piątek, 11 listopada 2011

BARBARA DEMBEK-BOCHNIAK. Waga (felieton)

Mikołaj obdarował nas inteligentną wagą elektroniczną. Ponoć umie powiedzieć ile mamy tłuszczu, wody, kości w organizmie, ile dostarczamy sobie energii. Kiedy porówna się to z tabelami, to będzie wiadomo, który gatunek człowieka jesteśmy. Warunek był taki, że trzeba stanąć na nią boso. Phi! Też coś! Co za różnica...

Stanęłam w skarpetkach. "Error!" (błąd) - powiedziała waga. Wtedy przeraziłam się. Nie dała się przechytrzyć! Szybko zdjęłam skarpetki i jak ta pasterka gąsek boso, z pokorą zajęłam miejsce, aby ponownie, ale już bez oszukaństwa poddać się analizie. Pokazała się fala prostokącików, zamigotało i w języku lengłidż podało szybko procenty i informacje. Mąż uzbrojony w przybory do pisania notował kolejne wartości. Potem była zmiana. Mąż na wagę, ja do kartki i długopisu. Tabele, porównanie wyników… Ja mam lekką nadwagę… Tak patrzę w lustro i widzę owe nadkilokgramy w tych i owych partiach w postaci poprzyczepianych na sznureczkach torebek z cukrem. To taki konformizm przez wizualizację - wystarczy przeciąć sznureczki i nadwagi nie będzie. Proste. Mąż realista proponuje podobno najskuteczniejszą dietę - dietę MŻ (Mniej Żreć). Ale zacznę od nowego roku. Albo jeszcze lepiej od 2 stycznia. Albo jeszcze lepiej - wcale. U męża wychodzi ciekawiej. Bo oto okazuje się, że u mojego faceta mięciutkiego jak kaczuszka, przy obecnym stanie kilogramowym brakuje w organizmie kilku kg kości! Teraz myślimy wspólnie, jak to nadrobić. Co innego pozbyć się kilku kilogramów, co innego nadrobić kości… No jak?! Taka ta waga mądra. Może by podpowiedziała!

A propos wag. Aż trzy wagi opisywane są w świątecznym magazynie klienta pewnej spółki z o.o. Można go wziąć ze stoliczka w sklepie owej firmy, zupełnie bezpłatnie! Lubię czytać ten magazyn. Przypominają mi się wtedy filmy z Polskiej Kroniki Filmowej puszczane za czasów mojej wczesnej młodości przed seansami w kinie. Takie z aurą wszech panującej propagandy sukcesu. Do tego w każdym numerze "Łubu Dubu, łubu Dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu! Niech żyje nam! To mówiłem ja…" (pan prezes poczęstował cukierkiem, pan prezes ma w gabinecie nowocześnie i czyściutko, zdjęcie pana prezesa z wakacji za granicą, zdjęcie z wnuczkiem - można powiedzieć: "najs end kjut"). Jest w tym magazynie rubryka "Znani, nieznani" traktująca o pracownikach Firmy. Przedstawiono w niej kolejne cztery postacie, z czego trzy spod znaki wagi. W ankiecie jest pytanie "Największy autorytet". Numer świąteczny i jakież moje "rozczarowanie". Otóż zwykle w odpowiedzi padało nazwisko prezesa. Tym razem wyważone odpowiedzi trzech wag i koziorożca- trzy razy wskazany jest Jan Paweł II, raz rodzina. Prezes musiał podpaść… Może za małe bony świąteczne?... Ankiety dają też pewne rozeznanie w trendach muzycznych. TOP z Lasów. Też mnie to interesuje. Na fali jest jeszcze Feel. W tym samym numerze rady dla zmarzluchów. "Aby rozgrzać zmarznięte dłonie trzeba wsunąć je pod pachy, a kiedy minie ich sztywność, wkładamy ręce pod strumień zimnej wody, zwiększając stopniowo jej temperaturę, aż do ciepłej". To ja radzę taniej, szybciej i bardziej ekologicznie. Na zmarzniętych łapkach usiąść ciepłą, zwykle miękką pupą. Nie marnujemy wody, a rączki będą ciepłe raz dwa. Nie wierzycie? Wypróbujcie! Trzeba tylko ubrać kapotę, ciepłą czapkę na uszka i ruszyć na dłuuuuuugi spacer po zimowym Kociewiu. Zdrowe to i przyjemne. Przy okazji nadkilogramy można zredukować!

Barbara Dembek-Bochniak

zima 2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz