieszkańcy Zblewa i gminy bardzo by tego chcieli. Ubolewają, że w Starogardzie trzeba czekać parę miesięcy. Każdy się tłumaczy, że fundusz nie ma na to pieniędzy. Mieszkańcy Zblewa i gminy Zblewo chcieliby tutaj rehabilitacje, masaże i inne zabiegi. Gimnastykę korekcyjna dla dzieci też.
- Czy to ma być prywatne?
- Obojętnie, byle było… Zresztą to też obojętne z punktu widzenia NFZ. Dają trochę takim i takim… Ludzie o coś takiego proszą.
- A ludzie, fachowcy, którzy by się tym zajęli?
- To musi być jedna osoba, która wzięłaby to w całości i jako całość zorganizowała - tu gabinet masażu, tu fizykoterapia, gabinety ćwiczeń. Są różne mniejsze i większe salki, łazienki, prysznice też, klimatyzacja jest - to było budowane pod takie coś. Może też być tam kafejka: kawka, herbatka, jakiś napój. Sama bym się tym zajęła, jakbym miała 30 lat. A teraz ciągle biegam, a dzieci są za granicą.

- Ale bardzo się Pani uczuciowo angażuje, gdy opowiada o tym projekcie.
- Bo nie robię tego dla biznesu. Ja jeszcze dokładam do tego.
- A dzieci?
- Są za granicą. Córka - Teresa, syn - Krzysztof. Syn tam zarabia i tu inwestuje. To zabawne, syn pojechał z żona na wczasy i zostali. Są ponad 20 lat w Niemczech. Przyjeżdża co dwa miesiące. On tu wróci, bo tu jest przecież jego kraj. Dużo takich jak oni chce wrócić. Wiem o tym, bo mieszkają u mnie lokatorzy, którzy pracują za granicą i tu się budują. Setki tysięcy są w Anglii, Irlandii, Norwegii.
- Czy "imperium" "Wynajem lokali" będzie się rozrastać?
- Nie wiem. Są też inni, którzy działają podobnie jak my. Na przykład po drugiej stronie berlinki powstaje teren pod "Lidla".
- Pod "Lidla"!! Dziękuję Pani Bronisławo. Jadę to sprawdzić! I życzę powodzenia.
Rozmawiał Tadeusz MajewskiProszę o umieszczeni

A oto pomieszczenia, jakie firma "Wynajem Lokali" chce wynająć pod najchętniej rehabilitację - www.wynajemlokalikosecki.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz