czwartek, 23 listopada 2006

Starogard. Wiemy, kto będzie prezydentem

Nie uciekniesz przed regułami

Tadeusz Majewski
t.majewski@prasa.gda.pl
biuro@kociewiacy.pl

W dwóch ostatnich numerach "Kociewiaka" pokazałem, jakie reguły rządziły wyborami do władz pięciu kadencji w Starogardzie.W kilku artykułach powstała polityczna historia miasta. Część ostatnia, którą napisałem przy współudziale zawodowego analityka, dotyczyła obecnych wyborów. Wiele spraw z bliskiej już przyszłości w tekście nie zostało do końca odkrytych, ponieważ gra jeszcze się toczy i nie mamy zamiaru wpływać na decyzje wyborców przez ujawnienie im już nam znanych ich oczywistych wyborów, jakie podejmą (a nuż zagłosują wbrew sobie, byleby nam zrobić na złość)... Tak, proszę Państwa, ich wyborcze decyzje nasz analityk znał jeszcze przed I turą wyborów, ba, twierdzi, że już wtedy wiedział, kto wygra II turę, a wyniki I tury potwierdziły jedynie słuszność jego analizy. Innymi słowy - wiemy (on i ja), kto pojutrze będzie prezydentem Starogardu. Wiemy, ale nie powiemy... do końca. Pokażemy tu - tylko albo aż - według jakich reguł będziemy głosowali w niedzielę. Brzmi to może jak fantastyka, ale nasz analityk dobrze przewidział wyniki 4 lata temu i wyniki I tury wyborów tegorocznych, dlaczego więc nie wierzyć mu i teraz.

Ze zdumieniem słyszymy, jak już dzisiaj niektórzy chełpliwie dzielą skórę na żywym niedźwiedziu sądząc, że sprawdzi się reguła, która doskonale spełniła się w wyborach w 2002 r. Cztery lata temu mówiła ona o tym, że - uwaga, uwaga - liczby głosów na komitety wyborcze partii znacząco nie odbiegają od liczby głosów na kandydatów na prezydentów z tych komitetów. W takiej sytuacji liczby te mówią, że partie (ich komitety) wysunęły NATURALNYCH KANDYDATÓW na prezydentów.

Tak było 4 lata temu. Kandydat na prezydenta prawicy otrzymał blisko 100 procent głosów swego elektoratu (głosującego na jego komitet wyborczy), tak samo kandydat lewicy.
Po porażce kandydata prawicy, po niewejściu Pawła Głucha do II tury wyborów prezydenckich, przepływ jego elektoratu na kandydata w II turze był oczywisty. Ten elektorat nie mógł oddać w II turze głosów na kandydata lewicy.
Klarowny, bo dwubiegunowy wówczas układ sceny politycznej powodował, że łatwo było odgadnąć kierunek tego przepływu.
Takie rozumowanie naszego analityka sprzed 4 lat potwierdził potem sporządzony przez niego bilans głosów.

Natomiast w tych wyborach praca naszego analityka bardzo się skomplikowała, bo obecna scena polityczna jest diametralnie różna od tej sprzed 4 lat ("czego nie widzą "politolodzy" amatorzy sądzący, że sytuacja się powtórzy").
Unaocznił to bilans głosów, jakie starogardzianie oddali w I turze. Pokazuje on, że kandydaci PIS i PO nie byli naturalnymi kandydatami swoich elektoratów.
Proszę spojrzeć.
W wyborach na prezydenta kandydat Gajda otrzymał 2073 głosy, a jego komitet wyborczy (PiS) otrzymał powyżej 3000. Kandydat Neumann otrzymał 2450 głosów, a jego komitet wyborczy (PO) też powyżej 3000.
Wynika z tego, że obu kandydatom w I turze "uciekło" po prawie 1000 głosów. Razem mieli manko ok. 1800 głosów.
Teraz warto postawić pytanie: Gdzie one "uciekły"?
Już spieszymy z odpowiedzią.
Kandydat Stowarzyszenia Kociewskiego Gabriel otrzymał 2435 głosów, a jego komitet wyborczy około 1500. Gabriel dostał superatę - 860 głosów. Kandydat Ligi Miejskiej Głuch otrzymał 1989 głosów, a jego komitet wyborczy około 1000. Wyborcy doszacowali go 878 głosami. Razem mają powyżej 1700 głosów.
Czy superaty Głucha i Gabriela nie wzięły się z manka Neumanna i Gajdy? Wielce prawdopodobne.

Pytanie drugie: Dlaczego ci pierwsi kandydaci mieli manka? I czy w II turze ci, którzy nie głosowali na kandydatów PO i PiS, a głosowali na ich komitety (wybory na radnych), czyli ci, którzy z determinacją "wyprowadzili" swoje głosy na kandydatów do innych obozów, wrócą do tego kandydata, od którego odeszli? Inaczej: Czy kandydat, który przeszedł do II tury z deficytem swojego elektoratu (komitetu wyborczego) może je odzyskać?
Odpowiedź jest oczywista: A niby dlaczego? Jeżeli w I turze nie podobał mi się Majewski, to dlaczego ma mi się podobać w II turze? Jakiś gładki się zrobił, wypiękniał czy co?
Powrót głosów, które "uciekły" Majewskiemu z jego komitetu wyborczego w I turze, jest bardzo, ale to bardzo wątpliwy. Powiedzmy nawet jak starożytni Rzymianie: "To se nie wrati".

A teraz popatrzmy na inne komitety i kandydatów tych komitetów na prezydenta miasta.
Dwa raczej lewicowe komitety wyborcze liderów Milewskiego i Karbowskiego nie mają swoich kandydatów na prezydenta, ale zgarniają razem... 2160 głosów. Pytanie: Jaki kandydat na prezydenta jakiego innego ugrupowania dostał te głosy?

I komitet wyborczy Stachowicza. Otrzymał 1628 głosów, ale sam Stachowicz - 4733. Superata - przeszło 3000! Skąd wzięły się te głosy? Można by powiedzieć, że od Milewskiego i Karbowskiego, ale superata jest większa (3000 do 2160). Czyżby więc Stachowicz otrzymał prawie 1000 głosów od elektoratu komitetów PO i PiS? A może od jakichś wolnych "strzelców", którzy głosowali tylko na prezydenta, co miało miejsce?

Następne pytanie. Czy w II turze Stachowicz straci te ponad 3000 głosów superaty? Odpowiedź. Oczywiście, że nie. Te głosy są najcenniejsze, bo zostały "odkaszlone", wyrwane z elektoratów konkurencyjnych.

Teraz widać już jak na dłoni, że sytuacja jest zupełnie inna niż 4 lata temu...

Dokończenie w jutrzejszym "Kociewiaku" - piątkowym magazynie "Dziennika Bałtyckiego".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz