niedziela, 26 listopada 2006

V kadencja. Czy daje się przewidzieć?

Mamy rok 2006. Wybory do Rady Miejskiej V kadencji. Wyniki po pierwszej turze niektórych kompletnie zaskakują, zwłaszcza dotyczy do samych kandydujących. Są jednak tacy, co na kilka tygodni wcześniej mieli tabele z prawidłowymi wynikami. Trafili jak w totolotku? Nie, bo liczby i nazwiska, jakie wpisywali do budek, brali z wyborczych reguł




Zacznijmy znowu od politycznego tła
W Starogardzie mamy Sojusz Lewicy Demokratycznej, którego notowania jak wszędzie spadają. Ma to rzecz jasna związek ze spadkiem notowań popularności tej partii w całej Polsce. W wielu miastach SLD właściwie jest już na marginesie walki PO - PiS. W Starogardzie jednak, dzięki lubianemu byłemu posłowi Edmundowi Stachowiczowi, Sojusz jeszcze się trzyma.
Od dawna było wiadomo, że to właśnie Stachowicz zostanie kandydatem SLD na prezydenta Starogardu. I tak się dzieje.
Patrzmy dalej. Nadal mamy Platformę Obywatelską dowodzoną przez Sławomira Neumanna. Tu kilka słów więcej.
Kariera tego człowieka jest zaskakująca (może tylko nie dla niego samego). Zaskoczyła nas np. po wyborach na stanowisko starosty w 2002 r. Pisaliśmy wówczas: "Wyskoczył jak Neumann z konopi").
- Neumann umie rozgrywać - mówi jeden z analityków kociewskiej sceny politycznej. - Bardzo ciekawe, w jaki sposób został szefem lokalnej PO, kiedy w tym czasie posłem PO z ziemi kociewskiej i z macierzystego powiatu była Grażyna Paturalska. To fenomen, bo oczywiste jest, że to poseł powinien być szefem macierzystej struktury. Potem Neumann świetnie rozegrał wybory do Rady Powiatu, "wyautowując" silną grupę radnych powiatowych SLD z rozmów na temat podziału władzy. Tam, w powiecie, dopiero się toczyły targi! Dosłownie: poparcie za stanowisko. Ich uwieńczeniem było poparcie Krzysztofa Trawickiego (PSL) za stanowisko członka zarządu Rady Powiatu. Głos jednego radnego, który spiął koalicję. Zupełnie jak ostatni kamień zamykający sklepienie gotyckiej katedry.
Sławomir Neumann - oczywiście kandydat PO na prezydenta w wyborach 2006. Być może poprawi sobie nastrój po przegranych wyborach do sejmu.
Wyliczajmy dalej. Jest Prawo i Sprawiedliwość. PiS ma m.in. posłankę Danielę Chrapkiewicz, niezłego gracza politycznego Wiesława Licę oraz obytego z polityką Arkadiusza Banacha. Wystawia na prezydenta Ryszarda Gajdę, w towarzystwie starych tuzów zupełnie nową postać.
Jest Porozumienie Prawicowe (Liga Miejska i LPR) - z Pawłem Głuchem na czele, oczywiście kandydatem na prezydenta.
Jest Stowarzyszenie Kociewskie. Tym razem ma wcześniej zgłoszonego lidera na prezydenta - Marka Gabriela.
Jest Porozumienie dla Starogardu - ugrupowanie Stanisława Karbowskiego.
Jest Starogardzkie Forum Samorządowe ("zrzynka" nazwy starogardzkiej lewicy bodajże w latach 1994 - 1998) Stefana Milewskiego. Tym razem Milewski startuje do wyborów na radnego.
I uwaga, uwaga - po raz pierwszy w latach 2002 - 2006 nie powstaje żadne nowe ugrupowanie czy stowarzyszenie polityczne w mieście (nazwa SFS zaistniała ponownie na skutek rozłamu w lewicy). Wniosek z tego, że cała scena polityczna została przez te 16 lat dokumentnie zagospodarowana.

Pojawiły się sztaby fachowych analityków
Wyniki wyborów szczegółowo podają koledzy w "Dzienniku Kociewskim", nie ma więc co ich dublować. Tu podywagujmy o mechanizmach wyborów, czemu zresztą jest poświęcony cały ten cykl artykułów (w poprzednim numerze "Kociewiaka" i w tym). O mechanizmach, jakie dopiero poznajemy i jakie znają pierwsi nasi lokalni fachowcy od wizerunku polityków ("piarowcy") i analitycy sceny politycznej, co na ogół na jedno wychodzi.
- W niektórych drużynach wreszcie pojawili się analitycy, którzy starali się przekonać członków tych drużyn, że wyborów nie robi się na intuicję, że "ja jestem lubiany, znany i szanowany" - mówi jeden z nich. - Niektórzy z tych "piarowców" zaczęli głosić najważniejszą regułę wyborów. Mówi ona, że w wolnych, demokratycznych wyborach zupełnie nie jest ważne, ile na przykład w Starogardzie osób jest przeciwko na przykład Kowalskiemu, a ważne jest, ilu jest ZA Kowalskim.
Proszę o wyjaśnienie tej reguły, bo nie chce się w to wierzyć...
- Przykładowo może być 30 tysięcy uprawnionych do głosowania. 25 tysięcy może być przeciwko Kowalskiemu, ale to absolutnie nieistotne, bo 5 tysięcy pójdzie głosować za nim i Kowalski zostanie prezydentem. Ta formuła jest bardzo ważna. Taka logika zmienia myślenie o wyborach i dopiero daje podstawę do jakichkolwiek innych symulacji. Odwrotna logika - najważniejsze, ilu nie lubi Kowalskiego - prowadzi w ślepy zaułek.
Na takiej bazie sztaby intelektualne, które u nas dopiero raczkują, a który zapewne 4 lata temu miał Karbowski (prawdopodobnie jednym z jego "piarowców" był Kozłowski - red.), mogą - dodając rozmaite dane - szukać odpowiedzi na temat szans Kowalskiego na prezydenta czy radnego. Te dane oczywiście podpowiadają też, jak się zachować w okresie przedwyborczym, czyli w jaki sposób prowadzić kampanię. To wszystko jest bardzo złożone. Nie jest tu argumentem to, że po raz kolejny w Starogardzie wygrywa ktoś, kto łazi po mieście i "klekoni" na każdym rogu ulicy. W ten sposób mandat w 50-tysięcznym mieście może zdobyć tylko jeden taki kandydat. Jeżeli wygrywa więcej, to źle świadczy o elektoracie.

Groźny byłby "tandem": Karbowski - Milewski
Jeszcze jedna ważna reguła, jaką trzeba zastosować rozpatrując swoje szanse. "Nie analizuj nigdy siebie jako pierwszego, a ostatniego". Dlaczego? To oczywiste. Sobie subiektywnie dajesz największe szanse, co ci zamula analizę.
Dodatkowe informacje, jakie "wrzuca" się do analizy sytuacji, to m.in. dane wynikające z zasady "15 procent prezydenckich", o której mowa w artykule o IV kadencji.
- Gdyby znowu startował prezydent Karbowski, znowu miałby te 15 procent. Ale niewiele więcej - mówi dalej analityk. - Zemściłoby się na nim niezrealizowanie zobowiązań wyborczych z 1998 i 2002 r., między innymi dotyczących strefy wolnocłowej. Zemściłby się też to co kryje sie pod słowem "Kaliningrad". Była jednak szansa na zwycięstwo. Wielu nawet zakładało, że tak się stanie. W prasie ukazały się teksty przewidujące ponowne, trzecie z kolei zwycięstwo Karbowskiego. Była szansa, gdyby nadal istniał "tandem" Karbowski i Milewski. Szerzej. Otóż gdyby Milewski umówił się z Karbowskim i również wystartował w wyborach na prezydenta, to jako znany człowiek lewicy odebrałby około 1300 - 1500 głosów lewicowego elektoratu Stachowiczowi. I w drugiej turze spotkałby się Karbowski z Neumannem. Tego zapewne obawiało się ugrupowanie Stachowicza. I zapewne mocno odetchnęło, gdy Milewski się nie zgłosił. Dlaczego przewodniczący Rady Miejskiej tego nie zrobił, zostawiając tym samym Karbowskiego samemu sobie? Może to był zbyt prosty ruch, żeby... na niego wpaść? A może w obozie Milewskiego wierzono, że i tym razem Karbowskiemu uda się przejść jak w wyborach w 1998 i 2002 r.? Natomiast tak zaskakująca rezygnacja Karbowskiego położyła kres marzeniom o władzy aż dwóch ugrupowań - SFS Milewskiego i Porozumieniu dla Starogardu Karbowskiego i Kozłowskiego. Późna decyzja o rezygnacji pozbawiła te dwa ugrupowania wspólnego wodza. To musiało być dla nich straszne. Dwa elektoraty zbudziły się pewnego dnia bez lidera. Dodajmy, że późna rezygnacja pozbawiła też możliwości znalezienia i wykreowania nowego kandydata na prezydenta. Gdyby stało się to wcześniej, to kto wie, czy nie wyszedłby w końcu z cienia Zbigniew Kozłowski z Porozumienia dla Starogardu.

Przyczyny porażki Gabriela i Milewskiego
W konsekwencji tych wydarzeń zadziałała następna zasada wyborów: bez wodza traci się mnóstwo punktów. Wie o tym doskonale zawsze przygotowane do wyborów i mające już polityczną markę Stowarzyszenie Kociewskie, które dopiero teraz, w 2006 r., wystawiło konkretnego wodza i długo robiło mu profesjonalną kampanię.
Dlaczego więc Marek Gabriel przegrał i to z kretesem?
- Bo Gabriel nie miał żadnego wyrazistego politycznego elektoratu - wyjaśnia analityk. - W ogóle Stowarzyszenie Kociewskie pada ofiarą swojej filozofii o samorządzie bez polityki. Nie ma "bez polityki". SK zachowuje się jak panna, która chce być trochę dziewicą, trochę w ciąży. Na takie stowarzyszenie zawsze pójdzie zagłosować góra 15 procent ludzi (inaczej jest w gminach, gdzie "polityczność" nie ma na ogół znaczenia). I tak się stało - wprowadziło trzech radnych, a to jest właśnie 15 procent elektoratu... Trzeba mieć poglądy.
Milewski przegrał wybory nawet na radnego. Ale przegrał je już bodajże w 2004 roku, kiedy doszło do wyjścia pięciu radnych miejskich z SLD (Byrszel, Milewski, Lebiedziński, Florek, Zieliński, nie wyszła jedynie Wiśniewska). Częściowo miało to związek z rozłamem lewicy w Polsce na SLD i na SDPL Borowskiego, ale częściowo też z chęcią pozbycia się etykietki "komuch" (oni mówili wtedy: "koniec partyjniactwa"). W sumie jednak tych pięciu radnych tak do końca SLD nie zamierzało opuścić. Chcieli być jedną nogą tu i tam. Chcieli na bazie odgórnego rozłamu "podpiąć" się pod Banachową i Borowskiego, ale robili to "czajnikowo", to znaczy czekali na wyniki sondaży. Niby wyszli z klubu radnych SLD, założyli Starogardzkie Forum Samorządowe, ale należeli do SLDi. Tym sposobem rozwalali w Starogardzie lewicę. W końcu na walnym zebraniu SLD powiedziano, że trzeba ich usunąć. I tak zrobiono. W tym momencie Milewski stracił zaplecze partyjne, a co za tym idzie elektorat. I nikogo nie powinny dziwić wyniki, że jego ugrupowanie nic nie dostało (nikogo nie wprowadzili do Rady Miejskiej), a on sam nie został nawet radnym.

Gajda miał szansę
Gry wojenne, gdybanie, fantastyka? Może, ale wiele z tych kombinacji analityka ma sens. Na przykład taka.
- To, że PiS ma duży elektorat, było już powszechnie wiadomo. Nasze symulacje wskazywały, że mandaty radnych zdobędzie 5 osób z tej partii. Zdobyli 8. Ale to nie jest moja pomyłka w przedwyborczej symulacji. Po prostu stan posiadania zmniejszyła Liga Miejska, która po wyborach w 2002 roku miała 4 radnych (Głuch, Bugaj, Kubkowski, Kurkowski), a teraz wszedł tylko Kubkowski. O czym to świadczy? Po prostu PiS przejął elektorat Ligi Miejskiej, bo te elektoraty się na siebie nakładały. Osiem mandatów PiS (40 procent głosów elektoratu) świadczy też o tym, że Gajda miał realne szanse na zwycięstwo w wyborach na prezydenta. Ale jego przejście do drugiej tury było uwarunkowane oficjalnym połączeniem się Ligi Miejskiej z PiS bez możliwości startowania Głucha (mogli się umówić, że w takim wypadku Głuch byłby wiceprezydentem). Gajda wziąłby więcej głosów jako lider nie jednego, a dwóch połączonych ugrupowań. Elektorat lubi takich, którzy łącza. Sukces PIS pokazuje działanie następnej i oczywistej zasady - mnóstwo punktów zbiera się z racji przynależności do ogólnopolskiej partii zajmującej wysokie miejsce w sondażach. Stąd prawie nikomu nieznany Gajda jednak dostał sporo głosów. Można pokiwać tylko głową, co by było, gdyby PiS wystawił kogoś znanego (jeszcze raz: PiS zdobył 40 procent głosów elektoratu, a Gajda ok. 16, czyli więcej niż co drugi sympatyk PiS nie zagłosował na Gajdę). To jest wielka reguła wyborów, przynależność do wysoko notowanej partii. Nie łudźmy się, że jest inaczej. Że elektorat głosując to pominie, biorąc tylko pod uwagę piękną buzię kandydata na plakacie. Warto zwrócić uwagę, że aż czterech kandydatów na prezydenta (w tym były prezydent i prezydent) nie weszło do Rady Miejskiej: Milewski, Gabriel, Głuch i Karbowski. To właśnie z tego powodu, że nie mają zaczepienia w znaczącej partii u góry.

Już wiemy
Analityk porównuje swoje budki sprzed kilku tygodni ze stanem powyborczym. Prawie wszystko się zgadza, jeżeli idzie o liczby: PO ma 6 radnych, PiS - 8, SK - 2, SLD - 3, Porozumienie dla Starogardu - 1 (Marek Jankowski), Liga Miejska - 1 (Kubkowski). Nie robi nowych budek dla wyborów prezydenckich. Ta sprzed kilku tygodni też się zgadza - również personalnie: Stachowicz - Neumann. W ostatniej budce jest nazwisko zwycięzcy drugiej tury. Próbuję je odczytać, ale analityk starannie ją zasłania dłonią...
Tekst i foto Tadeusz Majewski






















N azdjęciach m.in: w sztabie wyborczym Edmunda Stachowicza; PiS spotkał się w kręgielni Jadwigi Licy. Przy stole m.in. Mieczysław Płaczek (wójt gminy Bobowo po raz trzeci) i Maria Orlikowska-Płaczek; zdjęcie na zajawce: Wiesław Lica, mocny człowiek (kulturysta) i bardzo skuteczny zawodnik kilku kadencji. Tu nie może pełnić dobrze roli barmana, bo co chwila dzwonią do niego z informacjami. A niektórzy - jak głosi plotka - już go nazywają: "Panie (...)"; samorządowy weteran Henryk Kurkowski (ile to już kadencji, Henio? Trzy?) i kandydatka na wójta w gminie Zblewo bardzo wygadana Krystyna Wilanowska; uszczęśliwiony Kazimierz Chyła ze Stowarzyszenia Kociewskiego przed wejście do "U Starosty". Właśnie otrzymuje informację, że totalnie wygrał w Klonówce; W "U Starosty" noc spędziło Stowarzyszenie Kociewskie. Na razie jeszcze uśmiechy byłego prezesa SK Wiesława Wrzesińskiego i prezesa SK Marka Gabriela. Potem te uśmiechy zapewne będą gasnąć. Wychodzi, że jednak trzeba mieć poglądy;. W Urzędzie Miasta będą pracować przez całą noc. W tym miejscu przyjmują koperty z wynikami głosowań (chyba, bo trudno tu o informacje);. A to komisja miejska... Na razie panie jeszcze nie mają czego liczyć;. Ligi Miejskiej nie mogłem odszukać, SFS też nie. Porozumieniu dla Starogardu znalazłem w "Arabskiej" przez przypadek (blisko mieszkam). W sumie silna grupa, ale niezbyt pewna siebie. Oni już czują, że bez wodza mają mniejsze szanse. Fot. Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz