sobota, 11 listopada 2006

Pinczyn Wiejski Dom Kultury - niedawna historia

Napis na budynku w Pinczynie ostrymi farbami głosi: "Wiejski Dom Kultury". Wnętrze siermiężne, zimne. Wielkie "kachlowe" piece ogrzewają obiekt ledwo, ledwo, akurat tam, gdzie się w zależności od potrzeb napali.



Zofia Burczyk przyjmuje w "części dochodowej", gdzie akurat w piecu ciepło, gdzie stoją stoliki i krzesełka, gdzie kolorowy bufet, wreszcie - gdzie sprzedaje się mędzy innymi piwo. Między innymi, bo leżą i zeszyty szkolne, i zabawki, i różne inne kolorowe przedmioty codziennego i niecodziennego użytku. Ale to właśnie piwo stało się ostatnio dla Wiejskiego Domu Kultury, dla pani Zofii Burczyk i dla Pinczyna problemem.

Właściwie - jak ktoś uważnie śledzi rozwój sytuacji w gminie - nie musiało się stać, ale ponieważ stało się problemem w Gminnym Ośrodku Kultury w Zblewie, gdzie Zarząd Gminy postanowił cofnąć jego sprzedaż, to w imię sprawiedliwości musiało się też stać w Pinczynie. Bo jakże tak - w Zblewie cofają, a w Pinczynie nie? Byłoby to niesprawiedliwe. Poza tym, jeden z członków Zarządu wyraził opinię, że to tak nie wypada - piwo sprzedawać w Domu Kultury. Padały też opinie, że właściwie to Wiejski Dom Kultury w Pinczynie nie prowadzi już działalności kulturalno-oświatowej, a stał się zwykłą pijalnią piwa.

Wspólnie dochodzimy z panią Zofią do wniosku, że sporo w tym racji, ale... czy są jeszcze jakieś wiejskie domy kultury, które tak jak dawniej, w złotych czasach kultury socjalistycznej, prowadzą dzisiaj tylko działalność kulturalno-oświatową?

Zaczynamy od początku, czyli od powstania Wiejskiego Domu Kultury w Pincznie.

Pani Zofia, energiczna co widać po ruchach kobieta, szuka, przynosi, kładzie na stół "Złotą księgę" i jakiś album z "rejestrem" odbywających się tutaj imprez.
- Dom kultury, pod nazwą Dom Ludowy - próbuje określić datę powstania pani Zofia - został oddany od użytku w 1966 roku. Pamiętam, bo występowałam jako dzieciak na uroczystym otwarciu. Od początku, aż do lat osiemdziesiątych, pracowało tu pięć osób: kierownik, sprzątaczka, dwóch instruktorów - jeden od sportu, drugi do spraw teatru i zespołów, l ktoś jeszcze. Później Dom Ludowy został przemianowany na Wiejski Dom Kultury, a część zajął Klub RUCHU. Jak wiadomo, Kluby RUCHU były bardzo modne i przydatne na wsi. Oczywiście Klub RUCHU ściśle współpracował z WDK-iem.

Zofia Burczyk pracowała wtedy jako sprzedawca właśnie w tym Klubie RUCHU. Ale - dodaje - miała przygotowanie, ukończyła kurs kulturalno - oświatowy na Uniwersytecie Ludowym.
- Pracuję tu od 1975 roku. Związałam się z tą pracą - wyjaśnia. - Oczywiście w Klubie RUCHU nie było mowy o piwie. Te kluby prowadziły również działalność kulturalno-oświatową.

Ta struktura - swoista symbioza Domu Kultury z Klubem RUCHU - rozpadła się w 1990 roku. Wiadomo, zawirowania, przekształcenia, Balcerowicz i inne sprawy... To wszystko jak piorun uderzyło w budżetówkę, a zwłaszcza w jej najsłabsze ogniwo - wiejskie domy kultury. RUCH też, szukając sobie miejsca w nowej gospodarce, prędko zaczął się wyzbywać swoich klubów.

W 1990 roku większość Klubów RUCHU przestała istnieć - mówi pani Zofia. - Niech pan popatrzy dookoła, po sąsiednich wsiach. Gdzie one pozostały? To wszystko poupadało. W Karolewie była sala ładniejsza niż u nas i też upadła. Teraz tam chyba mieszkają.
- To prawda, nie pozostały - przyznaję, prędko w myślach przeglądając znane mi wsie, sołectwa i przysiółki kociewskie.
- Od 1990 roku do "kulturalnej" części Wiejskiego Domu Kultury przyjeżdżała jeszcze pani kierownik, Maria Stefańska z Czarnej Wody, zatrudniona przez Urząd Gminy. Przez pewien czas myśmy pracowały tu we dwie. Maria Stefańska - fajna była dziewczyna i zawsze żeśmy się zgodziły.

- Ale pani miała część byłego Klubu RUCHU. Kupiła pani, wzięła w dzierżawę?
- Tak, wzięłam w dzierżawę,ale to było później. W 1993 roku. W tym roku już nie było etatu dla kierowniczki i zostałam sama jedna. Większość porezygnowala, a ja postanowiłam pracować tutaj dalej. W 1993 roku, "za Ossowskiego", zostałam tutaj sama, bo postanowili zlikwidować etat kierowniczki. Dlaczego wzięłam? Ku mojemu zdziwieniu w 1993 roku zjawiają się ludzie spod Kalisk i mówią, że chcą prowadzić nasz Wiejski Dom Kultury. Wiadomo, że byli nastawieni na dyskoteki, na pieniądze. Mocno walczyłam. Miałam już tutaj 20 lat pracy za sobą w tym miejscu i wygrałam. Wtedy cała społeczność się wypowiadała i była za mną.

- Ale zrobiła pani to, co planowali zrobić ci panowie spod Kalisk. Właśnie dyskoteki, bufet z piwem. Rzuciała pani kulturę.
- Ja się z taką opinią nie zgadzam. Wzięłam cały obiekt w dzierżawę - i tę część "dochodową", po Klubie RUCHU, i część "kulturalną", po Wiejskim Domu Kultury. Widziałam co biorę i na jakich warunkach, bo podpisywałam umowę. A w umowie jest napisane, że będę prowadzić działalność kulturalną, i że będę udostępniać salę na zebrania. Wiedziałam, że jak wezmę w dzierżawę całość, to będę kierownikiem, sprzątaczką, palaczem (sam pan widzi, pięć wielkich pieców kaflowych), ekspedientką, porządkowym, pracownikiem kulturalno--oświatowym i tak dalej w jednej osobie. Wiedziałam, że na tyle, na ile będzie mnie stać, tyle zrobię.

Tak więc pani Zofia Burczyk po przemianach, po Balcerowiczu została sama jedna w wielkim, jak na wieś, Wiejskim Domu Kultury w Pincznie. Bez dotacji-jak mówi. No, coś w tym jest - sama jedna ma prowadzić to, co od 1966 roku prowadziło pięć osób, a na dodatek prowadzi swój własny biznes, żeby jedno z drugim grało. No bo taką zawarła umowę i się nie skarży.

- Pomówmy o tej części kulturalnej. Mówią, że nie za bardzo. Ba, że tu została tylko pijalnia piwa
- Jeden taki był, co mówił, że kultury nie ma żadnej. To nieprawda. Tyle samo imprez jest dzisiaj, co kiedyś.

- Ale konkretnie, co pani robiła i robi?
- Konkretnie co robiłam? Z panią Anną Juraszewską teatr prowadzimy. Sama muszę grać, bo... bo to lubię. Dla dzieci robię festyny, ogniska, kuligi, festyny majowe. Dla młodzieży szkolnej organizuję dyskoteki w piątki, choć nie w każdy, bo i przecież oni mają się uczyć. Dla seniorów spotkania. Na Dzień Kobiet występowałam przed wójtem. To wszystko za swoje pieniądze, to znaczy za pieniądze wypracowane przez ten bu fet i dyskoteki. Wybory przy gotowuję. W maju miałam iluzjonistów z Czech.

-Trzech iluzjonistów?
- Nie trzech, a z Czech. Było ich chyba ze dwudzistu i pełna sala widzów.

- A ile tych spektakli teatralnych?
- Ze dwie "sztuki" w ciągu roku.
- Jednak ta pani działalność kulturalna jest różnie oceniana. Pomówmy o tej części "piwnej"? Jednak mówią, że pijalnia piwa... Stosunkowo niedawno mówiło się też źle o "słynnych" dyskotekach w Pinczynie.
- To było kiedyś. Owszem, mówiło się, że na tych dyskotekach biły się klany, ale to nie było tak. Kiedyś pociągi Tczew - Pinczyn były zapełnione. Tak było. Przyjeżdżała młodzież z Tczewa i Starogardu. Ale tak było w latach osiemdziesiątych. Teraz dyskoteki mają inny charakter - przychodzi na nie młodzież z Pinczyna i z okolicznych miejscowości. Dyskoteki nocne są tylko raz w tygodniu, w soboty. Mam siły porządkowe - synów, rodzinę, l porządek jest. Jeszcze policja ani razu nie interweniowała.Może pan sprawdzić.

- Woćmy do motywu "pijalnia piwa". Jest piwo, jest bufet.
- Ja uważam, że jeżeli jest ten bufecik, to jest kultura picia zachowana. Proszę bardzo, może być kontrola. Jak mi piwo zabiorą, to przyniosą z pobliskich sklepów, albo będą pili na ulicach. Ja już nie mam butelek w ogrodzie. Poza tym niech minie wmawiają, że młodzież jest taka i owaka. Ja będę stała za młodzieżą, ja za nimi stoję - tu pani Zofia podnosi łokieć, gest - sztama. - Niech nie narzekają na młodzież. To prawda, że zawsze na stu zdarzy się dwóch głupich, ale tak było, jest i będzie zawsze.

Według pani Zofii wszystko toczy się dobrze: część "kulturalna" działa, część "dochodowa" też.
- Z decyzjąZarządu Gminy, według której ma pani płacić podatek od tej drugiej części, się zgadza.
- Decyzja Zarządu jest iście salomonowa.

- Tak, ale w kwietniu cofają mi pozwolenie na sprzedaż piwa.
- I, przepraszam, to dobrze. W Pinczynie są jeszcze dwa lokale gastronomiczne. Pani wybaczy, ale zgadzam się ze zdaniem radnego, który powiedział, że piwo do Wiejskiego Domu Kultury jakoś nie pasuje... Chyba, że powiemy otwarcie - pani chce kupić ten obiekt i zamaluje ścianę z napisem Wiejski Dom Kultury (który sama pani namalowała). Może to by pani odpowiadało? Bizneswoman - to ładnie brzmi. Bez dzierżawy, na własnym, bez podporządkowywania się warunkom, co i jak trzeba robić, l wtedy można też inwestować, bo swoje.

- Proszę pana, tu mieszkają ludzie, którzy budowali ten Dom Kultury i uważają, że to jest ich własność- odpowiada pani Zofia. Po chwili namysłu. - Przychodzą i mówią: "My tu drzewa sadzilim". I w pewnym sensie mają rację, że to jest ich własność.
- Od czasów Domu Ludowego zmienił się system, ale to nie oznacza, że Pinczyn nie powinien mieć przyzwoitego domu kultury. Kto wie, czy nie wrócimy kiedyś, jak będą pieniądze na takie zadania, do pięciu pracowników - kierownika, instrumentatorów np. od sportu i teatru itd. W każdym razie nie zazdroszczę pani -w kwietniu cofają pozwolenie na sprzedaż piwa i co dalej?
- Ja tu pracuję już 26 lat. Nie wyobrażam sobie, żebym nie miała tu pracować. Chciałabym tu zostać. Jeżeli miałabym te ostatnie lata tu spędzić bez piwa, to chętnie bym spędziła, gdyby znalazł się etat dla instruktora kulturalno-oświatowego. W teatrze codziennie mogę grać. Zresztą taka "państwowa" praca jest spokojniejsza. Od tej do tej godziny, wakacje i tak dalej.

Obchodzimy z panią Zofią dużą salę. Zimno, że palce w butach myślą o c.o. Sala ładna, ze sceną. Stolarka okienna do wymiany, ściany do docieplenia. - Dwa piece sama reperowałam gliną, bo walnięte - mówi pani Burczyk. Ciekawe, jaki będzie dalszy los tego Wiejskiego Domu Kultury bez... piwa - myślę sobie.
Tadeusz MAJEWSKI
Gazeta Kociewska 1998 r.

To już materiał historyczny. Dziś (2006 r.) w części domu kultury społęcznośc wiejska w ramach programu pdnowy wsi zorganizowała ładną salę. W drugiej części istnieje ośrodek zdrowia Polmed.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz