sobota, 11 listopada 2006

Bobowo. Muzyk Jarosław Kamrowski

Czy z muzyki weselnej można wyżyć? • Nie, ale konkurencja i tak jest wielka - mówi Jarosław Kamrowski

Szyld przy szosie przed Bobowem (patrząc od strony Starogardu) zaskakuje tekstem, nie formą. Czytamy - "Zespół muzyczny - wesela".
Jarosław Kamrowski mieszka w domku, stojącym nieco dalej od szosy. Domek jest budowany niczym w Ameryce, etapami najpierw by zamieszkać, potem by rozbudować.
Już ktoś z Jarosławem chciał wywiad przeprowadzić, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Chciał, bo taki szyld. Zespołów muzycznych jest mnóstwo, w każdej wsi jeden, ale takiego szyldu nikt nie ma
Szyld znaczy, że zespół płaci podatki.

- To spółka cywilna - wyjaśnia Jarek. - Jak masz taką spółkę, zespół muzyczny, to możesz być zbulwersowany, że płacisz za działalność 19 procent. Bo jesteś na książce podatkowej. Szewc, fryzjer - na ryczałcie - płacą mniej.
Szyld zaskakuje myślicieli, którzy szukają pomysłu na biznes. Czy aby zespół muzyczny może zarobić z grania na weselach i imprezach? -pytają.
Jarosław mówi, że nie. Beata, żona Jarka, potakuje. Owszem coś się zarobi, ale wliczając amortyzację (bardzo drogi sprzęt), zyski są niewielkie.

Nie można powiedzieć, ile przeciętnie kosztuje wesele. Ludzie mają różne wymagania. Można natomiast powiedzieć, że za obsługę wesela ludzie płacą od 400 do 1200 złotych. U nas, czyli na Kociewiu.
- Na rynku "weselnym"panuje spora konkurencja. Jednak kto ma talent, dobry słuch - uważa Jarosław - ten wygrywa. On interesował się muzyką od dziecka. Śpiewał i grał na małej gitarze, kupionej przez rodziców. Potem różne. Nie kończył szkół muzycznych, ale nuty zna. Miał i ma wspaniałego nauczyciela - kapelmistrza Zenona Sulewskiego, u którego zresztą gra na trąbce w orkiestrze dętej. Największe sukcesy muzyczne odniósł w... Marynarce Wojennej. Przez trzy lata jeździł z wojskowym big-bandem po kraju. Grał na trąbce i śpiewał. Gra na weselach to dla Jarka hobby. Mówi, że gra chałturki. ale słowo "chałturka" ma tu inne znaczenie niż w potocznym użyciu. Chałturka to dla niego kopiowanie innych, czyli śpiewanie cudzych utworów.

Modelowy skład zespołu weselnego to gitara, organy, perkusja. On do tego wykorzystuje swój atut - umiejętność gry na trąbce. Ten cudowny instrument, na długo zepchnięty do lamusa przez bitników - szarpidrutów, ostatnio staje się modny.
Jarosław gra od 6 lat. Do niedawna zespół był 4-osobowy, występował w składzie: Ryszard Wałdoch ze wsi Barchnowy, Remigiusz Gettka ze Skórcza (gitara basowa), Jacek Ostrowski z Pelplina (perkusja), no i on. Dziś zespół Song, bo taką ma nazwę, występuje na ogół we dwie osoby - Kamrowski - wokal, organy, trąbka, i Wałdoch - gitara, wokal. Powody? Prozaiczne. We dwóch szybciej się skrzyknąć, bo "ludzie są już żonaci i mieszkają gdzie indziej". Do tego we dwóch taniej i wygodniej. Można powiedzieć, że to taka muzyczna jednostka szybkiego reagowania. Ale jeśli ktoś ma życzenie, to Song zagra we czterech.

To, że gra na trąbce, jest czymś wyróżniającym ich spośród masy zespołów. Poza tym szyld coś oznacza - dobry poziom. Jarek nie uważa się za artystę. To za duże słowo. Ale uważa, że gra na przyzwoitym poziomie, l trochę żal, że ludzie mają pomieszane w głowach przez disco polo, bo czasem, kiedy chce się im zagrać nieco ambitniej, oni tego nie rozumieją.
Chałturki traktuje jako hobby i w pewnym sensie namiastkę realizacji młodych marzeń. W kolejności: przyjemność, zabawa, na końcu zarobek. Nie ma powodu, żeby bujać - żona pracuje, on też i to w Polpharmie. Szymonek, jeden z dwóch synów, zapytany przez mamę, kim jest tata, najpierw odpowiada: "strażakiem" (Jarek pracuje w straży w Polpharmie), a po chwili: "grajkiem".

Song obsługuje przed wszystkim wesela. Potem inne zabawy, rzadko dansingi. Jarek lubi klimat sali, zabawy. Uważnie śledzi rozwój akcji, bo oprócz gry często pełni rolę wodzireja.
Dopiero w trakcie imprezy człowiek wyczuwa, czego ludzie potrzebują, czy walca, czy disco polo. Muzyka weselna to przeważnie ta z lat 60. i 70. Nie ma dziwnych życzeń, chyba że... raz poproszono go, by na weselu śpiewać wyłącznie po angielsku. "Idą" Czerwone Gitary - "Ładne oczy masz, komu je dasz" albo Kto za tobą w szkole ganiał, "idzie" Szczepanik, często utwory Niemena. Zdarza się, że muszą wykonywać słowa spisane podczas wesela.

Gra na weselach to ciężka praca. Wyjeżdżają na ogół o 14, wracają o 6 rano. Odliczając czas na dojazd i rozstawienie sprzętu, wychodzi 13 godzin na grę. Z krótkimi przerwami.
Podczas swojej roboty nie piją, kieliszki mają odwrócone pupami do góry. To ludzie mają się bawić, nie oni. A ludzie nie potrafią bez alkoholu, wiadomo. Nie słyszał, żeby ktoś bezalkoholowe. Zabawy emerytów są niby bez alkoholu, ale nad ranem zawsze buteleczki zostają.

Obyczaje weselne? Są oczepiny albo odczepiny. W szczegółach wygląda to tak. O 24 młodzi dziękują rodzicom za trud w wychowaniu. Z tej okazji jest toast. Są fanfary i tradycyjne "gorzko". Wiadomo. Jest taniec dedykowany młodej parze i rodzicom. Potem wybiera się niby nową młodą parę. Na zasadzie losowego skojarzenia. Ale zdarza się. że taka para przypadnie sobie do gustu. Kiedyś jak się "skleili" - śmieje się Jarek - to nie mogli się rozerwać. Jak w "Śmiechu warte".
Najpierw wychodzą wszystkie panny wolnego stanu. Na ogół zaniża się wiek do 16 lat, bo dzisiaj młodzież bardzo prędko dojrzewa.

Robią kółko wokół młodej pani i zawiązują jej oczy. Ona trzyma w ręku welon. Panienki dookoła niej tańczą. Song gra "Masz chusteczkę haftowaną". Na znak robi się cisza i ona obdarowuje chusteczkę nowej pani młodej. Teraz pan młody. Zdejmuje muchę, zawiązują mu oczy. Prosi się wszystkich panów wolnego stanu o zrobienie koła. Panowie nie łącza się za ręce. bo za ręce trzymają się dzieci w przedszkolu. Łapią się za kolana, za kostki. Tak, tak. trzeba się wymęczyć" Jest przy tym dużo śmiechu i zabawy. Song gra "Stary niedźwiedź mocno śpi". Chodzi o to, by pokazać przez tę następną niby parę młodą, że ta prawdziwa para młoda już dojrzała - wyjaśnia sens oczepin Jarosław. Inaczej tłumaczy Beata. Do godziny zero zero bawią się sztywno, uroczyście, są w centrum uwagi, a po tej godzinie zwalnia się ich z obowiązków. Pani młoda idzie sobie odpocząć i przebrać. Potem są już na luzie.

Jest jeszcze inny wyraźny obyczaj - taniec welonowy, podczas którego młodzi zbierają w welon pieniążki. Sześć lat temu, kiedy Jarek zaczynał, były większe sumy. Nawet ustalali stawkę. Czasami suma jest podana do publicznej wiadomości, ale to rzadko. Bywa, że młodzi sobie nie życzą tego tańca.
Tadeusz Majewski, Gazeta Kociewska 1998 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz