Piękna kapliczka przy ul. Kościerskiej w Zblewie, ocieniona lipami, z czterema kolumienkami i tablicą pamiątkową, ma wyjątkową historię. Pamięta ją Helena Firyn (72).
- Kiedy Niemcy wycofywali się ze Zblewa, a Rosjanie byli tuż, tuż - opowiada pani Helena - kazali zblewiakom pędzić na zachód wszystkie krowy. Oczywiście gospodarze nie chcieli dać... w końcu Niemcy dość nas tu ograbili. Do Franciszka Brzoskowskiego przyszedł mój teść Stanisław Firyn, który mieszkał przy dworcu. Spotkali się, by się naradzić, co zrobić z tym problemem. Doszli do wniosku, że nie będą pędzić swoich krów dla Niemców.
Potem Brzoskowski odprowadzał Firyna. Nagle nadleciał radziecki samolot i zaczął kosić z maszynówki. Opuścił się zupełnie nisko. Tak ich podziurawił, że nie można było znaleźć fragmentów ich ciał, na przykład nie znaleźli nogi mojego teścia.
Po tej tragedii, która wstrząsnęła Zblewem, rodziny Firynów i Brzoskowskich postanowiły postawić w tym miejscu kapliczkę. "Trzeba było pamięć uczcić. Na swój koszt postawili i na swój koszt dbają."
Pani Helena, która dba o to miejsce ("zawczoraj tam byłam grabić"), zauważa, że lipy za bardzo wybujały. "Najgorzej jak jesienią tam liści przyjdzie. Z drugiej strony wycinać nie wypada - wszak Matka Boska objawiła się koło lipy."
Tadeusz Majewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz