sobota, 11 listopada 2006

Skarszewski zbór w księdze rekordów

Na dachu poewangelickiego kościoła w Skarszewach zachowały się chorągiewki wieżowe z poprzednich zborów. Pochodzą z roku 1635 i 1741. Młodsza chorągiewka upamiętnia niebywałe wydarzenie - budowę ewangelickiego zboru w ciągu 24godz. Po 265 latach budowla ta została wpisana do Księgi Rekordów i Osobliwości - polskiego odpowiednika Księgi Guinnesa.












CERTYFIKAT REKORDU

Z pokolenia na pokolenie przekazywano w grodzie nad Wietcisą piękną legendę o tym, jak w Skarszewach w ciągu 24 godzin zbudowano ewangelicki zbór. Po przebadaniu materiałów historycznych z poprzednich stuleci udało się udokumentować, że stara legenda jest w znacznym zakresie relacją z prawdziwego wydarzenia. Okazało się, że w ciągu jednej nocy z 14 na 15 września 1741 roku, z elementów budowlanych przywiezionych z Gdańska na 131 wozach, wybudowano w Skarszewach ewangelicki kościół.



Wyniki badań historycznych doczekały się publikacji książkowej, a burmistrz Skarszew Dariusz Skalski niemal natychmiast wykorzystał to niezwykłe wydarzenie w dziejach Skarszew do promocji miasta. Zwieńczeniem tych zabiegów jest otrzymany właśnie Certyfikat Rekordu, na podstawie którego nieistniejąca już skarszewska budowla sprzed 265 lat została wpisana do Księgi Rekordów i Osobliwości - polskiego odpowiednika Księgi Guinnessa.

Wpis do słynnej Księgi, który rozsławi Skarszewy w kraju i na świecie, to wspaniały prezent od burmistrza Dariusza Skalskiego dla tego miasta. Ale na tym nie koniec. Burmistrz już teraz myśli o wykorzystaniu tego faktu i organizowaniu corocznych międzynarodowych zawodów cieśli i drwali w Skarszewach. Mogłyby one odbywać się na wielkim placu przy ulicy Kościelnej, obok miejsca, gdzie przed wiekami zbudowano legendarny zbór - wiekopomne dzieło ciesielskiego kunsztu. Bogata historia Skarszew stwarza niebywałe możliwości dla rozwoju ruchu turystycznego w tym niepowtarzalnym, pełnym tajemniczego uroku miejscu na Ziemi. Trzeba tylko chcieć i umieć wykorzystać tę szansę.


BASZTOWE ZBORY

Od początku siedemnastego wieku trzy kolejne ewangelickie zbory w Skarszewach wbudowane były w trójstronną basztę średniowiecznego muru miejskiego, usytuowaną ongiś u wylotu ulicy Kościelnej. Pierwszy basztowy zbór spłonął najprawdopodobniej w 1629 roku, podczas pierwszej wojny polsko-szwedzkiej. Niektórzy historycy podają , że kościół ten uległ zniszczeniu nieco później - w 1630 lub 1631 roku.



Następny zbór ewangelicki wybudowano na tym samym miejscu w 1635 roku. Służył on wiernym przeszło sto lat. Ostatnie chwile użytkowania tego kościoła były niezwykle dramatyczne. Ich opis znamy ze sprawozdania rządcy skarszewskiego zboru - kaznodziei Johanna Christopha Weise, który w 1741 roku doprowadził do zbudowania nowego kościoła ewangelickiego.

Ze sprawozdania wynika, że w święto wielkanocne 1741 roku, zaraz po rozpoczęciu mszy, świątynię wypełnił krzyk przerażenia. Z jednej strony wołano, że pękają belki, z drugiej - iż wybuchł pożar. Mimo, że obydwa alarmy były nieprawdziwe, ludzie tłocząc się do wyjścia i zeskakując z empor (wewnętrznych "balkonów" wspartych na kolumnach), wzajemnie się przygniatali. Kilka osób wskutek obrażeń wkrótce zmarło.

Choć całe zdarzenie spowodowane było nieuzasadnioną paniką, kaznodzieja Weise przyznaje, że ze względu na zły stan zboru, pęknięcie belek i załamanie empor stanowiło realne zagrożenie. Orzeczenie rzeczoznawców było jednoznaczne: zbór nie nadaje się do remontu, należy go rozebrać. Te tragiczne wydarzenia i nakaz natychmiastowego zamknięcia świątyni spowodowały, że kaznodzieja Johann Weise zwrócił się do gdańskich ewangelików o pomoc przy budowie nowej świątyni. Ojcowie tego miasta wysłuchali jego prośby.

Darowizny w wysokości 900 florenów, które po trzykroć przez dostojną Radę otrzymał, pozwoliły na wynajęcie gdańskiego mistrza ciesielskiego Johanna Christopha Rohra. Drewniane elementy do budowy kościoła zostały potajemnie zamówione poza Skarszewami z obawy, że polski król na wieść o czynionych przygotowaniach mógłby zakazać budowy zboru. Kaznodzieja Weise podaje, że materiały budowlane nadeszły z Gdańska na 131 wozach, pod opieką 94 żołnierzy ( jako robotników), 24 cieśli, 12 murarzy i 20 pomocników.



Wyobraźmy sobie, jaką sensację musiał wzbudzać już sam wyjazd z Gdańska mierzącej ponad kilometr kolumny wozów z materiałami budowlanymi, w eskorcie prawie setki potężnych gdańskich żołnierzy i licznych rzemieślników, głównie cieśli okrętowych i murarzy. Zapewne nawet w takiej metropolii jak Gdańsk nie był to widok powszedni, a co dopiero w położonych przy drodze przejazdu małych miejscowościach.

Po dotarciu na plac budowy, mimo protestów katolików, w ciągu zaledwie 24 godzin rozebrano starą świątynię i na jej miejscu wybudowano nowy ewangelicki zbór w konstrukcji "pruskiego muru". Miał on 8,80m długości, 8,15m szerokości i okazałą wieżę, zakończoną chorągiewką z rokiem budowy, o wysokości ponad 27 metrów. Wieści o pomyślnym finale tego doskonale zaplanowanego i precyzyjnie wykonanego przedsięwzięcia rozeszły się szerokim echem w całych Prusach Królewskich. Dotarły nawet do polskiego króla wraz z skargą na zbrojny najazd grodu nad Wietcisą. Jednakże po fakcie gdańska Rada potrafiła skutecznie odeprzeć wszelkie zarzuty.

Słynny skarszewski zbór istniał 140 lat, do roku 1881. Wtedy to konsekrowano nowy, istniejący do dziś, kościół ewangelicki zbudowany za niebagatelną kwotę 180 tysięcy marek. Zasłaniający boczne wejście do nowej świątyni basztowy zbór został rozebrany, a zdatne do użytku drewno sprzedano gospodarzowi z Olszanki , który wybudował z niego wiatrak.

Reklama

fotofirany, fotorolety, fototapety, fotoobraz



Zdjęcie dzięki współpracy z firma Mitko Sp z.o.o.


LEGENDARNE WĄTKI

Wspaniałe dzieło gdańskich budowniczych w następnym stuleciu przeszło do legendy. Według niej polski król (albo wojewoda - w innej wersji legendy), będąc w nastroju do żartów, uległ prośbie skarszewskich ewangelików i wyraził zgodę na budowę nowego zboru, pod warunkiem ukończenia budowli w ciągu 24 godzin. Mimo to ewangelicy podjęli próbę budowy kościoła w tym nierealnym na pozór czasie. Dalszy przebieg akcji niemal dokładnie pokrywa się z faktami historycznymi. Legendarne jest tylko zakończenie, które podaję za nieżyjącymi już skarszewskimi gawędziarzami i niemieckimi publikacjami z dziewiętnastego wieku.

Gdy nadszedł świt, budowa ewangelickiego zboru w Skarszewach była na ukończeniu. Za kwadrans upływał czas wyznaczony na wykonywanie robót.. Wtedy na budowie zapanowało wielkie zamieszanie. Zginął gdzieś drewniany bolec potrzebny do połączenia ostatniej belki konstrukcyjnej. Bez tego nie uznano by dzieła za skończone. Robotnicy przeszukali wszystkie kąty. Bezskutecznie. Bolca nigdzie nie było. Budowniczym zostało tylko kilka minut. Ktoś chwycił za siekierę próbując wyciosać brakujący element, choć wiadomo było, że już nie zdąży.

Kiedy klęska ewangelików była przesądzona, z tłumu gapiów przecisnął się katolicki chłopiec. Podbiegł do głównego cieśli i wskazał oddalającego się mnicha jako sprawcę kradzieży poszukiwanego bolca. Bez słowa, z szybkością błyskawicy dopadli go potężni rzemieślnicy i odebrali mu brakujący element budowlany. Najzręczniejszy gdański cieśla okrętowy chwycił bolec i po rzuconej mu z góry linie wdrapał się na szczyt budowli. Przyłożył drewniany koł do otworu w belce i wielkim młotem wbił go do środka , łącząc ostatnie belki konstrukcyjne.

W tym momencie rozległo się donośne bicie zegara na wieży skarszewskiej fary, oznaczające całkowite wstrzymanie robót. Koniec wieńczy dzieło. W takich okolicznościach, według legendy, zakończono budowę zboru. Chłopiec, który udaremnił niecne zamiary mnicha, został hojnie nagrodzony, a skarszewscy ewangelicy zaprosili zebranych katolików do wspólnej uczty. Przed zbór zajechały wozy pełne beczek dubeltowego gdańskiego piwa, mocnej tabaki i przeróżnego jadła. Wszyscy mieszkańcy Skarszew i okolicznych wiosek przez wiele godzin w dobrej komitywie świętowali pojednanie. Tak oto katolickie dziecko przyczyniło się do pogodzenia zwaśnionej na tle wyznaniowym społeczności grodu nad Wietcisą.

CENNE ZABYTKI

Po basztowych zborach zachowało się niewiele pamiątek. Szczęśliwie, na dachu zakrystii poewangelickiego kościoła, przetrwał do naszych czasów niezmiernie ciekawy zespół zabytków z dawnych ewangelickich świątyń. Są to zamocowane na jednym maszcie dwie historyczne chorągiewki wieżowe oraz stanowiący ich zwieńczenie promienny krzyż. Starsza chorągiewka, częściowo zniszczona, pochodzi z luterańskiego kościoła zbudowanego w 1635 roku. Natomiast młodsza zdobiła ongiś legendarny zbór z 1741 roku.

W Muzeum Skarszew, z okien którego roztacza się najwspanialszy widok na kościół poewangelicki i dziedziniec, gdzie kiedyś stały kolejno trzy basztowe zbory, przygotowywana jest ekspozycja pamiątek związanych z tymi obiektami. Wśród zabytków są takie rarytasy, jak blaszany półksiężyc z chorągiewki wieżowej kościoła ewangelickiego z 1741 roku oraz pieczęć Parafii Ewangelickiej w Skarszewach, na której najprawdopodobniej znajduje się wizerunek pierwszego basztowego zboru, spalonego przez Szwedów w 1629 roku . Ze względu na atrakcyjność zgromadzonych eksponatów, związanych z burzliwymi dziejami grodu nad Wietcisą, warto będzie odwiedzić utworzone z inicjatywy burmistrza Dariusza Skalskiego Muzeum Skarszew. Otwarcie tej placówki zaplanowane jest na 9 października bieżącego roku.
Edward Zimmermann
Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.


Fot.1 Legendarny skarszewski zbór zbudowany w ciągu 24 godzin. Opracowanie ilustracji według dawnej ryciny E. Zimmermann

Fot.2 Tak najprawdopodobniej wyglądał pierwszy basztowy zbór, spalony przez Szwedów w 1629r. Pieczęć w zbiorach Macieja Mostowego. Foto E. Zimmermann.

Fot.3 Na poewangelickim kościele w Skarszewach zachowały się chorągiewki wieżowe zborów z 1635 i 1741r. Foto M. Mostowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz