czwartek, 16 czerwca 2005

Jubileusz ks. Osińskiego

Ksiądz Radca Zdzisław Osiński, od 15 lat proboszcz parafii p.w. Ciała i Krwi Pańskiej w Smętowie, 25.05 obchodził wspaniały jubileusz - 25-lecie kapłaństwa. 25 lat trudnej służby Bogu to okazja do świętowania, składania życzeń i gratulacji, ale także czas refleksji, zadumy, a i podsumowań.

W tych obchodach uczestniczyła cała społeczność smętowskiej parafii: mieszkańcy, ministranci, młodzież szkolna, członkowie stowarzyszeń katolickich, władze, nauczyciele, ludzie związani ze służbą zdrowia, Towarzystwem im. Brata Alberta i wiele innych osób. W uroczystościach jubileuszowych uczestniczyła rodzina Księdza Radcy, przyjaciele, księża z Dekanatu, przyjaciele z seminarium, przedstawiciele Parafii Piaseczno razem z ks. Prałatem Kazimierzem Myszkowskim i wikariuszem z tej parafii. Uroczystość uświetniła orkiestra z parafii Piaseczno oraz chór "Preludium" z Zespołu Kształcenia i Wychowania w Smętowie. Nie po raz pierwszy swój wkład pracy z młodzieżą pokazały Sławomira Drahim i Jolanta Gardzielewska, nauczycielki ZSKiW.

Srebrny Jubileusz Kapłaństwa był okazją do przeprowadzenia rozmowy z Jubilatem, o co pokusiła się Teresa Wegner Czajka.

Proszę opowiedzieć coś o sobie, o swoich bliskich...
- Pochodzę ze Zblewa. Mam dwoje rodzeństwa - siostrę i brata. Urodziłem się
26,05.1953 r. w Dzień Matki. Podobno ludzie, którzy urodzili się w ten
wyjątkowy dzień, są wrażliwi, czuli na krzywdę, szybko ulegają wzruszeniu. Ja
taki jestem.

Podobno wyjątkową rolę w życiu księdza odegrała babcia. Często ją ksiądz ciepło wspomina.
- Miała na imię Józefina. Właściwie wszystko jej zawdzięczam. Nie miała
lekkiego życia. Ciężko pracowała na roli. W 1939 r. została razem z dziadkiem
wywieziona na roboty do Niemiec. Wrócili w 1945. Odzyskali gospodarstwo
bardzo zniszczone. Zamieszkaliśmy w kamienicy przy ul. Głównej 43 w
Zblewie. Mile wspominam ten okres. Mieszkało tam 7 rodzin, panowała
wspaniała atmosfera. Wszyscy byliśmy zżyci. Rodziny odwiedzały się,
pomagały sobie. Dzieci żyły w wielkiej komitywie. Często jedliśmy, spaliśmy
u różnych sąsiadów. Dzieci było sporo, w jednej z rodzin było dziewięcioro.
Właśnie z tą rodziną byłem najbardziej zaprzyjaźniony. W tej rodzinie
też wyrósł ksiądz.

Jakie osoby miały wpływ na życie księdza?
- Sporo ludzi, ale wymienię jednego - ks. Adam Lorenz, budowniczego kościoła
w Lubichowie, wspaniałego człowieka, duchowego przewodnika przyszłego
księdza. Przez 9 lat byłem u niego ministrantem, cieszył się z różnych moich
choćby najdrobniejszych sukcesów, na przykład wtedy, kiedy zostałem przyjęty
do Liceum Ogólnokształcącego w Starogardzie. Ks. Lorenz dożył sędziwego
wieku - zmarł po ukończeniu 98 lat.


Czy myśl o kapłaństwie była w sercu księdza od dawna?
- O służbie Bogu myślałem już w szkole podstawowej. W ogólniaku przez
pewien czas myślałem o wstąpieniu do zakonu, ale dzięki ks. Lorenzowi
podjąłem studia w Seminarium Duchownym w Pelplinie. W LO nie
przyznawałem się do swojego wyboru. W szkole nie było wówczaas aprobaty
dla przyszłych księży. Dostałem się na polonistykę Uniwersytetu Gdańskiego, a
dopiero wtedy przeniosłem swoje dokumenty do Wyższego Seminarium
Duchownego w Pelplinie.

Proszę opowiedzieć o swoich studiach w seminarium.
- W 1972 r. podjąłem studia w Pelplinie. Po dwóch miesiącach ja i trzej
koledzy dostaliśmy spośród 42 studentów roku powołanie do wojska, do
jednostki w Bartoszycach, do jednostki specjalnej - Batalionu Ratownictwa
Terenowego. Służba wojskowa była ciężka, ale gościnę i wsparcie
otrzymaliśmy na plebanii w Bartoszycach. Przyjeżdżali tam również do nas
wykładowcy z seminarium w Pelplinie. Po odbyciu dwuletniej służby
wojskowej powróciłem do Pelplina, gdzie studiowałem przez 6 lat. Zawsze
lubiłem się uczyć, osiągałem dobre wyniki w nauce. Moim przyjacielem na
studiach był ks. Piotr Moskal, obecnie dr habilitowany, kierownik katedry
Filozofii Religii na KUL-u. W czasie studiów najbardziej interesowała mnie
filozofia, ale zawsze chciałem być duszpasterzem. Mój przyjaciel natomiast
miał "zacięcie" naukowca i tak pokierował swoim losem. Na ostatnim roku
studiów obroniłem pracę magisterską z teodycei pt. "Rola rozumu w
dowodzeniu istnienia Boga". Moim promotorem był ks. Stanisław Kowalczyk.

Jak wyglądała droga posługi kapłańskiej?
- Święcenia kapłańskie otrzymałem w katedrze pelplińskiej 25.05.1980 r.
W czasie studiów na V i VI roku byłem odpowiedzialny za tzw. Ryt,
przygotowywałem młodszych kleryków do uczestnictwa w ceremoniach w
katedrze. Byłem dla nich surowy i wymagający. Mszę prymicyjną odprawiłem
w Zblewie, sekundycja (II msza) została odprawiona w kościele p.w. Matki
Boskiej Bolesnej w Gdyni Orłowie, gdzie wcześniej odbywałem praktykę. W
latach 1980 - 1987 byłem wikariuszem w Piasecznie. Bardzo wiele
zawdzięczam ks. prałatowi, mojemu wykładowcy z seminarium (Prawo
Publiczne Kościoła). Byłem pod jego opieką na parafii przez 7 lat, co rzadko się
zdarza, bo najczęściej wikariusze pełnią służbę w jednej parafii od 2 do 3 lat.
W latach 1987 - 1990 byłem wikariuszem w Pucku w Parafii p.w. Apostołów
Piotra i Pawła. Od grudnia 1990 r. do dnia dzisiejszego sprawuję funkcję
proboszcza tutaj, w Smętowie. 8.12.2005 minie 15 lat mojej pracy w tej parafii.

Czy ks. Proboszcz jakoś szczególnie odbiera swój dar kapłaństwa, ma jakieś piękne doświadczenia?
- Kapłaństwo, uroczysta msza święta, którą sprawowałem
z moimi przyjaciółmi kapłanami, dowody wdzięczności i uznania ze strony moich parafian i innych ludzi dały mi powód do szczególnego wzruszenia. Dostrzegam wokół siebie oddanych mi ludzi i wiem, że moja praca duszpasterska jest potrzebna. Nigdy nie miałem wątpliwości, że obrana przeze mnie droga służby Bogu jest właściwa. Jak już wcześniej wspominałem, jestem wrażliwy i uczuciowy. Mój kapłański jubileusz dostarczył mi wielu wzruszeń, co na pewno zauważyli moi parafianie. Bardzo szybko przywiązuję się do ludzi, jestem wdzięczny wszystkim, którzy pomagają mi na parafii, wszystkim ruchom katolickim i innym ludziom, z którymi miałem okazję współpracować. Bardzo sobie cenię wieloletnią współpracę z byłym organistą śp. Zygfrydem Piotrowskim.

Marzenia, plany związane z parafią?
- Przede wszystkim chciałbym uporządkować, zagospodarować cmentarz, zrobić chodniki i alejki. Poza tym jest mi ciężko samemu pracować w parafii, oczekuję wikarego. Bardzo chciałbym, żeby wszyscy ludzie chodzili do kościoła, żeby nie było rodzin oddalonych od wiary. Zawsze marzyłem i marzę, by przy parafii działała orkiestra i chór, bo śpiew i muzyka to szczególny sposób wyrażania swojej wiary.

Jakieś życiowe podsumowania związane z jubileuszem kapłaństwa... Co się spełniło, udało?
- Kapłaństwo to trudne życie, pełne wyrzeczeń, ale i radości. Mieszkające tu
rodziny to chleb codzienny dla księdza. Cieszę się ich powodzeniem, a
niepokoję, gdy mają kłopoty, stają się biedniejsze. Martwi mnie to, że
niektórych rodzin nie udało się "przyprowadzić"" do Kościoła. Nigdy nie mówię
źle o parafii, parafianach, ucinam zaraz złe słowa. Jestem bardzo zadowolony ze
współpracy z parafią, jubileusz był tego dowodem. Szczególnie sobie cenię
kontakty ze szkołami, nauczycielami, nie jest tak w każdej parafii.

A jak wygląda pracowity dzień księdza proboszcza?
- Wstaję o godz. 6. Obowiązkowe zajęcia - czytanie brewiarza kapłańskiego, katecheza - 10 godzin tygodniowo. Praca w biurze zajmuje mi codziennie od 1 do 3 godzin. Raz w miesiącu odbywają się konferencje dekanalne i diecezjalne, w których uczestniczę. Słucham spowiedzi w swojej parafii i innych. Zajmuję się też szkoleniem ministrantów, uczestniczę w różnych uroczystościach kościelnych i świeckich. W najbliższym czasie będę uczestniczył w podniosłej uroczystości - 700-lecia Zblewa, w czasie której zostanie nadane imię szkole - Wincentego Kwaśniewskiego, długoletniego kierownika tej placówki, ojca lekarza Bogusława Kwaśniewskiego, któremu mieszkańcy gminy Smętowo dużo zawdzięczają.

Upodobania, zainteresowania ks. proboszcza...
- Lubię orkiestry dęte. Kiedyś byłem bardziej zdyscyplinowany, narzucałem
sobie rygor i czytałem codziennie godzinę, teraz robię to rzadziej, nie zawsze mam czas. Telewizji nie lubię, oglądam czasami, np. serial "Plebania". Bardzo lubię pojechać do lasu, pochodzić, niby zbierać grzyby, ale jeszcze nigdy żadnego nie znalazłem. Jest to tylko pretekst do spaceru. Kiedyś łowiłem także ryby.

Interesujące podróże, pielgrzymki do miejsc kultu religijnego...
- Bardzo lubię podróżować, ale jako proboszcz nie byłem nigdzie przez wiele
lat. W ostatnich latach odbyłem pielgrzymki na Litwę, Białoruś, Węgry. Jako
wikariusz jeździłem dużo po Europie, byłem trzy razy we Włoszech, Francji,
Belgii, Luksemburgu. Marzę o podróży do Ziemi Świętej i choć jeszcze raz do
Rzymu.

W imieniu naszej wspólnoty parafialnej życzę księdzu dalszych lat posługi kapłańskiej w zdrowiu i w otoczeniu życzliwych ludzi. Dziękuję za 25-letnią służbę Bogu i ludziom. Jesteśmy z Tobą, "nie jesteś sam...". Serdeczne Bóg zapłać - za minione lata, szczęść Boże! - w dalszej pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz