wtorek, 5 sierpnia 2014

Odłamki porcelany, czyli wszyscy Prabuccy pochodzą z Iwiczna

Sam to widziałem. Nagłe skłębienie chmur nad Iwicznem. Atramentowej znad Borów Tucholskich, purpurowej od wschodu. A potem zaczął walić grad wielkości gołębich jaj. Iwiczno to chyba miejsce - pomyślałem - nad którym często tworzy się taki stratosferyczny kocioł. Podobnie kocioł tworzył się w historii. Może dlatego ta wieś, która wydała na świat wielkich ludzi - prawie świętych jak Paweł Prabucki, i prawie genialnych, jak twórca skansenu we Wdzydzach Izydor Gulgowski, nie ma tu protoplastów?



Odłamki porcelany

"Rejsy" 2007 r.


To było więcej niż trzysta lat temu. Prabuccy, rycerze - małe chłopki, ale barczyste i silne - otrzymali za dzielność i zasługi od króla Sobieskiego ziemie w Iwicznie. Pewnego dnia opuścili Prabuty, łodzią popłynęli przez Wisłę, a potem w górę Wdy. Na wysokości Czarnego wzięli łódź na bary i ruszyli przez bór, w stronę leżącej w dolinie wsi. Może spotkał ich na powitanie taki sam kocioł z chmur, jaki ja widziałem A.D.2006.

Wieś ujrzeli biedniutką. O nazwie Iwiczno, od rosnącej tu wszędzie iwy, dobrej do wyrabiania kolb.

Splunęli w dłonie i zaczęli stawiać wielkie zabudowania, w miejscu, gdzie kiedyś stał kościół zburzony wieki temu przez Krzyżaków ze Starej Kiszewy. Orali potem ziemię patrząc uważnie pod nogi, w nadziei że trafią na studnię, do której - jak mówiono - wieki temu wrzucono kościelne przybory wraz z monstrancją. A kiedy łowili ryby na Jeziorze Trzechowskim, intensywnie wsłuchiwali się w ciszę wody, by usłyszeć zatopione dzwony kościoła.

Po kilkudziesięciu latach byli już tu jak swoi. Kochali ziemię, żenili się. Po 150 latach od chwili, gdy wyciągnęli na brzeg Wdy łódź, wieś nawiedziła cholera. Podobno uratowała się tylko jedna osoba (jeden Prabucki?), ale to chyba bujda. Od tamtego czasu w soboty nie można wozić w Iwicznie obornika.

Jeszcze pod koniec XIX w. pod wieś podchodziły wilki. Koniom zakładano obroże nabijane gwoźdźmi. W leżących bliziutko Piecach ludzie na noc zatrzaskiwali okiennice, tak strasznie wilki wyły na górze Czubnicy. Opowiadał o tym Monice jako o zdarzeniach przeżytych w latach 50. stary Narloch. Pod koniec XIX w. nad rzeką osiadł Żyd Arendt. Miejscowi pracowali dla niego przy zrębach. Rzucali do Wdy pniaki, te luzem same płynęły do morza.

Na przełomie XIX i XX w. Iwiczno rozkwitło, między innymi za sprawą Pawła i Marianny Prabuckich, którzy mieli siedmiu synów i dwie córki. Trzech walczyło w armii pruskiej podczas I wojny światowej, trzech zostało księżmi, jeden - sędzią. Trzech pozostało gospodarzami. Córki wyszły za mąż i wyjechały. Siedmiu braci dopadł jakiś omen.

W okresie międzywojennym gospodarstwo po Pawle i Mariannie objął Antoni (ur. w 1890 r.). Ożenił się w wieku ponad 50 lat. Późno, bo był kaleką i nie chciał się żenić. Dostał próchnicę w kolanie - opowiadała Monika. - Wyleczyli go w Poznaniu austriaccy lekarze, ale skrócili o 5 cm nogę i musiał nosić but ortopedyczny. Gdzie z taką nogą w zaloty? Jednak w końcu, żeby nie zaprzepaścić wielowiekowego, 80-hektarowego gospodarstwa Prabuckich, wziął Stefanię z domu Krause, kobietę z krewności, w dodatku o 14 lat młodszą. Wziął... Właściwie to raczej ona wzięła jego. Owszem - powie wiele lat potem ich córka Monika - małżeństwo dla interesu, ale musiało być w nim i troszkę miłości, i litości. A nawet tej miłości było dużo. Monika ją widziała. I dziś chce jej się płakać, kiedy wspomni, jak się do siebie odzywali. Stefania pochodziła z Iwiczna, ale jej ojciec, młynarz Szymon Krause, przyjechał tu z Królów Lasu spod Piaseczna. I postawił na górce w Iwicznie wiatrak.

Na gospodarstwie Antoniego pracował też jego brat, Jan. Na zdjęciu ma mocno zarysowaną szczękę. Bardzo męski typ. Ale nie ożenił się. Poszedł pewnego razu na łąkę z sześcioma końmi. Niedziela, popołudnie. I nad wieś przyszła czarna chmura. Dookoła jasno, a ona wisiała nad Iwicznem niczym złowrogi cień. Jan założył koniom kajdany na nogi i schował się pod drzewem. Kiedy w ulewie przyszedł do domu i stanął jak słup na środku izby, zaczęli żartować, że chyba trafił go piorun. I rzeczywiście. Dostał w pięty, wszystko miał tam wypalone. Długo leżał z bardzo wysoką gorączką i nic nie mówił. Do końca życia chodził na palcach i pomagał Antoniemu. O kobiecie nie myślał - która by wzięła chodzącego na palcach? Zmarł w 1952 r.

Na jednych ze starych zdjęć na warcie przy bunkrze stoi Stanisław. Francja, I wojna światowa. Monika myślała, że z lornetką. Po powiększeniu widać, że to maska przeciwgazowa. Po wojnie Stanisław wrócił do Iwiczna, bo też był tu gospodarzem. Ożenił się przed 1920 r. z Weroniką Gdaniec i sprowadził ją z Pogódek. Kupił ziemię na wzgórzu i się pobudowali. Ale na wojnie dostał zapalenia płuc, utworzyło się coś niedobrego i prędko zmarł. Sama Weronika nie mogła sobie poradzić z wiatrakiem i gospodarstwem, i ziemię sprzedała. Wiatrak rozebrano na deski.

Czterech braci Prabuckich się kształciło. Każdy napisał historię Iwiczna (takie otrzymali zadania ze szkół). Edward, przyszły sędzia Sądu Okręgowego w Gdyni, miał śliczne, męskie pismo (córka Moniki skończyła magistra, ale nie ma takiego) i studiował w Poznaniu. Zmarł w wieku 33 lat. Przyczyną było zakażenie. Pozostał po nim indeks i okładki księgi rozpraw, jakie prowadził. Kartki powyrywali. Zmarł przez wydawałoby się nic nie znaczący wrzód w nosie. Inna sprawa, że - tak mówią - poważne choroby wychodzą właśnie w środku twarzy, w okolicy nosa. Sędzia leży z innymi Prabuckimi na cmentarzu w Piecach. Mają jeden z ładniejszych pomników na Pomorzu. Przedstawia zmartwychwstanie Jezusa. Został zbudowany według projektu jednego z braci, a wyrobił go budowniczy Klein w Pelplinie. Niestety, pomnik dzisiaj się przekrzywia, bo niepotrzebnie usunięto mu betonową stopę.

To był dopiero początek nieszczęść tego pokolenia Prabuckich. Trzej bracia, Paweł, Alojzy i Bolesław byli księżmi. Są na kilku zdjęciach. Kiedy w 2006 r. Monika będzie mi je pokazywać, zamilknie na dłużej i zrobi się już całkiem smutna. Na co to wszystko, to wykształcenie, to życie? - zapyta żałośnie i retorycznie.
W 1939 r. księdza Pawła brali z Gostkowa koło Torunia do transportu do Dachau. Znający go SS-man powiedział, że ma uciekać, bo tam czeka na niego śmierć. Odrzekł, że nie zostawi dwóch braci. Zachowały się po nim zdjęcia i list z Dachau - zawiadomienie o śmierci. Ojciec Moniki na wspomnienie o bracie Pawle zawsze płakał. W jego sprawie toczy się proces beatyfikacyjny. Monika ma na ten temat materiały, m.in. skserowaną kartkę z "Polskiego Słownika Biograficznego".

P.P. - piszą w tych dokumentach - urodził się 3.09.1893 r. w Iwicznie, był synem Pawła, rolnika, i Marianny. Uczył się w latach 1905 - 1912 Collegium Marianum w Pelplinie, następnie w gimnazjum chojnickim. Po maturze w 1915 r., zaciągnięty do armii niemieckiej, brał udział w I wojnie światowej jako oficer artylerii. W 1919 r. był w wojsku polskim, posiadał stopień podporucznika. W latach 1919 - 1923 studiował w seminarium duchownym w Pelplinie; w lecie 1920 brał udział w wojnie polsko-radzieckiej. Po święceniach kapłańskich, które przyjął 17.06.1923, został wikarym w parafii św. Krzyża w Tczewie. Był administratorem w Lignowach pod Pelplinem (8-9.1927), następnie wyznaczony został kuratorem w Gostkowie nowo założonej placówki duszpasterskiej. Założył szereg towarzystw kościelnych, znacznie rozwinął akcję misyjną w parafii. W "krwawej jesieni" został aresztowany 17.10.1939 r. i był więziony w Forcie VII w Toruniu. Następnie przebył obozy koncentracyjne w Stutthofie, Sachsenhausen, Dachau (od 14.12.1940) - numer obozowy 22661. Był kapłanem niezwykle ofiarnym i pobożnym. Z wyznaczenia władz niemieckich na przeszło 1000 więzionych kapłanów tylko on odprawiał nabożeństwo w kaplicy obozowej w Sachsenhausen (od 2.08.1940 do 13.12.1040) i w Dachau (21.01.1941 - 17.09.1941), gdzie słyszeli współwięźniowie krótkie, krzepiące słowa pociechy. Przez Niemców nazywany był ks. P.P. Oberpriester. Zmarł z wyczerpania 30.08.1942 r. Odznaczony został Medalem Niepodległości. W 1952 r. odsłonięto w Gostkowie upamiętniającą go tablicę.

Niemcy mieli do niego szacunek, bo walczył jako oficer podczas I wojny światowej - opowiadała Monika. - Dostał pozwolenie na odprawienie mszy, ale potem chcieli, żeby wyrzekł się polskości. Nie chciał, to go zagnębili. Wszystkich trzech księży - braci zamordowano. Proces beatyfikacyjny Pawła zaczął się w na początku lat 80.

Drobny epizod, jaki miał miejsce w marcu 1945 r., może mieć w całej tej historii wymiar symboliczny. Iwiczno wtedy na tydzień zamarło. Od strony Wdy obserwowali je Rosjanie. Znacznie wcześniej Stefania, matka Moniki, zbiła z deseczek skrzynię i delikatnie złożyła w niej rodową porcelanę. Ojciec, kaleka, nie mógł nawet ponieść do ogrodu. Zakopali wątpiąc w żarty, że Rosjanie i tak znajdują, bo prowadzi ich Duch Święty. Więc w marcu całe Iwiczno znieruchomiało. W końcu Stefania nie wytrzymała. Zimno to jeszcze mogło być, ale bez ciepłej strawy nie szło już wytrzymać. Zapaliła w piecu. Pierwszy dym zawsze idzie pionową smużką w górę, ale zaraz się rozkłada. To Rosjanie musieli zauważyć. Strzelili. Pocisk trafił w szczyt domku, a potem w ogród, akurat w miejsce, gdzie matka Moniki zakopała skrzynię. Odłamki porcelany rozleciały się daleko, wyolbrzymiając - na pół wsi. Prawie jak odłamki legend i historii, jakie dziś próbuje zebrać Monika Brzezińska, ostatnia z iwiczniańskiej linii Prabuckich. Pytając przy tym żałosnym głosem, jaki w tym układaniu może być sens, kiedy właściwie Prabuckich w Iwicznie, na tej ich ziemi od ponad 300 lat, już nie ma.

Tadeusz Majewski

Zdjęcia


1. Jan Prabucki. Nie był żonaty. Został kaleką po uderzeniu pioruna w pięty. Pomagał bratu Antoniemu w gospodarstwie. Zmarł w 1952 roku.





3. Stanisław Prabucki we Francji podczas I wojny światowej. Stoi przy bunkrze na warcie (z lewej). Po wojnie krótko gospodarz w Iwicznie.


4. Antoni Prabucki - gospodarz w Iwicznie. Żonaty ze Stefanią z domu Krause z Iwiczna. Zdjęcie wykonane podczas okupacji.


5. Ksiądz Paweł Prabucki. Zamordowany w Dahau wraz z dwoma braćmi - księżmi Alojzym i Bolesławem. Proces beatyfikacyjny Pawła zaczął się na początku lat 80., bodajże w 1982 roku.



6. Edward Prabucki - sędzia Sądu Okręgowego w Gdyni. Ukończył studia w Poznaniu. Zmarł w wieku 33 lat. Spoczywa na cmentarzu w Piecach.


7. Pomnik Prabuckich w Piecach. Jeden z ciekawszych na Pomorzu. Fot. Michał Majewski



8. Monika Brzezińska, która opowiedziała mi tę historię, z Oskarem


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz