piątek, 24 listopada 2006

W końcu po to ich wybieramy

Polityka jest jak piłka nożna - wszyscy oprócz kobiet niefeministek, niewyżytej młodzieży i jedynego zawodowego żebraka z Ciecholew się na niej znają. Bo - jak kopana - ma proste reguły: wkopać, a jak przeszkadzają, to skosić. Polak wyssał politykę z mlekiem zniewolonej przez Sowietów krowy z PGR-u, więc trudno się dziwić, że polityka jest dla niego nieustanną walką z wrogiem zewnętrznym, wewnętrznym i z samym sobą - za przykładem Konrada z Dziadów i od Grażyny.

Każda stacja tv i każda gazeta przede wszystkim albo w całości nadaje i pisze o polityce - walce. Jesteśmy osaczeni przez taką politykę i sami nią osaczamy. Jak moglibyśmy zrozumieć np. maila z Australii: "Ujek. Tu w ogóle nie mówi się o polityce. Zajmują się nią zawodowcy i ludzie mają do nich zaufanie". O czym byśmy rozmawiali, jeżeli nie o polityce? Idąc we wtorek przez miasto spotkałem kilka osób. Dr Lebiedkin swoim zwyczajem przysunął bardzo blisko swój binokular do moich patrzałek i gromko jęknął: "Oddamy Tomaszowi W. miasto?! Zgroza!". Zupełnie jakby z Tomaszem W., kandydatem na radnego, nadchodzili barbarzyńcy. "To uciekaj do Irlandii" - gorąco doradziłem. Piotr C., kreator wydarzeń III kadencji, chłodno kalkulował szanse swoich, gnojąc oczywiście cudzych, czyli naszych - sąsiadów zza ogrodzenia, naturalnych wrogów, też kandydatów na radnych. Jak w ogóle mogli się odważyć? Zwyczajni ludzie, a gdzie się pchają?! Do koryta im się zachciało, mordy jedne. Po drodze znany moralista mgr O. ujawnił kolejną sieć, jaka spina nasze miasto. Wyszło, że wszyscy jesteśmy w jakiś sposób ze sobą powiązani. Oczywiście ma rację, bo jak żyć bez społecznych więzów i tej pięknej, bezinteresownej, polskiej nienawiści. Po chwili podszedł do mnie Gawryła Patapycz i zakomunikował, że znany historyk Ryszard G., miłośnik Piłsudskiego z ciągle otwartym przewodem, startuje z listy Sojuszu. Widać, dobrze zrozumiał myśli Dziadka. Liczba kandydatów na radnych nie daje się już upchnąć w 10 kartkach formatu A-4. Za następne dwie kadencje nie trzeba będzie ich drukować - wystarczą książki telefoniczne. Jest to wynik demokracji, w której każdy stawia sobie pytanie: Dlaczego nie ja, jak może on, mój sąsiad - ten cham albo kolega z klasy, ten głup? Przez ostatnie kilkanaście dni może jeszcze kilku ubędzie: może znajdzie się wśród nich jakiś cwany odtajniony esbek, złodziej z wyrokiem albo modny ostatnio molestant, w skrajności pedofil. A po wyborach na pewien czas walka ucichnie. Ludzie będą musieli się przyzwyczaić do nowych ról, społeczeństwo będzie musiało zbudować kolejną sieć układów albo ponaprawiać starą, która w kilku oczkach puściła. A potem, cóż... Znowu będziemy się totumfacić z nowym garniturem, przechodząc z nową władzą na ty (np. Stasiu, Geniu, Zbyniu itd.). A za plecami na nich pluć, że kradną, żłoby. W końcu po to ich wybieramy, no nie?
Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz