wtorek, 26 sierpnia 2014

ANTONI CHYŁA. Działania wojenne w Wielbrandowie w 1945 r. Ależ rekonstrukcja!

Zapada dziś decyzja, że muszę dotrzeć do znajomego Franciszka Żurawskiego z Wielbrandowa, z którym chcemy objechać te miejsca, gdzie w czasie działań wojennych zostały zniszczone radzieckie i niemieckie czołgi. Franek w tym czasie miał 6 lat i pamięta doskonale, gdzie one stały. Do tego spotkania miało dojść na początku maja br., lecz jakoś schodziło.




















Franek czeka na mnie przy domu, wsiada i każe mi jechać w stronę Pólka. Mijamy zbiornik przeciwpożarowy i pytam Franka, czy pamięta remizę, która była rozebrana. Franek kwituje, że przed wojną była tu kuźnia i był kowal - bardzo dobry fachowiec. Przejeżdżając przy domu pana Naszki wspomina, że tu również był trafiony czołg rosyjski, ale gdy będziemy wracać, to wstąpimy.


Jedziemy w kierunku Pólka, mijamy po prawej stronie cmentarz ewangelicki, którym opiekuje się pan Gerard Reimus ze Skórcza. Franek pokazuje mi swój posadzony las, którego właścicielem jest obecnie córka Bożena; kiedyś były tu uprawne pola. Przed wojną nie było lasu, tak że było widać Grabowo. Po wojnie las posadził Ostrowski, aby mieć mniej hektarów, żeby go nie rozparcelowali.


Wyjeżdżamy z lasu przejeżdżamy kawałek drogi i kilka metrów przed wjazdem do posesji pana Tadeusza Łangowskiego Franek każe mi się zatrzymać. Przedtem mieszkał tu i gospodarzył pan Ostrowski. Po lewej stronie drogi na polu jaśniejsze miejsce, to tam stał trafiony rosyjski czołg marki Sherman, około 15 metrów od drogi i nieco dalej po prawej stronie czołg T-34, gdzieś 20 metrów od drogi naprzeciw domu, gdzie mieszkał Wróbel. Ten czołg amerykański miał lepsze wykonanie siedzeń, coś białego, mogła to być pianka, a Rosjanie mieli metal.


Franek każe zawracać i jedziemy w stronę Grabowa przy zabudowaniach jego brata. Po przejechaniu odcinka drogi przed lasem skręcamy w lewo w drogę, która prowadzi do zabudowań dawniej Sztygi, później Wróblów. Po przejechaniu gospodarstwa dojeżdżamy do wzniesienia. Zatrzymuję samochód w cieniu, gdyż słońce niemiłosiernie grzeje. Franek w brzozach pokazuje miejsce, gdzie stał spalony T-34. W tym miejscu, pomimo 70 lat od tego zdarzenia, do teraz nic nie rośnie, są jeszcze kawałki gumy i kolorowego metalu. Franek pamięta, że kiedy szli z bratem i mamą do Sztygi, to przy tym czołgu był siedzący spalony czołgista - wyglądał jak Murzyn oparty o koło czołgu. Rosjanie go pochowali obok i do teraz spoczywa w tym miejscu, nie był ekshumowany na cmentarz w Skórczu.


Od tego miejsca patrząc w kierunku Grabowa, po lewej stronie znajduje się wzgórze, gdzie Franek wskazuje dwa okopy po działach, okopy piechoty oraz miejsce, gdzie znajdował się duży bunkier dowodzenia z widokiem na wieś Grabowo - od niego biegł rów łącznikowy do dział. Bunkier ten był wykonany z bel. Nawiasem mówiąc po wojnie w tym bunkrze grzebano chore na nosaciznę konie - pięć sztuk.


Od czołgu w brzozach następny czołg stał na drodze i był to czołg bardzo duży, z potężnym działem. Mógł to być IS - 2 Józef Stalin, radziecki czołg ciężki, armata D-25T wz. 1943 kaliber 122 mm. Nie był trafiony, lecz Franek pamięta, jak pięciu Rosjan wysadziło lufę, której część wpadła do bagna. Przed wysadzeniem kazali rodzicom otworzyć okna, aby szyby nie wyleciały. Dziadek Marcin Skowroński musiał ich odwieźć wozem do Skórcza.


W lesie za budynkami pokazuje miejsce, gdzie była trafiona tankietka. Wszędzie widać okopy z okresu II wojny światowej. Pytam Franka, czy to jest Wielbrandowo, czy Grabowo. Franek stwierdza, że to Wielbrandowo. Wspomina, że wszędzie walał się proch, który podpalał z kolegami, a który palił się szybko. Wszędzie leżały porzucone magazynki od broni, z których część była spalona. Przypomina, że schronów było więcej i je penetrowali. Rosjanie wyzwolili Franka, który z bratem i mamą schronili się w piwnicy u Ostrowskiego, w którą uderzył pocisk artyleryjski i spowodował duże zamieszanie, takie, że Franek wybiegł z piwnicy i mama musiała go szukać. Od Ostrowskich przyszli do Kwiatkowskich na Pólka, gdzie ukrywali się w piwnicy wolno stojącej przy domu. Tam już była rodzina Kleistrów - matka i pięcioro dzieci oraz Wróblowa z trójką dzieci. Tu również był ostrzał artyleryjski i doszło do zapalenia budynków inwentarskich. Ogień był bardzo rozległy i matka postanowiła uciekać dalej. Gdy szedł w kierunku Wielbrandowa, wyprzedzał ich wozem jednokonnym Rosjanin, który zaproponował, aby ich podwieźć, lecz matka nie zgodziła się.


Franek wspomina, że koń ten miał chomąto - uprząż niestosowaną na Kociewiu, czyli dwa dyszle, między które wprzęgnięty był koń oraz zamocowany do nich kabłąk. Rosjanin ten ujechał około 100 metrów drogi od zabudowań Wojtasia w stronę Wielbrandowa i wyleciał na minie. Mama zmienia drogę. Szli drogą w kierunku obecnie Kolaski, z tym że w teraz nie ma tej drogi. Doszli do miejsca, gdzie stał duży czołg rosyjski IS- 2. Tam spotkali Rosjanina w kożuchu, z pepeszą, który zszedł z miejsca, gdzie w lesie był schron. Rozmawiał z matką. O czym rozmawiali - nie pamięta. Po dojściu do zabudowań Sztygi, z uwagi na Rosjan, matka poszła z nimi do Klina i tam się schronili w piwnicy wolnostojącej. Z tego miejsca musieli uciekać do Barłożna - takie było polecenie Rosjan.


Chodząc po lesie napotykamy na tropy jeleni, saren i dzików. Pytam, czy chodził na polowania jako naganiacz. Franek odpowiada, że był za młody, a Niemcy faktycznie polowali na zające - wie to z relacji matki. Jego ojciec próbował łapać zające na sidła, ale efekty były mizerne. Franek stwierdza, że w tym okresie nie było dzików ani jeleni - przyszły kilka lat po wojnie. Głód zmuszał ojca do zakładania sideł.



Powracamy do samochodu i Franek pokazuje, gdzie stała stodoła Sztygi, którą rozebrano po wojnie. Pokazuje też miejsce, gdzie również jest pochowany niemiecki żołnierz. Następnie udajemy się w miejsce, gdzie była rozwalona tankietka (musiała wjechać na minę), gdzie był pochowany żołnierz niemiecki, gdzie na krzyżu były wypisane dane odnośnie daty śmierci. Franek stwierdza, że kiedyś po tym lesie można było chodzić w skarpetkach. Teraz rosną jarzyny. Las zasłania ślady po wojnie. Tak to jest w przyrodzie.

Powracamy do samochodu i udajemy się w miejsce, gdzie przy drodze Wielbrandowo - Grabowo stało działo skierowane na Grabowo. Z tego miejsca widać zabudowania pana Wiki. Franek z kolegami kręcił pokrętłami tego działa i lufa raz szła do góry, raz na dół. Działo to miało koła i dlaczego zostało porzucone - nie wie. Przy dziale były klucze, z których jednego używał do przykręcenia łyżew do butów.




W trakcie wykonuję zdjęcia, z tym że Franek powtarza, że wtedy nie rósł las i łąki nie były porośnięte olchami i wierzbami, a tam gdzie stało działo, była skarpa - teraz jest zepchnięta.

Franek pokazuje miejsce w Grabowie, gdzie stał Tiger - to zielone miejsce na zdjęciu. Pole to mieści się przy drodze asfaltowej Maksymilianowo - Grabowo. Wykonuję kilka zdjęć. Wtedy zdaję sobie sprawę, że Niemcy mieli Rosjan jak na talerzu. Podjęcie ataku od strony Wielbrandowa skazywało na silną porażkę. Tak w sumie to Grabowo dwa lub trzy razy było odbijane przez Rosjan i Niemców.


Od miejsca, gdzie stało działo, udajemy się w stronę jeziorka. Franek pokazuje miejsce następnego trafionego czołgu T-34 i kolejnego w brzozach. W okolicach jeziorka został trafiony jeszcze jeden, nie można wykluczyć utopienia w bagnie. Teren wokół jeziorka tak był rozjechany przez czołgi, że przez długie lata nic nie było uprawiane i dopiero Bolesław Kajut doprowadził do tego, że można było siać i sadzić.

Udajemy się na posesję pana Alojzego Ossowskiego w Wielbrandowie. W trakcie jazdy Franek wspomina, że jak uciekli do Barłożna i byli w starej szkole, to drogą w nocy jechały rosyjskie czołgi. Dziwił się, skąd się ich tyle nabrało? W tym gospodarstwie stacjonował Tiger, który prowadził ostrzał w Kierunku Barłożna i Skórcza. Ten czołg na pewno zniszczył czołg T-34 koło zabudowań pana Szwarcy i Naszki. Wykonuję kilka zdjęć, aby pokazać możliwość ostrzału Tigra. Z relacji pana Alojzego Ossowskiego wynika, że Tigra próbował zniszczyć czołg T-34, który wjechał w stodołę, lecz został zniszczony. Czołg Tiger, jak zmieniał stanowiska, wjechał w składowany obornik i nie mógł wyjechać - Rosjanie załatwili go z działka. Czołgi jak i całe gospodarstwo uległy spaleniu. Pan Alojzy wspomina, że walki w Wielbrandowie trwały dwa tygodnie; raz Niemcy, raz Rosjanie. Również ma być gdzieś zakopany żołnierz - Rosjanka, kobieta, blondyna.


Od Ossowskiego udajemy się w kierunku zabudowań Wiktora Szwarcy. W trakcie działań wojennych dom został spalony. Wykonuję zdjęcie z drogi Wybudowanie Wielbrandowskie - Kierwałd. Wracamy do Wielbrandowa i jedziemy w kierunku Skórcza, do zabudowań, gdzie mieszkał Klofczyński. Tam w okolicy stawku był trafiony T-34. Zawracamy. Franek pokazuje miejsce, gdzie wylądował po wojnie kukuruźnik, którego ojciec pilnował z kolegą z karabinami, gdyż były wyznaczane dyżury do pilnowania wsi.


Zawracamy z powrotem do Wielbrandowa. Wjeżdżamy na asfalt. Po lewej stronie drogi, patrząc w kierunku Wielbrandowa, stał następny czołg T-34. Dojeżdżamy do Wielbrandowa i zatrzymujemy się przy zabudowaniach oznaczonych numerem 18 pana Franciszka Naszka, który pokazuje miejsce, gdzie czołg T-34 uszkodził róg gospodarczego budynku, skręcił w lewo na skos i na drodze został trafiony przez Tigra (Tygrys ciężki czołg niemiecki), który prowadzi ostrzał od Ossowskiego. Pamięta spalone ciało czołgisty na gąsienicy. Te wszystkie czołgi zostały pocięte na kawałki, przewiezione na stacje PKP Skórcz i załadowane na wagony. Cięć dokonywała brygada spawaczy ze stoczni. Cięli oni palnikami acetylenowymi.


Podliczamy z Frankiem, ile było zniszczonych czołgów. Tak w sumie to pierwsze miejsce, gdzie toczyły się zażarte boje, było Wielbrandowo, a drugie Grabowo. Nie podaję danych związków taktycznych obu stron walczących, gdyż podałem to w gawędzie "Co można zobaczyć po 69 latach od bitwy pancernej w Grabowie".

Dziękuję Frankowi za pomoc w utrwaleniu miejsc walk o Wielbrandowo. Franek wspomina, że to wszystko jest za późno, ale co zrobić.


PS. Taka mała wieś, a takie walki. W dniu 13 sierpnia w składzie większym o znajomego Sławka Bochniaka i Franka Żurawskiego dokonujemy ponownej lustracji miejsc, gdzie uległy zniszczeniu czołgi - tym razem z wykorzystaniem wykrywacza metali. W tych miejscach, które wskazał Franek, pojawiają się sygnały, że jest metal, z tym że muszą to być dosłownie drobiny metalu, który stopił się i wymieszał z ziemią. Nie można wykluczyć, że są to drobiny metalu powstałe podczas cięcia czołgów na złom palnikami acetylenowymi. Drobne kawałki mosiądzu, które były odnajdywane w przeszłości w tych miejscach, być może powstały na wskutek eksplozji pocisków przeciwpancernych we wnętrzu czołgów.

Przyjmujemy podczas lustracji tych miejsc, że w dwóch przypadkach doszło do spalenia załóg czołgowych. Dotyczy to czołgów T-34 i jednej tankietki. Co do pozostałych załóg - nie można wykluczyć śmierci załóg. Sławek wykonuje kilka zdjęć, o które proszę, gdyż posiada wysokiej klasy aparat fotograficzny. Sam jest pod wielkim wrażeniem, gdyż w sumie inaczej wyobrażał sobie te miejsca walki.

W dniu 16 sierpnia br. udaję się do Franka, któremu daję tekst do autoryzacji. Franek prosi o uzupełnienie jego w zakresie podania nazwisk rolników, którzy zostali wysiedleni ze swych gospodarstw. I tak Szwarc Narcyz, Glaza (obecnie Bastian-Landzberg), Ossowski Stanisław, Kowalski Władysław, Ostrowski Jan (obecnie Łangowski Tadeusz) i Lewicki Jakub (obecnie Marieta Łangowska-Koziolek) i z majątku Fankidejski w Wielbrandowie (zabudowania dawnej grupy remontowo budowlanej Kombinatu PGR Kopytkowo).

Zniszczone budynki inwentarskie, stodoły i budynki mieszkalne: Mach za Kajutem po lewej stronie drogi polnej do Grabowa, Szwarc - obecnie Konotopski Sławomir, Urlich Oskar (krawiec, oprawca polskiej ludności, członek SS) - obecnie nowe siedlisko Józefa Kajuta, Adamczyk - obecnie Ryszard Żurawski, Ostrowski - stodoła z inwentarzem, Kajut Bolesław i Bielińscy we wsi. Czy się udało wszystko utrwalić z tego okresu - trudno powiedzieć. Być może już nie jesteśmy w stanie odtworzyć. Co to był za las o małej powierzchni, że tyle istot ludzkich odeszło i być może bliscy z rodziny nie wiedzą do dzisiaj, gdzie zginęli.

Skórcz dnia 10.08.2014 rok Antoni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz