wtorek, 19 marca 2013

ANTONI CHYŁA. Fierek [Skórcz dnia 18.03.2013 r.]

Fierek

W naszym obwodzie łowieckim "Długie" mamy uroczysko o nazwie "Fierek". Faktycznie nazwa ta wzięła się od będącego tam jeziorka o nazwie Fierek.

Dojechać możemy w sumie z kilku stron. Ja często dojeżdżałem od strony Mermetu lub od drogi Wda - Osieczna. Jadąc ze Skórcz do Ocypla za mostem na rzece Wda, we Wdzie, w lewo na wprost obok krzyża prowadzi droga leśna do Mermetu. Jedziemy wśród lasu mijając w poszczególnych oddziałach różne wiekowo drzewa. Drodze towarzyszą nierozłącznie brzozy...



Szczególny widok jest wiosną, gdy brzozy puszczają listki i ta zieleń jest nieporównywalnie piękna. Co prawda w okresie Wielkanocy w wielu domach mamy gałązki brzozy, które puszczają listki, ale to nie jest to, co tworzy zieleń młodych listków w szpalerze drzew. Co prawda pejzaż zakłóca technika - linia energetyczna, która biegnie drogą. Droga ta jest na pewnych odcinkach dwupasmowa. Jadąc nią powoli możemy napotkać żerujące sarny jak również jelenie. Widok ten jest niecodzienny…

Dojeżdżamy do wsi Mermet i jadąc przez wieś po prawej stronie mijamy dawną szkołę, kilka budynków starej zabudowy, nie mówiąc o zatrzęsieniu wszelkich domów wypoczynkowych. Istne miasteczko. Po przejechaniu wsi udajemy się drogą w kierunku Ocypla, dojeżdżając do prostopadłej drogi leśnej. Musimy pozostawić pojazd, gdyż wjazd do lasu jest zakazany. Udajemy się w lewo pieszo. Dochodzimy do skarpy. Po lewej stronie mamy stary las. W dole znajdują się łąki, które w dawnych czasach były systematycznie koszone. Obok nich znajdowały się uprawne pola. Po prawej stronie z lasu wypływa Święta Struga, unosząca wody z jeziora Święte, gdzie bierze swój początek Ocypelek i Ocypel Wielki. To również do niej wpływają wody z jeziora Fierek. Struga ta płynie wśród łąk. Możemy spotkać pikujące na jej wodę kaczki. Siedząc na skarpie możemy na łąkach zobaczyć brodzące żurawie, pasące się sarny i jelenie. Lornetką możemy spenetrować część jeziorka, gdzie zobaczymy łabędzie. Może nas zaskoczyć widok jadącego motorowerem mieszkańca wsi, który skraca sobie drogę przejeżdżając kładką przez strumień i wjeżdżając na ścieżką prowadzącą łąkami. Kiedyś, przed laty, w tym miejscu były aż dwie ambony, z których korzystaliśmy podczas polowań. Przypominam sobie, że kilkakrotnie byłem w tym miejscu na kozła. Korzystałem z ambony po lewej stronie, która stała dokładnie zamaskowana w olchach. W sumie to przyroda sama maskowała poprzez nowe samosiewy drzew.


Był to chyba początek sierpnia. Siedząc z suczką Korą na ambonie mogłem oglądać sielskie widoki: sarny wychodzące na żer, rolnika, który przyjechał na łąki ukosić trawy krowom i owcom. Co prawda nie przyjechał wozem konnym, lecz ciągnikiem, ale kosił trawę kosą. Odkładał równe pokosy z małymi przerwami na ostrzenie kosy osełką. Z jaką gracją to robił! Coś w rodzaju wybijania taktu. Następnie drewnianymi grabiami zgrabiał skoszoną trawę i ładował na przyczepkę. Wkrótce opuścił łąki udając się do wsi. Pozostał w powietrzu tylko zapach spalonej ropy. Penetrując lornetką pobliskie łąki zauważyłem żerujące sarny, z tym że będące z nimi kozły nie były selektami. Po kilku minutach ponowiłem penetrację i w okolicach jeziorka zauważyłem żerującego starego kozła - tylko widłaka z tylną odnogą. Sięgnąłem po sztucer i co w lunecie widzę? Dwa kozły! Odkładam sztucer, łapię za lornetkę i widzę, że do starego kozła podszedł młodzieniec. Stary próbował go przepędzić. Rozpoczęła się pyszna zabawa. Po pewnej chwili znużony młodzieniec oddalił się. Stary co prawda parę razy szczeknął - nie wiem czy oznajmiał zwycięstwo, czy porażkę. Ponownie chwyciłem sztucer, naprowadziłem na komorę, padł strzał. Echo odbiło się o ścianę lasu. Dziwne… Żerujące na łąkach sarny nie uciekły, tylko podniosły głowi i nadsłuchiwały. Dalej zaczęły żerować. Po pewnej chwili schodzimy z Korą z ambony i podążamy w miejsce strzału. Pierwsza idzie Kora, od czas do czasu oglądając się za mną, czy idę ja. Po przejściu około 150 metrów czuję, że zapadam się. Kończy się łąka, a zaczyna bagno, lecz idę dalej. Widzę, że i Kora jest za ciężka. Raz ja jestem na dole, a ona u góry i odwrotnie. Postanawiam wracać. Nie widzę mojego kozła, gdyż brak stabilizacji uniemożliwia jego ujrzenie. Wycinam dużą gałąź olchową, chowam sztucer pod świerkiem i idę ponownie. Kora patrzy na mnie i z jej oczu odczytuję: "Co ty wyrabiasz?!", ale towarzyszy mi z radością. Prowadzi. Idziemy pod wiatr - na pewno wyczuwa zapach. Ponownie jesteśmy na bagnie. Widać rosnące żurawiny, oczka wody. Żołądek podchodzi pod gardło. Mam do siebie żal… Po co do niego strzelałem? Jak się utopię, to będzie po mnie. Z Bożą pomocą dotarliśmy do kozła, ale to dziadek. Sprawdziłem mu uzębienie - żadnych rejestrów, zęby całkowicie zużyte. Ostatni kęs, chwila zadumy… Jak on się tu uchował? Zarzuciłem go na plecy i w bardzo szybkim tempie ewakuowałem się z tego miejsca. Po wyjściu na twardy grunt zaraz lepiej się poczułem. Wypatroszyłem kozła, odbiłem łeb i udałem się w miejsce, gdzie ukryłem sztucer. Po jego zabraniu poszliśmy po samochód, którym zjechałem na łąkę. Z tymi parostkami zwyczajowo udałem się na wycenę do Zarządu PZŁ w Gdańsku. Pamiętam, że wyceny dokonywał emerytowany nadleśniczy z Kalisk - kolega Tadeusz Żiółkowski, który z uśmiechem zapytał się mnie: "Co tam masz? Pokaż!". Podałem parostki z dolną szczęką. Po chwili usłyszałem: "Ale to dziadek! Gdzie on się uchował?" Odpowiedziałem, że na Fierku. Kolega Tadeusz roześmiał się: "Wiem, gdzie to jest!". Jak mógł nie wiedzieć, przecież był nadleśniczym w Osiecznej i znał ten teren. Miałem satysfakcję, że oceny dokonuje ten, co mnie uczył na kursie selekcjonerskim i egzaminował. Kolega Tadeusz dla wielu pozostał świetnym wykładowcą. Na jego wykładach nie było nudno. Cóż - był to myśliwi z krwi i kości.

Jedną z atrakcji wsi Mermet jest słynna nalewka żurawinowa. Ma być wspaniała. Nie próbowałem, ale wierzę na słowo. Odnośnie tych dwóch ambon - żadnej tam już nie ma. Po prostu ostatnia uległa zniszczeniu przez osoby, które co jest możliwe to niszczą. Pół biedy, jak tylko piszą różne napisy, z tym że aby nie niecenzuralne….

Antoni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz