czwartek, 22 stycznia 2004

Dwa wywiady

Dwie rozmowy na ten sam temat. Odwołanie Lucyny Mliczek ze stanowiska kierowniczki Powiatowego Urzędu Pracy wywołało burzę. Czy jest to burza w szklance wody okaże się na początku marca. Do końca lutego obowiązki kierownika powierzono Annie Jelińskiej, która nie do końca chciałaby być następczynią swojej byłej przełożonej. O wypowiedź na ten temat poprosiliśmy starostę i samą zainteresowaną. Będziemy nieskromni. Jesteśmy jedyną gazetą, której pani L. Mliczek udzieliła wywiadu w dniu swojej dymisji.

Procedury są procedurami

Rozmowa ze starostą Sławomirem Neumannem

Odwołanie kierownik Powiatowego Urzędu Pracy, pani Lucyny Mliczek jest szeroko komentowane w naszym powiecie. Jakie względy zdecydowały, że podpisał pan wypowiedzenie umowy o pracę?

- Zwolnienie pani Lucyny Mliczek nie jest zwolnieniem dyscyplinarnym. Sprawę bada prokuratura i wszystkie dokumenty z lat 2002/2003 zostały zabezpieczone. Nie mieliśmy możliwości sprawdzenia wszystkiego. Natomiast to, co sprawdziliśmy, potwierdziło wyniki kontroli i postanowiłem wręczyć pani kierownik wypowiedzenie. Nie możemy sobie pozwolić, aby stan zawieszenia trwał w nieskończoność. Nie jest w mojej kompetencji orzekać o winie. To zadanie dla prokuratora. Powiatowa Rada Zatrudnienia przychyliła się do naszego stanowiska. Zarząd jednogłośnie podjął taką decyzję, uznając, ze czekanie i zwlekanie nic nowego do sprawy nie wniesie.

Ta decyzja ma olbrzymie znaczenie dla wielu tysięcy bezrobotnych ludzi. Powiatowy Urząd Pracy czeka reforma. Oddzielając tę sprawę, w działalności pani Lucyny są duże pozytywy. Trzeba docenić i podziękować za to, co zostało zrobione dobrze. Mamy inne spojrzenie na pewne sprawy. Faktem jest, że szkolenia odbywały się bez przetargów, mimo że ustawa nakazuje je organizować od pewnych kwot i jest to obligatoryjne. Pani Mliczek uważa, ze to są specyficzne szkolenia i przetargów na nie trzeba ogłaszać. Nasza wiedza, opinie prawne są nieco inne. Uważam, że przetargi są konieczne.

Ucierpią na tym zamieszaniu bezrobotni?

- Nie szedłbym tak daleko. Nie chcę oceniać jakości szkoleń, bo jej nie znam. Nie wydaje mi się, że można by taką tezę stawiać bez sprawdzenia tego pod względem merytorycznym. Jak już powiedziałem, wszystkie dokumenty zostały zabezpieczone, więc nie jesteśmy tego w stanie dziś określić. Ilość podjęć pracy po tych szkoleniach była wysoka. Jednak procedury są procedurami. Prokuratura sprawdza kilka wątków. Nie chciałbym się wypowiadać, dopóki to ona nie podejmie decyzji. Niektóre rzeczy są poza nami i my nie możemy mówić, co będzie w przyszłości i co, z czego wyniknie. Badana jest cała dokumentacja dotycząca szkoleń, przetargów, pożyczek. Na ten temat musi wypowiedzieć się biegły, który zostanie powołany.

A kto zostanie nowym kierownikiem PUP?

- Chcemy powołać panią Annę Jelińską na kilka miesięcy. Sądzę, że ten stan potrwa do końca roku. Ogłosimy konkurs i nie ukrywam, ze widziałbym na tym stanowisku kogoś spoza tego środowiska. Właśnie dlatego, że te wszystkie uwarunkowania wokół tej sprawy pokazały, że musi być to osoba bez obciążeń, które mogłyby ją stawiać w niekorzystnym świetle. Poszukujemy osoby, która ten urząd poprowadzi i ma niezbędne doświadczenie.

Myślę, że taką osobę w końcu znajdziemy, a na dziś pani Jelińska kieruje urzędem do końca lutego. Celem nadrzędnym jest działanie tego urzędu. Okres jest bardzo trudny. Przez Urzędy Pracy będzie przechodziła duża część pieniędzy unijnych. Nie może tam być zawieszenia, tymczasowości czy stanu niepewności pracy. To największe zagrożenie dla działania każdej firmy, a Urzędu Pracy szczególnie. Nie chodzi nam o to, aby robić czystki w urzędzie, bo to nie na tym rzecz polega. Oczywiście musimy sprawdzić, czy te osoby, które pracują, powinny na tych stanowiskach pracować. Czy nie są powiązane w jakiś sposób z tą całą sprawą.

Czy członkowie komisji nadal mają zakaz udzielania informacji?

- Tak, dla dobra całej sprawy. Zależy nam na tym, żeby wstrzymać się z ocenami do zakończenia postępowania prokuratorskiego

Krótkowzroczność samorządu

Rozmowa z Lucyną Mliczek, byłą kierownik Powiatowego Urzędu Pracy.

Pani Lucyno, jak czuje się człowiek, któremu z dnia na dzień świat zawala się na głowę?

-To, co robiłam - robiłam dobrze. Nie czuje się winna. Może mi być tylko przykro, ze tak zostało ocenione moich 30 lat pracy. Zawsze służyłam ludziom. Uważam, że to krótkowzroczność tego samorządu doprowadziła do tej sytuacji. Specjaliści, którzy ocenią moje decyzje, wypowiedzą się, czy ustawa o zamówieniach publicznych została naruszona. Podtekstów tutaj może być bardzo wiele. Dzisiaj otrząsnęłam się z szoku, jakiego doznałam, kiedy starosta podjął decyzję o zawieszeniu.

Wszystko ze mnie spłynęło. Podjęłam decyzję, że ja z takim samorządem, który co chwilę będzie mnie atakował z różnych powodów, przy tak trudnej pracy, skomplikowanych przepisach prawnych, które nie są doskonałe - nie mogę pozwolić sobie, żeby stracić resztę zdrowia. Wszystko będzie zależało od tego, co się będzie działo i jak się to będzie działo, ale nie widzę się na stanowisku kierowniczym. Nie mogę pracować z ludźmi, którzy nie mają do mnie zaufania. Nigdy tego nie robiłam i dalej tego robić nie będę. Komisja rewizyjna, której skład podważyłam, bo nie miała kompetencji i niezbędnej do kontroli wiedzy, działała w sposób urągający wszystkim normom i zwykłym zasadom przyzwoitości. Samorządowcy nie zdają sobie dzisiaj sprawy, jaki bicz na siebie ukręcili. Jaki profesjonalista przyjdzie, żeby tu pokierować urzędem? Złożoność tysięcy spraw jest ogromna. I do tego rzesza ludzi, którymi trzeba umiejętnie zarządzać

Powiatowy Urząd Pracy sam jest zakładem pracy, zatrudniającym 50 osób.

- W tej rzeczywistości, jak pan zauważył, PUP jest zakładem pracy. I to specyficznym zakładem pracy. Jego budżet to około 60 proc. budżetu miasta i ponad 60 proc. budżetu powiatu. Te liczby świadczą o skali odpowiedzialności. Zawsze to podkreślam. Każdy, kto pracuje może popełniać błędy. Jeżeli nawet były uchybienia, które wydawały się rażące, to dlaczego wtedy o tym nie rozmawiano i nie oczekiwano wyjaśnień? Dlaczego tyle czasu nikt tego nie widział? Decyzja została podjęta kuchennymi drzwiami i w białych rękawiczkach.

Głównym powodem pani dymisji jest fakt, że zdaniem starosty nie zachowywała pani procedur przetargowych.

- Jeżeli ja opieram się na artykule 71 ustęp 1 ustawy o zamówieniach publicznych, który mówi, że dla zachowania praw wyłącznych mogę z niego skorzystać, a pracodawca występuje do mnie o szkolenie jednocześnie wskazując firmę, z której usług chce korzystać, to on ma prawa wyłączne. Wszyscy ludzie po takim szkoleniu znajdują pracę, a pracodawca gwarantuje im zatrudnienie. Czy to nie jest efekt społeczny i nie jest wyższej rangi niż procedury? Jak się chce politycznie zagrywać, to tak się właśnie robi. Zawsze znajdzie się kij... Nie można jednak zapominać, ze każdy kij ma dwa końce. Ten drugi koniec został panu staroście.

Powiatowa Rada Zatrudnienia, organ opiniodawczy i doradczy starosty, przychyliła się do jego wniosku.

-Tak, ale to pan starosta przewodniczy temu ciału. Ja cieszę się, że są ludzie, którzy uważają mnie za porządnego kierownika. Zawsze takim zostanę. A dla urzędu idą zupełnie nowe czasy i zupełnie nowe zadania. Ten rok jest bardzo trudny pod względem budżetowym. Nie zazdroszczę mojemu następcy. Odebrałam tylko dzisiaj z 50 telefonów od ludzi, którzy powątpiewali w szybkie znalezienie kompetentnej osoby na to stanowisko.

Ile kosztuje utworzenie jednego miejsca pracy?

- Utworzenie nowego stanowiska pracy kosztuje od 40 do 100 tys. zł. My takie miejsca w wielu przypadkach stworzyliśmy za 3,5 tys. zł. Mam żal do władz powiatu, że nie potrafiły trzeźwo ocenić sytuacji.

A co pani zamierza zawodowo robić?

- Mam dość dużą wiedzę i widzę dla siebie spore możliwości. Nie zamierzam się wyprowadzać, mimo że mam takie możliwości. Uważam, że dobrze służyłam lokalnej społeczności. Nie mam powodów, żeby uciekać z tego środowiska. A ludzie mówią różne rzeczy i długo będą mówić, zanim pojawi się kolejna "afera".

Rozmawiał Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz