poniedziałek, 25 marca 2013

TADEUSZ MAJEWSKI. Rywałd. Za komuny szypoweli, a teraz?

Reportaż z 22.05.2001 r., Tygodnik Kociewski

Rywałd, gmina Starogard, parafia Klonówka. Zaledwie kilka kilometrów od Starogardu. W środku wsi zasypywane śmieciami bajoro. Za bajorem ulica, w porze deszczowej zalewana przez błoto nie do przejścia. Przy popegeerowskich blokach tragicznie wyglądające szałerki, porzucone (?) płyty tzw. żerańskie. Kompletny chaos architektury, jeśli w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek architekturze. "Tu mógł przejeżdżać papież" - padnie takie zdanie niżej. Ale tutaj i papież by nie pomógł.....














Rywałd jest szpetny brzydotą narosłą przez lata zmian ustrojowych i diabli wiedzą, jak to zmienić. Ale Rywałd to też boisko piłkarskie - duma wsi. I ostatnio Ola Lis, dziecko wygrywające wszystkie możliwe konkursy na poziomie gimnazjalnym. Ola Lis, która na okrągło czyta "Opowieść wigilijną" Dickensa, bo to piękna książka o przemianie brzydoty w piękno.


Szałerki w Rywałdzie.

Siedem kobiet ocenia sytuację

W Rywałdzie, żeby odbyło się zebranie wiejskie, nie trzeba wiele. Wystarczy wyjąć aparat fotograficzny i wycelować go w zaśmiecone bajoro w centrum wsi. Od razu towarzyszy ci zainteresowanie. A po chwili pijesz kawę, otoczony gromadką obywatelek rywałdzkich.

- Wymagania są duże - mówi pierwsza obywatelka. - Ja nie mam pretensji do sołtysa, że
Rywałd jest taki brzydki, tylko do gminy.
- Jak to, że niby my nie mamy świadomości, że to najbrzydsza wieś w powiecie?! - mówi
druga. - Ale jak może być inaczej, kiedy u nas się nie robi? Takie do niedawna zapadłe Barłożno jak wyszło pod względem estetyki... Ale tam są konkursy czystości wsi. I te konkursy obejmują podwórza i najpiękniejsze ogrody. Albo w Szpęgawsku. Powstaje komitet, robią kanalizację. Tam idą do przodu, a Rywałd staje się zapadły. Nasze dzieci muszą chodzić w gumakach do szkoły (a ocieplone gumaki kosztują 40 złotych). Mój Patryk musi na siłę wyciągać nogi, takie błoto.

- Dzieci nie mają świetlicy, nie mają placu zabaw, każdy się bawi na swoim skrawku podwórka - wtrąca trzecia obywatelka. - Żeby w centrum wsi było takie bagno?! My nie wiemy, do kogo to należy. Podejmowane to było z trzy lata temu na zebraniu wiejskim - czy zasypać, czy wybagrować - i do tej pory jest bez odzewu. To bez znaczenia, czy radnym był pan Jasnoch, czy jest pan Olszewski. Nic się nie zmieniło.

- Najbardziej jestem nerwowa - dodaje czwarta obywatelka - jak piszą o tym, co robią gdzie indziej, na przykład w Kokoszkowach. Władza była, ksiądz poświęcił... A u nas? Gdyby ktoś rzucił hasło, to wystarczyłoby. Łopatami byśmy robili, bo ciągników nie mamy. Nie jesteśmy niegospodarni. Od zakrętu do zakrętu - wszystko mieszka duży rolnik i podatki odprowadzają. Czy nam się za to nic nie należy?

- A ja nie jestem zadowolona z usług medycznych po tej reformie - żali się piąta. - Miałam ponad 40 gorączki i machnęłam ręką na nasz ośrodek. Wyjęłam z pawlacza dwa antybiotyki i... w imię Boże. Jak była poprzednia pani doktor, to ludzi był nawał. Przyciągała człowieka, ta pani doktor K.
- Nie mów. Ta pani doktor była wspaniała, teraz jest w Starogardzie... - oponuje szósta. - Jak goście przyjeżdżają do mnie, to wstyd mi za Rywałd. Ale weź, powiedz przy wszystkich, że tu jest tak brzydko, to będziesz miał wrogów... Co do przyczyn. W osiemdziesięciu procentach zależy to od mieszkańców. Toć powinni dbać. Do chodników mogli kopać, a nie było.

- Jak to, wszystko zależy od nas? - zaperza się siódma. - W Rywałdzie brakuje nawet numerów domów, a numery od kogo zależą? Do Ali pogotowie jechało i nie mogło trafić. Ciemno było i nie mogli znaleźć numeru 59. Przedszkole nam zlikwidowali (od piątego roku jest zerówka), bo jest nieopłacalne, jako że niż. A weź rób dzieci, jak nie ma pieniędzy. Teraz mieć dzieci to luksus. Jak masz stałą pracę, to też... Ja mam stałą pracę, chciałabym mieć trzecie dziecko, ale wiadomo, macierzyński równałby się rozwiązaniu umowy. Tak to jest.

- Rywałd stracił na pegeerach - uzupełnia pierwsza. - Mieszkałam w domu koło sklepu, w budynku pegeerowskim. Pegeery wyremontowały budynek po stajni i przeznaczyły na mieszkania. A mieszkania? Czysta butwia. Pan nie wie, co to butwia? Zgnilizna.
- W dzisiejszych czasach siedzimy przy kawie, no, no - kończy pierwsza, gospodyni spotkania. - Siedem kobiet. Jeszcze pan pomyśli, że my nic nie mamy do roboty. Chwileczkę raz na rok można.


Sołtys - społecznik Tadeusz Rajkowski, żona Mirosława, córka Lucyna.


Bajdy opowiadać łatwo

Sołtys Tadeusz Rajkowski, który sprawuje tę funkcję z pięć lat, na początku próbuje zgadywać, kto nas tu nasłał.
- Jak przejąłem tę funkcję, to wodociąg został zrobiony, telefony, bardzo dużo numerów, ze 100 będzie (wieś ma z 650 dusz) - wymienia po chwili. - Ja tylko liczę tych, co tutaj mieszkają, a przecież sporo dojeżdża. Przystanek też jest nowy. Ja od razu wszystkiego nie zrobię. Skarpa była do samej ulicy. 1000 złotych na sama koparkę przyszło. Roboty z 5 tysięcy by kosztowały, a tak zakład Włodzimierza Ciebieli zrobił. Ta skarpa mnie bolała, bo sam widziałem, jak dziecko szło i ziemia się obsunęła. Teraz skarpa jest dalej od ulicy.

A staw w środku wsi? Rywałd jest w dole i wszystko spływa z tej góry i zamyka tę drogę. Trzeba by było meliorację... Ja mogę tu przyczepę tłucznia sprowadzić, ale meliorację zrobić? - to już tego nie ma. Wkoło stawu są cztery działki prywatne, które mają gospodarza, ale praktycznie nie wiadomo, czyje to jest. Jest czterech właścicieli, lecz nikt z nich tu nie mieszka. Jeżeli jest czterech właścicieli, to oni powinni zadbać. W Brzeźnie stawek wybagrowali, takiego gościa mają. I zrobili centrum kulturalno-rekreacyjne. Tu trzeba by koparkę załatwić. My chcemy, żeby ten gospodarz, co przy stawie mieszka, się tego pozbył. Ta cała trawa... Trzeba by wyrównać. To jest centrum wsi - trawa rośnie zajebista. A trawa to może być elegancka rzecz.

Ten, kto panu powiedział o Rywałdzie, niech się zainteresuje, skąd wziąć pieniądze. W tym roku chodnik chcemy robić od szkoły do przystanku, a nie jest w ogóle przyjęty do planu inwestycji gminy. Mamy 10 palet kostki kupione do chodnika. I to powiat załatwił.
Bez tyle lat nie było nic zrobione. Jak objąłem funkcję sołtysa, to nie było wodociągów. Mają w planie, żeby zrobić potem kanalizę, a potem chodniki. My się staramy robić swoje. Staramy się poszukać pieniążki, żeby pokazać gminie, że coś dajemy z siebie. Gospodarze swoją pracę, paliwo, sprzęt. To nie tylko koparka. My walczymy, żeby tę drogę zrobić, bo ona jest w planie w 2017 roku. Na razie robi się przystanki autobusowe. I drogi... Jak się ich nie wyrównuje, to trzeba kupę pieniędzy następnego roku wyłożyć.

Składamy do gminy plan - chodniki, droga okrężna - z 400 metrów i ten stawek. Ten plan robi rada sołecka, licząca 5 osób. Zbiera się z 4 - 5 razy w roku. Przychodzi na spotkania z 7, góra 10 osób. Ja chcę, żeby jak najwięcej przyszło, bo zawsze jest jakiś przedstawiciel Rady Gminy i może na niektóre tematy ludziom odpowiedzieć. Niech się dowiadują, a nie obmawiają. Innych sposobów nie znajdzie pan na Rywałd.

A może ludzie za dużo chcą od kogoś z zewnątrz? Może by tak samemu? - podpytujemy.
- Aż by się tu chciało socjalistycznego czynu pracy - poniekąd zgadza się sołtys. - Jak ogłosili czyn za komuny, to z całej wsi szypoweli. Albo tu mógł przejeżdżać papież... Robiłem drogę na Szpęgawsk. Ze szlaką też teraz jest kłopot i trzeba żwirem. Zrobiłem pod sklepem zebranie. "Chodźcie pomóc wybrać kamienie" - mówiłem. Myśli pan - kto przyszedł? Rada sołecka, dwóch ludzi ze wsi... To prawda, do tej skarpy dali duży wkład, ale takie zbieranie kamieni nie wyszło. Jest dużo więcej ludzi, nie tylko gospodarze, to mogliby przyjść. Mówili mi, że w sąsiednich wsiach to z grabelkami od razu przyszli.

- Cz. mówił, narzekał? - sołtys dalej docieka, kto złożył donos na Rywałd do prasy. - Tylko niech go pan zapyta, gdzie on wywala śmieci. Ano do stawku! Albo jeden taki, co obiecywał, że zrobi oświetlenie. Przecież 3 tysiące złotych jedno przyjdzie (lampa - przyp. red.). Z formalnościami. Nie chodź i nie gadaj pierdołów, że można zrobić lampy. Chodzić, bajdy opowiadać... to łatwo.
Ja zrobiłem boisko. Dbam o nie, sam koszę. Kosiarkę SMOK mi wypożyczył. Miałem samobieżną kosiarkę z gminy. Zapieprzyli. Przyjechała policja i powiedziała, że to zrobili swoje ludzie. Stała w szatni, drzwi metalowe i jeszcze rozerwali. Koszenie trwa z 6 godzin. Do tego zakładam siatki. Społecznie. Jestem w zarządzie klubu Korona Rywałd. To boisko nie jest tylko dla Korony. I szkoła korzysta, i inne kluby. Bardzo dobre podłoże, szybko można wiosną wejść.
Jak mnie namawiali, żebym został sołtysem, to sobie zupełnie inaczej wyobrażałem - kończy sołtys. - Ludzie tak rozumują: "będziemy czekać, jak gmina da". A weź pan Bobowo. Każdy ma działkę i oni dbają aż do krawężnika. Nawet krawężnik pobielą. A gdzie ja mam startować z taką wsią na konkurs?



Ola Lis z mamą.

A"capella

O Aleksandrze Lis jest głośno nie tylko w powiecie. Wygrała powiatowy konkurs poezji śpiewanej, gwary kociewskiej, "Ośmiu wspaniałych". Aleksandra mieszka w mieszkaniu w szkole (jej mama jest nauczycielką).
- Ola Lis. Pisze się jak lis z lasu - rezolutnie wyjaśnia pisownię nazwiska panienka. - Inne dane? I klasa Gimnazjum Publiczne Gimnazjum w Jabłowie, oddział w Rywałdzie [szkoły w Jabłowie, tej głównej, to jeszcze nie widziała!]. Szkoła muzyczna, gitara pod kierunkiem p. Tadeusza Wirzby. Polonistka - pani Marzena Gornowicz, wcześniej, przez cztery lata podstawówki, p. Romana Schuttneberg.

Co lubię czytać? Tak w ogóle biegle czytałam mając 4 lata, bajki, opowiastki. Lubię powieści Lucy Maud Montgomery, Krystyny Siesickiej, Dickensa - "Opowieść wigilijną". W kółko ją czytam, pokazuje taką fascynującą przemianę ze złego człowieka. Lubię poezję Stachury, Mickiewicza, Szymborską - ją darze szczególnym uwielbieniem; jej wiersze są takie uczuciowe i w ciekawy sposób wyrażają te uczucia. Lubię powieści Sienkiewicza, zwłaszcza "Quo vadis"... Za pani Schuttenberg zawsze na początku lekcji recytowaliśmy ostatnio nauczony na pamięć wiersz. Za każdym razem, kiedy się kolejny raz powtórzyło, to docierało się do kolejnego znaczenia, nowego sensu.
Interesuję się gwarą, recytacją, komponowaniem... Wiersze na konkurs zawsze wybierałam sobie sama. Na konkursie poezji śpiewanej śpiewałam wiersz Stachury "Piosenka szalonego jakiegoś przybłędy" - wiersz optymistyczny.

Aleksandra Lis śpiewa.
Olu, a co w tym utworze optymistycznego?
- Bo jest to człowiek samotny, włóczęga, na który mówi się zakuty łeb. Moim zdaniem wiersz ten wyraża to, że oprócz pieniędzy, domu, samochodu jest coś jeszcze innego, wartościowszego. Zgoda, to jest trudny optymizm. Do tego utworu ułożyłam melodię, zaśpiewałam a" capella i wygrałam powiatowy konkurs poezji śpiewanej. Na konkursie gwary kociewskiej mówiłam gadkę pana Bernarda Janowicza "Móm telefón, móm". I wygrałam.

Ola, jak każda humanistka, też pisze i redaguje gazetkę szkolną. Napisała również tekst do "Tygodnika", a całkiem niedawno miała występ w radiu, gdzie między innymi mówiła o brzydkim Rywałdzie.
Czy mówiła o możliwej przemianie Rywałdu? Jak żaby w królewnę albo złego z Dickensa? Hmmm... Trudno coś tu wymyślić, może jednak?
Tadeusz Majewski, maj 2001 r.


Żyjemy w XXI w. - w epoce komputerów. Od wielu lat biblioteka kojarzona jest z kartami, pieczątkami i księgami bibliotecznymi. Coraz częściej jednak zamiast tego wszystkiego w bibliotekach spotyka się komputer.

Nowoczesna biblioteka

Bibliotekarki i dyrekcja Zespołu Kształcenia oraz Wychowania w Rywałdzie p. mgr M. Jasnoch i p. mgr K. Janca postanowiły, że biblioteka szkolna będzie skomputeryzowana. Do tego też od pewnego czasu dążą prace w bibliotece. Wydawałoby się, że to nic trudnego - skomputeryzować tak małą (ponad 6000 pozycji) w porównaniu z olbrzymimi bibliotekami PAN-u czy uniwersyteckimi jak tę w szkole w Rywałdzie. Niewątpliwie jest mniej pracy niż przy olbrzymach wielkich miast, ale i tak jest jej dużo. Można by zapytać - jakiej pracy.
Pomieszczenie naszej biblioteki jest skromne, dlatego też przy komputeryzacji dokonuje się przeglądu książek i likwiduje się zniszczone i zdezaktualizowane. Dzięki temu na regałach będzie więcej miejsca na nowe, aktualne pozycje.
Te zniszczone to np. J. Brzechwa "Sto bajek" z 1976 r. i "O chłopcu, który szukał domu", B. Czyżowa "Przygody Pifa" z 1976 r. Niektóre z nich służyły dzieciom i młodzieży często przez 20-30 lat. Książki te nie nadają się do użytku z powodu zniszczenia: wyrwane pożółkłe kartki, zamazany druk. Są to książki naddarte przez ząb czasu i... uczniów. Wielu z nich nie szanuje książek, czego dowodem są plamy, rysunki, napisy i wyrwane kartki. Jednakże większość likwidowanych książek to pozycje zdezaktualizowane. Do nich m.in. należą katalogi pomocy naukowych z lat 50., stare informatory o szkołach średnich, stare przepisy drogowe z lat 70. Inną grupą likwidowanych książek są pozycje o tematyce politycznej np. dzieła Stalina i Lenina. Puste półki po likwidowanych książkach zajmują szybko nowe i z nimi będzie niemało pracy. Często my - ludzie z zewnątrz - uważamy, że praca w bibliotece to praca łatwa. Jest to jednak tylko złudzenie, wywołane niewiedzą.
Aleksandra Lis



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz