czwartek, 21 sierpnia 2014

ŻANETA SZULC: Lubię pomagać. Czuję się z tym dobrze



Z głównym sponsorem loterii Żanetą Szulc, właścicielką firmy ZAREX ELEKTRONARZĘDZIA, rozmawia Tadeusz Majewski



- Skąd Pani pochodzi?

- Z Kleszczewa Kościerskiego. W Zblewie mieszkam od 18 lat.

- Z Kleszczewa Kościerskiego... Z bloków, z osiedla, czy ze wsi? Pytam, gdyż tam ciągle istnieje taki podział: wieś i osiedle popegeerowskie, gdzie rzekomo ciągle jeszcze mieszkają ludzie niezaradni, również Pani młode pokolenie.

- Jestem z bloków. Nie zgadzam się z tą opinią. Znam mnóstwo ludzi z tych bloków, którzy mają firmy w Polsce i za granicą... Młode pokolenie? Pamiętam kolejki, kartki i puste półki.

- Kiedy założyła Pani firmę?

- W 1998 roku z mężem Arkadiuszem wyprowadziliśmy się do Niemiec. Tam mąż miał firmę budowlaną. Mieliśmy mieszkanie, nie musiałam martwić się o firmę.

- Ale wróciliście do Zblewa.

- Z chwilą, kiedy dziecko dorastało [pani Żaneta ma dwoje dzieci - Szymona (16) i Michała (11)], musieliśmy podjąć decyzję: tam czy tu. Wróciliśmy do Polski... Pewnie, była to kwestia patriotyzmu. Wybudowaliśmy ten dom, żeby tu zamieszkać i prowadzić własny interes. W 2003 roku założyliśmy firmę w Polsce, handel i usługi. Sprzedawaliśmy elektronarzędzia, narzędzia ręczne, przyczepy.


- Teraz prowadzi Pani firmę sama. Jaką szkołę Pani ukończyła?

- Zespół Szkół Ekonomicznych w Starogardzie - technolog gastronomiczny. Ale lubię męskie prace. Mieszkanie sama wymaluję, drobne urządzenie naprawię. Lubię prowadzić firmę. Z pracownikami (cztery osoby) żyję na stopie koleżeńskiej. No i staram się cały czas rozwijać. Zresztą każdy tu się stara.

- Jestem w Zblewie bardzo często i z przyjemnością patrzę, jak ta Pani firma się rozwija. Inne zresztą też. Łatwo to Pani przychodzi... Nie ma tu Pani konkurencji?

- W Polsce konkurencja zawsze jest obok, po przeciwnej stronie też. Na Zachodzie nie wiedzieliśmy, żeby, gdy tylko coś nowego powstanie, piekarnie, obuwie czy coś innego, obok zaraz powstawało to samo. Może to dlatego, że u nas jest szalone tempo, brakuje spokoju ducha.

- Trudno się temu dziwić. Tu, blisko skrzyżowania berlinki i ul. Kościerskiej i przy głównym wjeździe do Zblewa powstaje centrum handlowe miejscowości i wszyscy chcą się tu ulokować.

- Tak, zdecydowanie tu zrobiło się centrum. Powstała Biedronka, wcześniej Polomarket. Tu jest centrum, wzmożony ruch. I to mnie cieszy. Mam tyle sprzętu, że jest na czym zawiesić oko. Jest mnóstwo rabatów, sprzedaż ratalna, prowadzę też wypożyczalnię sprzętu. Ostatnio bardzo dużo klientów przyjeżdża z zewnątrz, z całego województwa, zwłaszcza po przyczepki. Więcej nawet z zewnątrz niż ze Zblewa. Jako jedyni w województwie mamy przyczepki jedynego producenta w Polsce. To miłe, gdy wchodzi klient i mówi: "Dzień dobry, jestem z Gdańska". Jestem dumna, że mieszkam w Zblewie, gdy widzę, że ci przyjezdni są zdziwieni, że to taka ładna miejscowość i mogą tu kupić coś, czego gdzie indziej nie ma.

- Często Pani sponsoruje imprezy?

- Nie tylko imprezy. Lubię pomagać. Zawsze z mężem pomagaliśmy. Czy to w imprezach, czy jak przyszła jakaś biedna osoba. Inna sprawa, że nie lubię o tym mówić. To się robi w spokoju i tajemnicy.

- Ale teraz trzeba, bo to do "Kuriera" jako wyraz wdzięczności od "kuriera" i Wydawcy... A, i wspiera Pani też drużynę w Bytoni Zarex.

- To po mężu. Piłkarze przyszli po śmierci męża i pytali, czy będę dalej pomagać. Zgodziłam się, żeby w społeczeństwie pozostała po nim jakaś pamięć. Od czasu do czasu wchodzę na stronę drużyny Zarexu... Lubię pomagać. Czuję się z tym dobrze. Poza tym przedsiębiorcom sponsoring pomaga się zareklamować i - co także bardzo ważne - się integrować.

- Dziękuję za rozmowę.

Pani Żaneta buduje obok dom, lustrzane odbicie stojącego. W przerwie między budynkami będzie... niespodzianka dla mieszkańców Zblewa.

Fot. Tadeusz Majewski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz