sobota, 11 listopada 2006

Mirosław Kalkowski - archiwista

W czerwcu 1998 r. w Starogardzie zostanie otwarte Archiwum Kociewskie. Wreszcie w jednym miejscu będą gromadzone zdjęcia, dokumenty, pamiątki i informacje o Kociewiu. Prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej, Mirosław Kalkowski, podobne prywatne archiwum tworzy od lat. Ma na przykład wszystkie egzemplarze "Gazety Kociewskiej", ale zbieranie - jak to często czynią chłopcy - rozpoczął od etykiet zapałczanych.

Życie nie musi być nudne (tytuł prasowy)

Wyspa - takie odkrywcze. Z Mirosławem Kalkowskim rozmawiamy w domu stojącym na jedynej starogardzkiej wyspie. Jeszcze nikt jej nie nazwał, a z "kontynentalnym" miastem łączy ją pięć mostów. Może Wyspa Młyńska?... l zagadka została rozwiązana.

Wybudowanie kanału młyńskiego spowodowało, że fragment miasta z dzisiejszym stadionem i Stamo jest ze wszystkich stron otoczony wodami Wierzycy. Dom Mirosława Kalkowskiego niełatwo dostrzec z ul. Kanałowej. Schowany za biurami Stamo zapewnia mieszkańcom ciszę w centrum miasta. Właściciele mieszkań mógą o sobie powiedzieć, że nie tylko są na wyspie, ale i na dawnych włościach Wiecherta.

Tak sobie dumamy z panem Mirosławem, że zakaz używania nazwy "Wiechert" jest niezbyt trafiony. Przecież Wiechert budowniczy nie był oprawcą, a nikt nie próbuje nazywać inaczej na przykład Kwatery Hitlera w Wilczym Szańcu.

Dom, w którym jesteśmy, powstał po przerobieniu młyńskich magazynów. Teść pana Mirosława miał na parterze ryflarnię... Ignoranci z nas, nie mamy nawet zielonego pojęcia o tym, co to takiego. Pan Mirosław wyjaśnia, że teść sztyfował kamienie młyńskie. Już jesteśmy bliżej.
Sztyfować - szlifować. Po prostu kamienie młyńskie z czasem wyrabiały się i ryflarz szlifując je dbał o to, by mogły nadal pracować.

Mirosław Kalkowski jest starogardzianinem z urodzenia. Mieszkał przy Lubichowskiej, Grunwaldzkiej. Na Kanałową przeprowadził się w 1978 roku po ślubie z Anną Drobniak.
Chcemy porozmawiać o jego pasji - zbieraniu wszelkich informacji o Starogardzie, Kociewiu. Jest jednym z niewielu, który ma wszystkie numery "Gazety Kociewskiej". Są starannie oprawione w roczniki.

Pan Mirosław od razu stwierdza, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Już jako chłopiec lubił mieć wszystko. W wieku siedmiu lat rozpoczął zbieranie etykiet zapałczanych. W pewnym momencie jego kolekcja liczyła kilka tysięcy. Jedna przeprowadzka, druga i kolekcji etykiet nie ma. Z pasji młodości pozostało coś innego - wspaniała kolekcja polskich znaczków. Mirosław Kalkowski zdradza, że ma wszystkie polskie znaczki wydane po wojnie i koperty z pieczęciami pierwszego dnia obiegu. Zbiory znaczków zaczął uzupełniać w czasie pracy w Ruchu. Dzisiaj trochę o to trudniej. Nie ma w Starogardzie typowego sklepu dla filatelistów. Ostatni prowadził Henryk Sadowski naprzeciwko ogólniaka. Wydaje się zresztą, że znaczki przestały być przedmiotem pożądania wielu zbieraczy, ale pan Mirosław nie ma zamiaru pozbywać się swojej kolekcji.

O sobie mówi, że jest typowym zbieraczem. Są zbiory większe, w archiwach, bibliotekach, w kolekcjach prywatnych. Jest kilka osób w Starogardzie, których zbiory są znacznie bogatsze. Z szacunkiem wypowiada się o Ryszardzie Szwochu, o jego pasji opracowywania biografii ludzi. Pan Ryszard podchodzi do sprawy naukowo. Każdą informację sprawdza przynajmniej w dwóch źródłach. Miły kontakt ma z gdańszczaninem Markiem Fotą.

Mirosław Kalkowski podchodzi do swojej pasji właśnie w typowy sposób. Zbiera wszystko, co jest związane ze Starogardem i regionem: zdjęcia, dokumenty, prasę, wydawnictwa. Prasą zainteresował się na początku lat 70. Nie pamięta, o czym był pierwszy wycięty artykuł prasowy. Na pewno o Starogardzie lub regionie. Tak dużo ich nie było, bo w ówczesnym okresie lokalny charakter miały od czasu do czasu ostatnie strony Dziennika i Głosu, później Wieczoru.

Niektórzy pytali wtedy, po co mu to. Odpowiadał z przekonaniem, że gazeta z datą wczorajszą jest makulaturą, ale ta sprzed dwudziestu lat już źródłem cennych i ciekawych informacji, a ta sprzed stu lat...
Lubi wiedzieć, co go otacza. Wszelkie nowości i starości. Poważnie do swojej pasji podszedł po ukończeniu studiów ekonomicznych. Z wykształcenia jest więc ekonomistą, a z zawodu głównym księgowym, obecnie w Dora-Eko. Zauważa, że to mu pomaga w pasji zbieractwa. Ekonomia, logika, porządek, systematyka zawodowa, wszystko musi się zgadzać. Skrupulatność księgowa ułatwia dokumentowanie i porządkowanie zbiorów.

Zamiłowanie do przeszłości dalszej i bliższej obudziła w nim nauczycielka historii w starogardzkim Liceum Ekonomicznym Barbara Kończal. Drugą miłość, do książek, dokumentów, papierów, zaszczepił w Mirosławie Kalkowskim nauczyciel ekonomii Jerzy Czarnowski, znany z tego, że chodził z dużą teczką wypełnioną książkami. Teraz pan Mirosław też lubi przeczytać chociaż kilka stron dziennie. Nigdy nie czytał kryminałów ani romansideł. Woli biografie, historię.

Nigdy się nad tym nie zastanawiał, dlaczego zaczął zbierać choćby prasę. Jest typowym, ale i nietypowym zbieraczem. Gdy ukończył studia, postanowił poznać Kociewie. W Osiedlowym Domu Kultury u Tadeusza Dobrogoszcza, nie dla pieniędzy a poznania, prowadził przez siedem lat Klub Turystyki Pieszej. Chodzili po całym Kociewiu, bo "poruszanie się pieszo jest najlepszą metodą na poznanie. W tej chwili samochodami za szybko się przejeżdża". Jednodniowe spacery, kilkudniowe wypady sprawiały pieszym turystom wielką frajdę.

Mirosław Kalkowski poznał wielu sołtysów, u których w stodołach były noclegi. Czasami na jednodniowe spacery chodziło i sto osób. Dlatego nie chce ich wymieniać. Wspomina tylko Kasię i Grażynę Szczygielskie, bo mówili o pannach "mały i duży szczygieł". Pamiętny był spacer 13 grudnia 1981 roku. Umówili się wcześniej i rano "wyszli na Kolincz, Klonówkę jakby nigdy nic. Wracali Rywałdem. Ktoś im powiedział, że wprowadzili stan wojenny. Nie do końca od razu zrozumieli, co się stało. Byli po prostu na spacerze".

Mirosław Kalkowski wspomina piesze wędrówki z sympatią.
Wie, gdzie leży dana miejscowość i co w niej jest ciekawego. Czasami gdy spyta w szkole (gdzie dodatkowo uczy rachunkowości) o "symboliczne Koteże", zaledwie kilku uczniów potrafi powiedzieć coś o miejscowości. Z tamtych czasów pochodzi kolejna jego pasja.

Chcąc dokumentować wędrówki po Kociewiu, nauczył się fotografować. Zaczął Zenitem 11, Startem, sam zdjęcia wywoływał. Przeważnie uczestników rajdów na tle obiektów. Ma je wszystkie do dzisiaj.
A dzisiaj jego pasją są komputery. Lubi je, podchodzi do nich zawodowo. Pozwalają mu stworzyć bazę danych i dają dostęp do Internetu, który ma w domu. Już w Internecie szuka informacji o Kociewiu. Swoje strony ma Czarna Woda, Osiek, o 800-leciu Starogardu jest 30 stron. O Kociewiu kilka stron. Nagrywa gdański Magazyn Regionalny, w Skórczu, gdzie obecnie mieszka, nie ma kablówki, więc w starogardzkim domu tak nastawia wideo, by nagrywać programy lokalne.

Niesamowite, prawda? Imponujący jest także szybki sposób przystosowywania się pana Mirosława do korzystania z nowych nośników informacji. Co stanie się za kilka lat, gdy tych nośników jeszcze przybędzie? Mówi, że nie warto się nad tym zastanawiać. Zmieniają się tylko nośniki, sama informacja zostaje informacją.

Zaskakuje stwierdzeniem, że przez swoje pasje "jeszcze się w życiu nie nudził. Wstaje o szóstej, a doba dla niego na ogół nie kończy się tego samego dnia. Na tym polega życie".
Zbieranie wydawnictw często przypomina poszukiwanie rzeczy, których może już nie ma. Mirosław Kalkowski długo czekał na ostatni album o Tczewie. Wszystkiego człowiek nie ma szans zdobyć. Dużo kosztowało zdobycie Zapisków Kociewskich z 1957 roku, pan Mirosław ma Buchholca, kserokopie wydawnictw w języku niemieckim. Brakuje mu jednego numeru Głosu Starogardzkiego z lat 1955-1957. Chciałby chociaż otrzymać jego kserokopię. Co nas ucieszyło, ma komplet solidarnościowego Naszego Głosu (współtworzyliśmy to pismo na początku lat 80.). Zbieranie nadal sprawia mu przyjemność.

Ma na pewno rzeczy popularne, takie rzeczy, które przeciętny człowiek po przeczytaniu często wyrzuca. A czasami te popularne rzeczy są niesamowitym źródłem informacji. Mirosław Kalkowski podaje przykład związany z obchodami 20-lecia Galerii A. Wydano piękny katalog z sylwetkami
33 twórców, którzy wystawiali w galerii. Pan Mirosław w swoich zbiorach odszukał katalogi i zaproszenia z wszystkich wystaw, także z lat 70. i okazało się, że wystawiających artystów było znacznie więcej i powinno się w jubileuszowym katalogu wymienić wszystkich

Dzisiaj trudniej gromadzić prasę. Liczba tytułów znacznie wzrosła. Pan Mirosław kupuje Głos, Dziennik, naszą Gazetę, Gazetę Tczewską, wszystkie lokalne, otrzymuje Tygodnik Parafialny ze Skórcza, Merkuriusza z Czarnej Wody, "tego są stosy". Wszystkiego nie da się czytać, ale przeglądać tak i zatrzymać. Także Pomeranię czy kiedyś wychodzące Jantarowe Szlaki. Mirosław Kalkowski nie chciałby mówić, co czytał, co mu utkwiło w pamięci. Nie ma tej pamięci, jak Ryszard Szwoch, do opowiadania o ludziach i zdarzeniach.

Żali się trochę, że obecnie nie ma takiego tytułu, który obejmowałby całe Kociewie. Dziennik ma mutację tylko dla Starogardu i Tczewa, jest Gazeta Kociewska. Gazeta Tczewska, lecz informacji o Świeciu, Nowem trzeba szukać w prasie bydgoskiej. Dlatego dąży do tego, by wydawane ponownie Zapiski Kociewskie objęły swoim zasięgiem całe Kociewie.

Dlaczego zaczął zbierać wycinki prasowe? Mówi, że jednym z motywów była znaczna liczba znajomych. Mirosław Kalkowski dowiadywał się, że o którymś z przyjaciół napisano i chciał to przeczytać. Na początku wycinki zostawiał sobie na pamiątkę. Dzisiaj tych "pamiątek" jest tyle, że w wybudowanym niedawno domu w Skórczu nieduży... 40-metrowy pokój zerezerwował tylko na swoje potrzeby. Nie traktuje swoich zbiorów jako czegoś niezwykłego. Bardzo lubi udostępniać je innym. Cieszy się, gdy ktoś przychodzi i chce z nich skorzystać. Ludzie przyjeżdżają już nawet do Skórcza.

Mirosław Kalkowski nie jest -jak to określa - piszącym zbieraczem, ale chciałby szeroko pojętym regionalizmem zarazić młodzież. Nie na siłę, bo "nasza młodzież musi do tego dorosnąć. Z czasem trzeba do tradycji dorosnąć". Musi się nacieszyć telewizją, komputerami. Dla pana Mirosława telewizja mogłaby nie istnieć. W pracy, w czasie czytania w tle lubi słyszeć dobrą muzykę, tę z lat 60. i 70. Skłania go ona do refleksji, l wtedy - zaskakując - potrafi zmienić temat rozmowy.

W Starogardzie drażnią go bowiem pewne rzeczy. Jest zmartwiony, że nie dba się o zachowanie pewnych elementów. Nie może zrozumieć, dlaczego na Rynku i okolicach zezwala się na montowanie jednopołaciowych okien. Przecież dawne miały szprosy. To drobiazgi, ale właśnie one świadczą o naszym szacunku dla tradycji. Nie może zrozumieć, dlaczego ktoś zezwolił na zniszczenie pradoliny Wierzycy, nazywanej przez wielu Kociewiaków Szwajcarią Żabnieńską. Denerwuje go nadmiar reklam w mieście. Nie dostrzega jakiegoś logicznego systemu ich rozmieszczania, a Mirosław Kalkowski, od tylu lat zbierający informacje, stwierdza, że ich nadmiar nie jest żadną informacją.

Chciałby także, by nie potępiano całkowicie niedawnych czasów On już wtedy przecież "zbierał i zauważa, że nie wszystko było złe. Trochę się na tych czasach niektórzy politycy za mocno wyżywają. Nie powinno się w dyskusji, gdy już brakuje argumentów, atakować: "Byłeś komunistą". To przecież nic nie mówi. Mirosławowi Kalkowskiemu przypomina to natomiast pewne kociewskie określenie. Jeżeli nie mamy argumentów w dyskusji, mówimy do rozmówcy: "A ty masz dupę z tyłu". [Przepraszamy za użycie ostrego określenia tylnej części ciała, a oryginalnego przysłowia nie powinno się zmieniać].

Mówi, że przecież w tamtym okresie ludzie potrafili zachować godność. Wielu żyło normalnie, z dnia na dzień, nie zastanawiając się, czy ustrój jest zły. Dlatego pan Mirosław nie godzi się na uproszczenia. Gdyby tak myślał, obraziłby wielu, wielu ludzi, którzy żyli i działali, obraziłby swego ojca, który przez 33 lata pracował jako aparatowy na jednej hali w Polpharmie i stracił zdrowie. Nie można wszystkiego przekreślać. Z każdego okresu trzeba wyciągać to, co jest wartościowe. l nie zapominać o tym.

Kalkowski z sympatią wspomina harcerstwo. Zresztą swoją żonę poznał w kościele na obozie harcerskim w Rytlu. Każde czasy, szczególnie te bliskie naszej młodości pozostają w sercu ciepłym wspomnieniem. Chce, żeby coś pozostawało, coś pozostało i po nim.
Ale kto będzie zbierał informacje o życiu i działalności swoistego kronikarza Starogardu Mirosława Kalkowskiego - żartujemy. On przecież sam nie. Nie zastanawiał się nad tym, chociaż po namyśle dodaje, że ma... dwoje dzieci.

Rok temu Mirosław Kalkowski został prezesem Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej. Od dawna myślał o stworzeniu czegoś w rodzaju archiwum miejskiego. W tym roku uda się ten pomysł zrealizować dzięki inicjatywie profesora Pawła Wyczyńskiego z Kanady - honorowego obywatela Starogardu.

Archiwum Kociewskie zostanie utworzone w kinie Sokół. Miasto wyremontowało 100 metrów kwadratowych, a Towarzystwo ma nadzieję, że prezydent Paweł Głuch dotrzyma obietnicy i pomoże również w umeblowaniu pomieszczeń. W tej chwili przygotowywane jest specjalne porozumienie między miastem a Towarzystwem, dotyczące prowadzenia archiwum. Mirosław Kalkowski mówi, że zobowiązali się do jego prowadzenia. I jest zadowolony, że archiwum powstanie.

Wiele wspomnień, rzeczy, przedmiotów ucieka przy śmierci. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że dokumenty związane także z ich życiem mają jakąś wartość, że wspomnienia związane z ich przeżyciami mogą być cenne dla innych. Dlatego archiwum ma mieć charakter otwarty. Gromadzone mają być w nim pamiątki, spisane wspomnienia, dokumenty, zdjęcia, wydawnictwa. Także informacje o tym, gdzie co jest, co można znaleźć, czego można się dowiedzieć. Niektórzy już zobowiązali się przekazać swoje zbiory. Lech Lewandowski obiecał przekazać negatywy po panu Walińskim.
Planuje się, że otwarcie archiwum nastąpi w czerwcu, na 25-lecie istnienia Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej. Przeszłość, jak gazety z wczorajszą datą, przestanie trafiać na makulaturę.

Jacek LEGAWSKl, Gazeta Kociewska 1998 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz