czwartek, 2 czerwca 2005

Mieczysław Herman. O "Krzyżakach" w Starogardzie

Pierwszą filmową wersję ?Krzyżaków? Sienkiewicza, szczególnie sceny na świeżym powietrzu,

w dużej mierze kręcono na Kociewie - w Kolinczu, Rywałdzie, w Godziszewie. I prawie że pod Starogardem.




O Kociewiaku co Niemczyka dublował

Tam, gdzie dzisiaj jest jezioro Kochanka. Może i druga ekranizacja ?zahaczy? o Kociewie. Tereny nadal mamy piękne. Warto o to walczyć - przy kręceniu filmu pracę w roli statystów może znaleźć wielu. Zarobić może jeszcze więcej...

- Co pan tu mi gadasz!? Ja tam wszędzie byłem i wszystko widziałem - zaskakuje na początku ostrym stwierdzeniem Mieczysław Herman, gdy coś mu sugerujemy, że mogło być inaczej.
Ten dzisiaj przecież już 82-letni mężczyzna tryska energią, co chwilę popisując się wspaniałą pamięcią.
- Te wojska, przed bitwą pod Grunwaldem, wychodziły z naszego lasku, tu, na tej drodze - od razu wyjaśnia. - A ta scena była kręcona pod Kolinczem. Tam wyżej.

Uruchomiona pamięć

Domek z czerwonej cegły, w którym mieszkają Barbara i Mieczysław Hermanowie, stoi tak jakby na zapleczu stada ogierów w Kocborowie. W jego części mieszkalnej. Od berlinki go nie zobaczysz. Za oknem las, w środku stara drewniana podłoga, stara jak ten dom i nadal solidna jak doskonałe drewno, z którego ją wykonano. Aż lśni. Mieczysław Herman od razu uruchamia swoją pamięć, bo cieszy się na samą myśl, że znowu ta cała filmowa karawana mogłaby tu zawitać.

- Tylko, czy ja tym razem mógłbym cokolwiek przy filmie robić? - pyta. - Chyba jestem już za stary? Przy pierwszej ekranizacji ?Krzyżaków? zajęcia mi nie brakowało. Byłem w drużynie Juranda, grałem Tatara, nawet dublowałem tego znanego aktora, no Niemczyka, co grał Fulco de Lorche. Tego zacnego rycerza z Zachodu.
Tego co się w Polkach kochał i co chwilę inną uważał za najpiękniejszą na świecie... Danusię, Jagienkę...

Tak się zaczęło

To że Aleksander Ford w 1959 roku zadecydował o tym, by wiele scen do ?Krzyżaków? kręcić na Kociewiu nie było przypadkiem. Mamy piękne krajobrazy, pasujące do sienkiewiczowskich opisów. No i mamy stado ogierów, gdzie ponad 250 koni z całej Polski i nie tylko uczestniczących w scenach batalistycznych można było ?przechować?. Mamy także ukryte w lesie jezioro Jamertale, na którym zbudowano gród Juranda ze Spychowa. A tuż obok zbudowano Bogdaniec - rodzinną siedzibę Maćka i Zbyszka z Bogdańca. Aż żal, że z tych wszystkich budowali pozostały tylko pale na Jamertale. Tak mielibyśmy wspaniałą atrakcję turystyczną - szlakiem choćby Juranda ze Spychowa.

Ford z całą ekipą przyjechał na Kociewie w lipcu 1959 roku. Wszystko do kręcenia filmu było już przygotowane. Stado ogierów także. Prawie wszyscy pracownicy zostali zaangażowani do pracy przy filmie - w różnych rolach, nie tylko aktorskich. Każdy miał jakieś zadanie do wykonania.
Mieczysław Herman natychmiast przynosi album. Natychmiast pokazuje zdjęcia. On miał chyba najwięcej szczęścia. Mógł tym filmem żyć i to niezwykle.
- Do tej drużyny Juranda wybrano mnie z setek chłopów - zdradza. - Z całej Polski.

Jeździec Herman

- W tym filmie reżyserowi bardzo zależało na wysokich, dobrze zbudowanych statystach potrafiących jeździć konno - mówi. - Ja oczywiście umiałem. I to dobrze, bo po wojnie uczestniczyłem w wielu zawodach jako jeździec, ale nie sądziłem, że dostanę takie zadania. Wybierano tych statystów z wszystkich 19 stad ogierów w Polsce.

Herman spodobał się ekipie filmowe, stąd został wybrany do dziewięcioosobowej drużyny przybocznej samego Juranda ze Spychowa i był w samym centrum filmowych zdarzeń. Siedział dniami w Spychowie, uczestniczył w tych potyczkach Juranda z Krzyżakami, był przy nim gdy Zbyszko przywiózł Danusię i krzyczał ?na pohybel?, gdy chcieli bić z zemsty Krzyżaków. Dobrze pamięta też samobójczą scenę tego Zygfryda de Loewe, bo odprowadzał go do granicy, która nie była tak daleko, gdyż w Godziszewie.
- Co też ci ludzie opowiadają o tym drzewie, na którym Krzyżak się powiesił - mówi Herman, gdy mu wyjaśniamy, że niektórzy sądzą, iż ono nadal stoi. - To drzewo nigdy nie stało. To była stara grusza, wycięta o... stamtąd. Tam niedaleko.
Herman mówi to znowu zdecydowanie, patrząc przez okno w kierunku ogrodu. Zawsze mówi zdecydowanie - taki już jest. Potwierdza to żona Barbara. Ona też chciała w tym filmie zagrać. Niestety, miała małe dzieci i rola matki pochłaniała ją bez reszty. Mogła tylko słuchać, ale miała o czym, bo u nich mieszkała sekretarka planu. Miała więc informacje na bieżąco.
Taki film to wielkie przedsięwzięcie. Całe Kocborowo nim żyło.

Najdrobniejsze szczegóły

w statyście Hermanie odżywają wspomnienia, przypomina sobie najdrobniejsze szczegóły. Same przygotowania do kręcenia scen trwały bardzo długo. Charakteryzacja (dokładny makijaż, włosy, wąsy, rany kłute, cięte), próby podjazdów, najazdów, sceny batalistyczne. I ciągłe szkolenia. Wstawało się rano, wracało wieczorem. I przygotowywanie terenów do scen.

- W lasach, w stronę Kolincza, są idealne spady, pagórki wręcz stworzone do scen galopu. Były ?zarzucone? starymi korzeniami - wspomina Herman. - Aby je oczyścić, najęto sporo ludzi. Sprowadzono nawet więźniów ze Starogardu, którzy lasy podkopywali i oczyszczali.
W realizację filmu zaangażowani byli też wszyscy okoliczni mieszkańcy i to czasami w ciekawy sposób. Gdy w Kolinczu kręcono sceny zakończone śmiercią Danusi, rolnik musiał nawet wyciąć zboże, aby zrobić przejście dla orszaku. Był akurat lipiec 1959 roku. Nie żałował. Nikt niczego nie żałował. To było wielkie przeżycie dla wszystkich. Herman uczestniczył w nakręcaniu tej sceny, stał tuź przy Zbyszku i Danusi.

Cały czas

- Grałem udział w trzech scenach - wspomina natomiast Kazimierz Konkel, który także uczestniczył jako statysta w ?Krzyżakach?. - Między innymi w najważniejszej, w bitwie pod Grunwaldem. Wyglądałem jak prawdziwy rycerz, mimo że miałem zbroję z plastiku i drewniany miecz. Topory były gumowe, żeby ludzie się nie pozabijali. Oczywiście były także prawdziwe miecze i zbroje, ale mieli je tylko pierwszoplanowi aktorzy. Chodziło o to, aby nic nie podpadło i wyglądało jak najbardziej naturalnie.
- Ja miałem to ogromne szczęście, że grałem od początku do końca - mówi natomiast z dumą Herman. - Ubranie jakie nosiłem będąc w drużynie Juranda, było całe ze skóry. Każdego dnia zabierałem je do domu. Oddałem dopiero wtedy, gdy całkowicie zakończono zdjęcia.

Herman opowiada jak to film powstawał. Stosowano najróżniejsze triki, pewnie że nie tak nowoczesne jak dzisiaj. Wtedy o komputerach w filmie nawet nie słyszano. Krew zastępowano sokami, martwych jeźdźców dublowały kukły. Konie, które miały być martwe, usypiano, tak by spały jeszcze 2-3 godziny po bitwie na polu. Pod ?nieżywego? rumaka wsuwano jeźdźca i kręcono krwawe sceny. Zdarzało się, że konia usypiano na amen. Były trzy, cztery takie przypadki. Nie przez błąd, jeden złamał nogę, inne już nie nadawały się do hodowli i można było je uśpić.
Praca przy filmie nie była taka łatwa. Czasami cały dzień statyści czekali w lesie na swoją kolej i się nie doczekali. Skracali sobie czas grą w karty. Gdy już przychodziło do kręcenia scen, nie było zabawy. To była ciężka praca. Każdą scenę kręcono trzy razy i dopiero następnie wybierano najlepsze ujęcia.
- Wracałem wieczorem do domu zmęczony i dosłownie czarny - zdradza Herman. - Tak się kurzyło na planie. Ale co tam. Człowiek się umył i szedł do świetlicy w stadninie. Wieczorem już mogliśmy zobaczyć sceny nakręcone danego dnia. To było przeżycie, człowiek siebie szukał. Czasami było widać tylko plecy.

Za Niemczyka

Mieczysław Herman nie tylko był przy Jurandzie ze Spychowa czy udawał Tatara. Nie tylko bił Krzyżaków i walczył pod Grunwaldem. On był także dublerem samego Leona Niemczyka, tego co grał zacnego rycerza z Zachodu - Fulco de Lorche.
- Wtedy aktorzy nie umieli jeździć konno - zdradza Herman. - Czego można się nauczyć przez miesiąc? Chyba tylko wsiadania i spadania z konia. Niemczyk w ogóle nie umiał jeździć, to musiałem go zastępować. Zawsze. Jak w tej słynnej scenie wjazdu przedstawicieli króla polskiego na zamek w Malborku.
Z tym też jest związana ciekawa historia. Tak naprawdę na zamku nie kręcono żadnych scen znanych z filmu. Coś się przed samym filmem spaliło i wszystkie sceny w środku kręcono w rzeczywistości w studiach filmowych w Łodzi.
Herman zastępowanie Niemczyka wspomina ciepło. Zdążył go polubić, trochę wczuwając się w jego rolę. Panowie nawet z sobą wódkę wypili. Bo nie tylko filmem można było żyć. W Kocborowie wojsko zbudowało dla filmowców całe miasteczko z prawdziwym, oficerskim kasynem. W tamtym czasie Kocborowo i okolice były wręcz taką kociewską fabryką marzeń. Namiastką Hoolywood.
I tak samo barwną.
- Na te niedźwiedzie, by ratować Maćka, to Zbyszko zasadził się w kocborowskim parku - zdradza pani Barbara. - Mieli przygotowane w klatce dwa niedźwiedzie.
- A bobra Jagienka upolowała w parku oliwskim - dodaje pan Mieczysław, natychmiast pokazując zdjęcie. Ma ich naprawdę sporo, z każdym związana jest jakaś historia. Na tych, na których sam jest, można zauważyć krzyżyki zrobiono długopisem. Nad swoją głową.
- Pamięć mam dobrą, ale to wszystko przekażę wnukowi - rzuca tak od niechcenia Herman. - On musi wiedzieć, gdzie jego dziadek jest. Gdzie był, co grał. W przebraniu człowiek wygląda inaczej. Zresztą ?Krzyżaków? kręcono 46 lat temu!

Dobry zarobek

Mieczysław Herman wspomina tamten czas niezwykle ciepło. Zaprzyjaźnił się z całą ekipą.
- Bardzo ciepło wspominam znajomość z aktorem odtwarzającym rolę Zbyszka - dodaje. - Zżyłem się z nim. Tymczasem pewnego dnia dałem mu swojego najlepszego konia, a on z niego spadł i złamał nogę. Ale nie był zły, a my, mieszkańcy Kocborowa, się nim opiekowaliśmy.
Dało się nawet nieźle zarobić. Za dzień statystowania otrzymywał 125 złotych, gdy w stadzie za cały miesiąc pracy dostawał 700 złotych. Wystarczyło, że się ubrał, już miał płacone, choćby nie nakręcono żadnej sceny.
- Bo pogody pan nie przewidzisz - wyjaśnia. - Dacie mi znać, jak będziecie już coś wiedzieli o drugiej ekranizacji? Może by tak jednak jakaś rola dla mnie się znalazła...
Znowu zerka na zdjęcia.
- Tu prowadzę orszak, tu jestem w Spychowie, a tu w Bogdańcu - mówi. - Ale to był czas. Chciałoby się to powtórzyć.
Może się uda. Ukochane Kocborowo Hermana, bo tu się urodził, jest takie samo, okolice także. Nic tylko kręcić po raz drugi ?Krzyżaków?. Linda do pracy.
Znowu mielibyśmy fajny czas i Kociewiacy mogliby na tym nieźle zarobić. Tylko tym razem Spychów i Bogdaniec powinny pozostać na stałe. Takiej atrakcji turystycznej zazdrościliby nam wszyscy.
Jacek Legawski

Za tygodnikiem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz