Paweł i Urszula Lange mieszkają obok Gertrudy i Alfonsa przy ul. DH Grzybka - należącej do Kocborowa). Paweł Lange jest starszy od Alfonsa, urodził się w 1924 r., pamięta więcej.
- Mój ojciec był robotnikiem w Kobierzynie - opowiada o przedwojniu - pracował w 220-hektarowym lesie. Poniatówki zaczęli budować w Rościszewie, Obozinie, Bączku, Kokoszkowach i Bolesławowie. Miałem wtedy 13 lat i pamiętam. Na wiosnę była podzielona ziemia i potem do zimy budowali. Zimą już mieszkaliśmy. Ostatni ze stodół wyprowadzili się w grudniu. Ze stodół, bo one były pierwsze stawiane, potem obory - jak to mówią - chlewy.Poniatówki nie były tylko dla górali. Też dla robotników rolnych. Pierwszeństwo mieli robotnicy rolni z parcelowanych majątków. Ministrowi Poniatowskiemu chodziło o to, żeby - przez parcelację - zniszczyć Niemców, na przykład w Modrowie, chociaż w Obozinie właścicielem był Polak, jaśnie wielmożny pan Karwat.
- Jaśnie wielmożny pan popadł w długi, zbankrutował i za długi wzięli mu ziemię - śmieje się pani Urszula.
A skąd pani wie? - pytam.
- A bo oboje jesteśmy z rejonu godziszewskiego - wyjaśnia pani Lange. Przyjechali "powodzianie", górale (już dla nich nie było ziemi w górach) i nagle wyszło, że dla tych z godziszewskiego ziemi zabrakło. Dlatego musieli przyjechać tutaj. Ja jestem z Rościszewa, mąż z Kobierzyna (już ta miejscowość nie istnieje).
- Czy było losowanie ziemi pod poniatówki? - ciągnie Paweł Lange. - Nie. Z godziszewskiego przyjechało pięciu na rowerach jako pracownicy rozparcelowanego majątku. Mieli prawo wyboru placu, miejsca.
Pan Paweł zdradza szczegóły
Gospodarstwa z poniatówkami nie były tanie. Przeważnie cała rodzina się składała, żeby zapłacić pierwszą ratę. Potem przez pierwsze 3 lata się nie płaciło. Resztę rozłożono na 50 lat. W rzeczywistości nie płaciło się 8 lat - 3 lata przed wojną i 5 podczas okupacji.
Pierwsza wpłata za najmniejsze, 5-hektarowe gospodarstwo, wynosiła 1000 zł. Dla porównania krowa kosztowała od 100 do 150 zł, ford - 4000 zł, 50 kg żyta - 7 zł.
Wypłata za 10-hektarowe gospodarstwo wynosiła 2200 złotych.
Oprócz tego trzeba było dopłacić po 150 zł za studnię i sad, gdzie każdemu nasadzono 50 drzew owocowych (gruszki, czereśnie, porzeczki, najwięcej jabłoni, pestkowych nie było) plus 10 krzaczków czarnej porzeczki.
- Po wojnie trzeba było nadpłacać. I nie spłacać przez 50 lat, tylko przez 20. Zaległość przeliczali za żyto - tak, żeby suma wychodziła ta sama.
Przed wojną dali gospodarstwo, a po wojnie je zabrali - z nutką goryczy stwierdza pani Urszula. - Musowo zapisali do spółdzielni w Kokoszkowach i nagle z naszej prywatnej ziemi zrobiła się spółdzielnia. Zmieniło się w 1956.
- Poniatówki powstawały w elementach. W Kokoszkowach na polu (za pomnikiem była firma. Jan (?) Wiśniewski, z rodziny, co mieszka koło bóżnicy, woził te elementy w sześć koni. Pamiętam, jak przywiózł do nas. Rano wychodzę do szkoły w Kokoszkowach, widzę - przychodzą cieśle. Wracam ze szkoły po południu - wierzyć się nie chce: dom już stoi, choć jeszcze bez eternitu. Dom wznoszono przez dzień.
I jeszcze pamiętam - po chwili dodaje pan Paweł całkowita wartość domu 3500 zł, stodoły - 21500 zł, chlewu - 2500 zł.
W Rościszewie postawiono 32 poniatówki. W Kokoszkowach 31, na Kochankach - 4. Są też gdzie indziej, sporo w powiecie tczewskim.
- Ale pan wszystko pamięta! - kręcę głową z podziwu.
- Z tamtych lat pamięta - wtrąca z iskrą żartu w oku Urszula. - Taki stary młodość w szczegółach pamięta, ale co on wczoraj na obiad miał, to on nie wie.
Pan Paweł zdradza fragment historii swego życia
Dr Józef Milewski pisał, że Niemcy listę dawali do podpisania od 21 lat, a to nie było tak. Dawali od 18 lat. W 1942 r. można było podpisać albo i nie podpisać. Ja nie podpisałem. Niektórzy też nie podpisali. Właśnie nie wiadomo było, co będzie, jak się nie podpisze.
Za to niespodziewanie poszedłem do lagru. Dwa wagony nas ze Starogardu wywieźli. Do Berlina. Stamtąd, po 3 tygodniach, na wyspy normandzkie. Kopaliśmy rowy, pracowaliśmy w porcie - załadunek i wyładunek, robiliśmy na placu drzewnym. Wołali nas po numerach. Ja byłem numer obozowy 1126.
Pamiętam, kto wtedy, w tych dwóch wagonach, jechał ze starogardzkiego dworca. Bernard Kościński ze Starogardu, Władysław Wołoszyk, Aloś Walentowski z Wodnej, Bruno Stolp z Owidzkiej (zginął na wojnie), trzech braci ze Szczodrowa, Gadomski (?), Klasa, z Liniewa Alfons Grabe (później był wójtem), z Lipusza trzech braci (jeden przed wojną uczył się w seminarium w Pelplinie, po wojnie wszyscy zostali księżmi - zapomniałem nazwiska), z Sumina Konrad Osowski, Józef Zbylicki, Konrad Loska (ostatni numer - 1248). Byli też z Gdyni, z Poznania, z Torunia.
O tych robotach można by opowiadać... Dzisiaj nie mam żadnych papierów, dokumentów. Do stażu pracy nawet nie zaliczyli - nie ma świadków. Nie należą też do związku poszkodowanych. W żadnym związku kombatantów nie jestem. A tych kombatantów przybywa...
Pan Paweł, kocborowski pielęgniarz (37 lat pracy), milknie. Jest w jego sercu zadra, w oczach coś jakby łzy albo zapalenie spojówek. Teraz rozumiem, dlaczego biednemu zawsze wiatr dmie w oczy. "Wyszedł" na tej wojence, nawet mu kombatanctwa nie dała.
Żona - też pielęgniarka w Kocborowie przepracowała 30 lat.
Ciekawostka
Ach jeszcze jedno - ożywia się pan Paweł. To dla was będzie ciekawe. Kamienie pod mostem koło gazowni mają wyryte litery "FD" - od "Feejsztad Dancyś" i "P " - Polska To są kamienie - słupy graniczne Polski z Wolnym Miastem Gdańsk. Skąd wiem? Kobierzyn, gdzie przed wojną mieszkałem, leżał przy samej granicy.
Żegnam się z panią Urszulą i Pawłem Lnge. Co człowiek - historia - myśę. Wieczór. Przy barze "Pod Choinką" stoliki, przy stolikach młodzi piją piwo. Zmierzam do Godlewskich - może tam znajdę plany domku. Rodzina Godlewskich ma pyszną chałupę, zza której nieśmiało wygląda poniatówka. Godlewscy akurat są w niej, nie w nowym. Mieszkają w poniatówce, bo powietrze suche. Pełni funkcję letniego domku. W dużym murowanym domostwie ogląda się telewizję, przyjmuje gości i nocują. Planów poniatówki, niestety, nie mają.
Tadeusz Majewski 1995 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz