sobota, 3 stycznia 2004

Zblewo. Spacerując Główną

Ulica Główna w Zblewie jest główną nie tylko z nazwy. Budynków, jakie przy niej stoją, nie powstydziłoby się miasto wielkości choćby Starogardu. Przemierzając ul. Główną, zaglądając do sklepów i punktów usługowych, staramy się dowiedzieć, czy Zblewo powinno być już miastem (o co swojego czasu wnioskował przewodniczący RG Franciszek Puttkammer)

Spacerując Główną

Wędrujemy od zachodu. Pierwszy sklep - spożywka - zatrudnia dwie osoby. Istnieje 3 lata, a od 6 miesięcy prowadzą go starogardzianie. Elegancko, uprzejmie ("poproszę hallsy" - "hallsy ukradli"), z parasolem na chodniku. Sympatyczna ekspedientka chętnie opowiada o swojej pracy. Wino? Zeszło... na drugi plan. Nawet to marki Apetitki za 5,5 zł (najtańsza, ale już ponad ligą mózgotrzepów). Na pierwszy plan wlazło piwo. Zblewo - miastem? Może być, ale późnym popołudniem wioska wygląda na opustoszałą. Życie zaczyna się ze zmrokiem. Na przykład w ubiegłym tygodniu złodzieje wynieśli ze sklepu co lepsze papierosy, prezerwatywy i alkohol. Na pociechę zostawili po jednej czekoladzie z każdego gatunku. Zdjęcie robimy Krzysztofowi Studzińskiemu, regionalnemu przedstawicielowi firmy "Koral", zaopatrującemu sklep w lody.


Kupisz wszystko
Naprzeciwko konkurencja. Również spożywka. Za ladą Ewa Weisbrodt - jednoosobowa obsada właścicielska. I tu kasę robi głównie piwo. Przy sklepie dwa parasole. Jak konkurencja, to konkurencja. - Tak, Zblewo powinno być miastem - pada zdecydowana odpowiedź. - Przecież tu można kupić prawie wszystko. Jest też i fryzjer, i kosmetyczka, i bank, i masę innych. Zakupy robią głównie przyjezdni. Dodajmy - i fotograf...

Fotograf
Jedyny w Zblewie - Mariusz Lubawski z Czarnegolasu. Tuż obok drugiej spożywki. W Zblewie pstryka zdjęcia od 1999 r. Uwiecznia głównie pary ślubne na tle romantycznych schodów. Oprócz tego wideofilmuje, sprzedaj asortyment fotograficzny oraz pamiątkowe laurki. Mistrz Mariusz zwierza się, że fotograf jak aktor - niby wykonuje swoje czynności z żelaznym spokojem, tymczasem przed każdymi ważnymi zdjęciami czy filmowaniem ma zwyczajnie tremę. Filmy obrabia sam, a punkty przyjmowania filmów nie są dla niego konkurencją. Dla pana Mariusza jest obojętne, czy Zblewo będzie miastem czy nie, chociaż... "oprócz auta kupić można tu wszystko".

Rybaczki jeans
W sklepie odzieżowym "U Hanki" spotykamy... znanego satyryka kabaretowego z TVN Krzysztofa Piaseckiego. Akurat kupuje sobie garnitur. Pani towarzysząca p. Krzysztofowi zauważa, że w Zblewie artykuły przemysłowe i spożywcze są tańsze nawet o 30 proc. od tych trójmiejskich. Ekspedientka, na pytanie, jakie marki dżinsów sprzedają się u niej najlepiej, odpowiada, że... te tanie. Notujemy więc nazwę nowej marki wersalikami: TANIE. Np. rybaczki za 55 zł. A na pytanie, ile kosztuje garnitur a"la Piasecki, odpowiada, że nie wyglądamy na kogoś, kto mógłby go kupić. Na pewno u tej pani już nie kupimy...

Jeden z ładniejszych
Wędrujemy dalej. Dom jak z katalogu. Nowiutka elewacja, żywe kolory. To sklep z artykułami budowlanymi. Firma istnieje od 1996 r. Wybór materiałów jak w hipermarkecie. Firma kiedyś woziła każdą ilość towaru, ale teraz już nie wozi. Bo ludziska nieraz kazali sobie wozić worek cementu po 5 km. Właścicielka handluje jak Arab w samo południe. Na dzień dobry żąda opłaty za wykonanie zdjęć! Obraziła nas, więc nie napiszemy, ile kosztuje u niej 10 l Śnieżki.


Jeden z pięciu
Kilkanaście metrów dalej konkurencja. Inny klimat. Bardzo grzecznie, frontem do mediów. To sklep Krystyny i Piotra Kulasów. Za ladą żona pana Piotra - Monika. Ładna i wygadana. Ceny pod zblewiaka, a nie mieszkańca takiej metropolii, jak Starogard. Czy Zblewo powinno być miastem? - Zblewo to dziwna wioska, gdzie po puszkę farby, może tańszą o kilka groszy, jedzie się do Starogardu - krytycznie zauważa pan Piotr. - Mimo takich dziwacznych zachowań sklepów w branży w Zblewie jest 5, z czego 4 przy ul. Głównej. A pani Monika? - Zblewo powinno być wioską i basta.

Komis kaszubski
Obok Kulasów Iwona Fic, zam. w Borzechowie, od 3 miesięcy prowadzi jedyny we wsi komis. Pani Iwona to dzielna dziewczyna. Prowadziła podobny sklep w Lubichowie, też przy ul. Głównej, ale lokal "poszedł" z dzierżawy na sprzedaż. Pani Iwona ma charakter kapitalistki (nie wyobraża sobie pracować u kogoś) i twardego handlowca. Media spadły jej jak manna z nieba. Niskim głosem zachwala towar, którego jest tu sporo. - Proszę pani, ale ludzie musza być biedni, jak oddają te wszystkie telewizory, magnetowidy, kosiarki itp. - zauważamy. Pani Iwona oponuje. Ludzie oddają, żeby kupić lepsze.

Liczymy dalej
Trzy punkty wymiany butli gazowych, każdy pod patronatem innego dystrybutora, sklep wędkarski, apteka, punkt napraw RTV i anten, przychodnia z usługami rehabilitacyjnymi i stomatologicznymi Polmedu, kolejny sklep spożywczy, meblowy, drogeria, punkt przyjmujący zamówienia na usługi budowlane.

Gdzie przewodniki
Księgarnię prowadzi Maria Drawska. Z góry mówi, że woli dobrą wioskę od byle jakiego miasta. Chociaż... "za parę lat może to wszystko się połączy" (ma na myśli pewnie trójwieś: Bytonię - Zblewo i Pinczyn). Na razie woli wieś. Z książkami tak kiepsko, że gdyby nie brakowało jej dwóch lat do nabycia uprawnień emerytalnych, nie prowadziłaby tej księgarni. Problemy są nawet ze sprzedażą podręczników. Niedawno pani Maria zorganizowała kiermasz podręczników w Borzechowie, ale zainteresowanie było słabe. - Wiadomo, brak pieniędzy - tłumaczy to sobie i nam właścicielka księgarni. - Niektórzy przychodzili prosto z drogi, gdzie sprzedawali jagody. Ręce mieli poplamione ich sokiem. Przyjeżdżali kupować książki za te uzbierane w lesie pieniądze. Najgorsze to poplątanie podręczników. Kiedyś był jeden elementarz Falskiego i wystarczyło. W księgarni nieźle sprzedaje się książka Teresy Krzyżyńskiej o Zblewie. Niestety, brakuje jakiegokolwiek przewodnika po Kociewiu. Ostatni był wydany ponoć trzy lata temu.

Wszystko za piątaka
Ulica Główna jest długa. Następny sklep z odzieżą. Sprzedawczyni nie chce być na zdjęciu, klientka też nie. Nie to nie. Idziemy. Po drodze piekarnia mistrza Konewki z chlebem słynnym na całe województwo, sklep stolarski Brzezińskich, budka z lodami, sklep z zabawkami i ciuszkami dla maluszków, elektryczno-przemysłowy, zakład zegarmistrzowski (jednak ktoś jeszcze naprawia zegarki), salon fryzjerski, sklep z obuwiem i punktem naprawy tegoż, montaż okien PCV i sklep z każdą rzeczą za 5 zł. Do tego ostatniego wstępujemy - szyld frapuje. Monika Kosiedowska objaśnia nam "zasadę działania" takiej placówki handlowej. Prosta - są rzeczy po 7 zł i po 2. Ważna jest średnia. Idziemy dalej. Wielobranżowy sklep z bielizną, mięsny z wędlinami, obuwniczy i rybny. W ogrodniczym spotykamy Barbarę Klońską ze stowarzyszenia "Pogoda". Mówi, jak bardzo od momentu, w którym przyjechała tu z Gdyni, zmieniło się oblicze Zblewa. Np. w Zblewie są trzy sklepy ogrodnicze: na górce, przy cmentarzu i p. Zielińskiego. Sklep, w którym rozmawiamy, jest jednym z ładniejszych w Zblewie. Kawałek dalej - tzw. szczęki (szał lat 80.) z owocami i warzywami, sprzedaż ryb słodkowodnych i sklep metalowy.

Czy Feniks się obroni?
I Feniks. Z GS-ów chce wyrosnąć jak z popiołów. Ale czy mu się uda? Czy nie podzieli losu GS-owskiej restauracji w Kaliskach, która padła? Feniks już jest miesiąc po prywatyzacji. Nabył go pan Miszewski ze Starogardu. Obsada pozostała. Widać nowe - ekstra bufet. Ale stanął rok temu, jeszcze za GS-ów. Kelnerka, Halina Herold, pracuje w Feniksie prawie 25 lat. Wierzy, że będzie dobrze. Jedyna restauracja we wsi obsługuje wszystkie stypy, a weselami dzieli się z remizą strażacką. Tylko ci klienci... Pani Halina skarży się, że ze wsi mało kto przychodzi na obiad. (W sobotę jesteśmy o 13.00, a od rana na kiełbaskę zawitał tylko jeden stały klient). Co zrobić, żeby ludzie chcieli jeść w Feniksie? Przecież obiady są doskonałe. Może brakuje trochę marketingu? I te napisy na oknach rodem z PRL-u.

Jest i bank
I dalej. Mijamy Centrum Zaopatrzenia Rolniczego, Wiejski Dom Towarowy (też już prywatny), agencję PKO, sklep wielobranżowy, minibar z lodami, farbiarsko - lakierniczy, alkoholowo - mięsny (ciekawe połączenie: sznaps i zagrycha), znowu spożywczak, warzywa i owoce, firma Radex, Bank Spółdzielczy z bankomatem (w jakiej jeszcze wsi są bankomaty?), kiosk z gazetami, kolejna piekarnia, montaż okien, sklep motoryzacyjny, dwie kwiaciarnie, zielarsko-drogeryjny, spożywczy, sklep Świat Dziecka, ubezpieczenia majątkowe, poczta, fryzjer, usługi stolarskie i meblowe, kamieniarz, który został rzeźbiarzem, przychodnia Medyk, sklep motoryzacyjny i z odzieżą zachodnią.

Ufff, i to już koniec ulicy Głównej. W sumie naliczyliśmy 56 punktów handlowo-usługowych. Nasi rozmówcy mówili, że brakuje wyraźnego oznaczenia do centrum miasta, tfu... wsi. I restauracji brak - takiej z prawdziwego zdarzenia.

Ale i tak liczba jest imponująca. Trudno się dziwić się panu Franciszkowi, że marzyło mu się miasto.


Tekst i foto: Tadeusz Majewski i Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz